Księżyc rozpada się na 7 części. Szybko okazuje się, że skutki tego zdarzenia będą dla mieszkańców Ziemi katastrofalne. Ludzkość przygotowuje garstkę swych przedstawicieli do wysłania w kosmos, by tam mogła przetrwać, odrodzić liczebnie, rozwinąć i wrócić na swoją planetę w odległej przyszłości. „7EW” Neala Stephensona to powieść o końcu świata i tym, co po następuje po nim.
Jest to hard sci-fi w starym stylu, co dla mnie oznacza śmiałe wizje przyszłości, podziw dla człowieka oraz nauki. Stephenson przedstawia w swojej książce świat u progu katastrofy, by później szczegółowo relacjonować próby przetrwania ludzkości i odnalezienia się w nowym świecie. Z tym że jest to spojrzenie zimne i oddalone, globalne – niewiele tu rozterek i emocji, indywidualizmu. Bohaterowie są ledwie zarysowani i dość archetypiczni (odważni dowódcy, śmiały milioner-wizjoner-indywidualista, porywcza inżynier, czy opanowany naukowiec), brakuje ich przekonujących sylwetek, a przeżywane przez nich dramy raczej słabo oddziałują na czytelnika. Z drugiej jednak strony – wydaje mi się że rzeczywistym bohaterem jest tu ludzkość, najważniejszy jest jej dorobek intelektualny i to on pozwala na przetrwanie. Gdy w działania bohaterów wkrada się nieracjonalność, losowość czy porywczość – nieszczęście gotowe. Kosmos u Stephensona to miejsce gdzie trzeba myśleć klarownie i racjonalnie.
Cenię tę książkę za wspaniałą próbę przybliżenia jak skomplikowane są podróże okołoziemskie, jak wielkim wysiłkiem są dla ludzkiego organizmu, jego psychiki. Jest to powieść o próbie skolonizowania przestrzeni poza Ziemią, mieszkańcom umierającej planety autor nie przeznacza zbyt wiele miejsca. Jak wspomniałem jest to zimne, wykalkulowane spojrzenie, autor dość wygodnie zakłada że na Ziemi w obliczu nieuniknionej katastrofy panuje z grubsza ład i chyba celowo nie rozwodzi się nad ich losem. Może wydawać się że brak tu empatii i jest to sprzeczne z nieodłącznym dla gatunku humanizmem, mamy jednak kilka sytuacji, gdy postacie opuszczają nieznacznie gardę i myślenie zadaniowe („ludzkość musi przetrwać”) i w tych momentach autor dość subtelnie zaznacza dramat bohaterów. Mimo wszystko jednak nie jest to na pewno opowieść o emocjach czy przeżyciach, tu pierwszy plan ma zdecydowanie nauka. Przez większość powieści jest to technologia bardzo zbliżona do naszego obecnego poziomu (poza bardziej zaawansowaną robotyką), dopiero w końcowych rozdziałach mamy wizje pełne rozmachu, choć Stephenson cały czas stara się je przekonująco opisywać i uwiarygadniać.
Dwie trzecie powieści to znakomite science fiction z technologią w roli głównej, ostatnia część książki mnie wydała się nieco słabsza. Autor próbuje tam również słusznie zaakcentować, że nie samą nauką człowiek żyje i nie tylko ona gwarantuje mu przetrwanie i rozwój, jednak robi to trochę niezręcznie. Zbyt rozlegle opisuje prostą i dość przewidywalną historię, a niektóre opisy inżynierii przyszłości nieco mnie nużyły, tak jakby autor nieco się zagalopował. Niemniej w nieznacznym tylko stopniu obniża to odbiór tej wspaniałej powieści. Świetny materiał do refleksji o ludzkości i jej przyszłości.
Powieść może wydawać się skierowana tylko do geeków, facetów – pasjonatów inżynierii – tak jednak nie jest. Całość jest bardzo przystępnie napisana, przez co nie natrafiamy na bariery z powodu braku wiedzy na temat fizyki czy genetyki. Autor odcina się też od postrzegania nauki jako rzeczy która może interesować tylko mężczyzn, postacie żeńskie nie są tu w żadnym wypadku