Czy możesz powiedzieć kilka słów o sobie?
Mateusz R.M. Rogalski, prawie podróżnik, prawie pisarz, autor powieści fantasy z cyklu „Obrońcy Ahury”, prezes Polskiego Stowarzyszenia Autorów Niezależnych „Samowydawcy”, redaktor naczelny czasopisma „Daję słowo”, redaktor antologii „Własna ścieżka” i „Ślady na śniegu”.
Jak zaczęła się twoja przygoda z fantastyką?
Tradycyjnie jak u większości – od książek! Kiedy w me łapy wpadły „Opowieści z Narnii”, „Hobbit”, a następnie „Wiedźmin” – wiedziałem, że przepadłem! Na kilka lat zaginąłem w świecie gry „Heroes of Might and Magic III”. Jednak to dopiero sesje RPG wchłonęły mnie całego. Zaczynałem od „D&D”, „Warhammera”, następnie były już GURPS, „Mrok i Krew” – autorski system z Legnicy. I tak po dziś dzień.
Jesteś członkiem Gladiusa – Legnickiego Stowarzyszenia Fantastyki. Jako człowiek fandomu zacząłeś pisać. Czy doświadczenie zdobyte w klubie przydało się przy tworzeniu książek?
Oczywiście! Sesje RPG, jakie miałem nieopisaną przyjemność odegrać w „Gladiusie” do tej pory są kopalnią inspiracji! Tam poznałem nieopisanych mistrzów gry, pełnych nieokiełznanych pomysłów! No i ci gracze! W Legnicy spotkałem ludzi, którzy grali całymi sobą, z nimi każda sesja wyglądała niczym mini LARP.
Z opisu książki i z przeprowadzonego wywiadu wiem, że pierwsza część powstała na podstawie sesji RPG. Czy mógłbyś opowiedzieć, skąd pojawił się pomysł na książkę?
Właśnie z sesji RPG odbywających się w klubie. Przez ponad rok czasu, regularnie w każdy czwartek, spotykaliśmy się, aby przenieść do Ahury! Przygody, które tam przeżyłem, tak wyraźnie zapadły mi w pamięć, że pomimo upływu dekad, te wciąż są żywe. Kiedy po piętnastu laty od zakończenia sesji, przypadkowo znalazłem notatki z niej prowadzone, wiedziałem że muszę coś z tym zrobić. Ten materiał był i jak widać po opiniach czytelników, jest wart spisania na karty książki.
Kim są bohaterowie?
To gracze. Mogę zdradzić imię, pobudki i historię każdej z postaci ale po co? To co w nich najważniejsze to fakt, że moi bohaterzy są odwzorowaniem postaci granych przez żywe osoby. Dzięki temu są tak mięsiste, wyraźne i charakterne! One często popełniają błędy, robią coś głupiego lub zachowują się nieodpowiedzialnie, ale to właśnie dzięki temu, tak głęboko zapadają czytelnikom w pamięć.
Czego możemy się spodziewać po książkach? Przybliż historię.
Świat rycerski z odrobiną magii! Dużo wina, ładnych pań, nie zawsze krystalicznych rycerzy, ale przede wszystkim przygoda. Przygoda z humorem! W końcu przydomek powieści z ADHD musi z czegoś wynikać.
Czy możesz opowiedzieć o antologiach, których byłeś redaktorem?
„Własna ścieżka” i „Ślady na śniegu” to pierwsze dwie antologie, jakie wyszły spod piór Samowydawców. Pierwsze, ale z pewnością nie ostatnie, bo już na ten rok są planowane kolejne. To co jest ich najmocniejszą stroną, to różnorodność! Fantasy, romans, kryminał SF, obyczajówka – każdy, naprawdę każdy się tu odnajdzie!
Czy myślałeś o napisaniu książki science fiction?
Nigdy. To nie są klimaty, w których czułbym się aż tak pewnie i swobodnie, aby podjąć się kreowania własnych światów. Jako wielbiciel historii uważam, że światy fantasy osadzone w quasi średniowieczu są znacznie bliżej memu sercu.
Jakich pisarzy science fiction możesz polecić?
Niewielu, bo i niewielu czytałem. Z pewnością każdemu i zawsze polecam Lema. On był geniuszem, a jego książki to prawdziwa orgia dla umysłu i wulkan intelektualnych doznań.
Jak odbierasz dzisiejsze science fiction i fantasy?
W sprawie SF nie będę się wypowiadał, zbyt mało czytam, aby czuć się pewnie. Jeśli natomiast chodzi o fantasy – tu widzę niesamowity rozwój. W porównaniu do fantasy, jakie ja czytałem, tzw. starego fantasy, powstałego przed 2000., współczesne jest znacznie bardziej pruderyjne, swobodne, bardziej „multi”. Czy to się komuś podoba czy nie, fantasy także się rozwija. Wystarczy porównać książki Le Guin z Sandersonem – to przepaść. Nie zamierzam oceniać, które są lepsze, a które gorsze – de gustibus non est disputandum! Pozwolę sobie tylko zacytować Arkadiusza Saulskiego (autora znakomitych książek fantasy w klimatach japońskich), który o „Obrońcach Ahury” powiedział, że „to jest zaje… dobrze napisana książka. Fabularnie to takie fantasy jak z lat 90., tyle że pisane dzisiaj – czyli coś w sam raz dla mnie – ale językowo Mateusz Rogalski jest jednym z najsprawniej piszących autorów. Zdecydowanie najlepszy self jakiego czytałem jak dotąd, a trochę czytałem.”
Odwiedziłeś sporo konwentów. Jak oceniasz postpandemiczną kondycję polskiego fandomu?
Hmm… Ciężka sprawa. W zeszłym roku (2022) byłem na ponad trzydziestu targach książki, konwentach fantasy czy festiwalach fantasy. Muszę przyznać, że wyglądały różnie. Niektóre były… słabe, a inne z kolei rewelacyjne! Widać, że organizatorzy szukają, próbują co rusz nowych sposobów na pozyskanie gości. Dzięki temu współczesne konwenty, tak jak i wszystko po pandemii, zmieniają się i ewoluują. Jedne w lepszą, drugie w gorszą stronę, ale najważniejsze, że nie stoją w miejscu. A i sam „Gladius” również zamierza zaskoczyć w tym roku wszystkich wielbicieli RPG.
Czy masz w planach prace nad nowymi książkami w świecie Ahury?
Oczywiście. Obecnie pracuję nad jedną powieścią – ale to jeszcze pozostaje w fazie tajemnicy – która jest osadzona w Dahaku, rodzimym państwie głównego bohatera „Obrońców Ahury”, Arisa Esnaf’ara. A następnie siadam do tomu trzeciego, który koniecznie musi się ukazać w 2024!
Co było najtrudniejsze dla ciebie podczas tworzenia?
Pisanie! To, co powtarzają wielokrotnie wszyscy autorzy i to, czego zamierzam też nauczać w założonej z Moniką Litwinow Akademii Powieściotwórstwa, najtrudniejsze w tworzeniu książki jest pisanie. Trzeba usiąść na dupie i pisać! Regularnie, każdego dnia pisać cokolwiek! Czasami się napisze tylko po to, aby dnia następnego to wykasować, ale tu chodzi o wyrobienie nawyku pisania. Dzień bez pisania to dzień stracony!
Czy masz swoich „mistrzów” pisarskich? Jeśli tak, to jakich i dlaczego to właśnie oni?
Są autorzy, którzy swoją twórczością wywarli na mnie olbrzymi wpływ. Stanisław Lem – za to, że jest geniuszem! Joanna Bator za wielowątkowość. Ursula Le Guin – za styl, którego nikt nie doścignie. Jacek Dukaj – za „Lód”. Anna Brzezińska – bo najlepszą polską pisarką fantasy jest!
Czy z fantastyki się wyrasta i przeskakuje do innych, modniejszych gatunków?
Osobiście nie uważam, aby z fantasy się wyrastało. Ten gatunek jest tak zróżnicowany, że na każdym etapie swojego życia znajdziemy tu coś dla siebie. Książki Mateusza Cetnarskiego (najmłodszego polskiego pisarza fantasy) są przeznaczone dla nastolatków, powieść Izabeli Redesiuk czy też moje, trafią do odbiorcy dorosłego, a do, parokrotnie tu już przytaczanego Stanisława Lema, niektórzy nigdy nie dorosną. Także jeśli ktoś ma kryzys z fantasy i uważa, że wszystko przeczytał i ten gatunek niczym go już nie zaskoczy, niech da znać, podeślę kilka oryginalnych tytułów :}
Dzięki za poświęcony czas! Życzymy weny i dobrego feedbacku od czytelników!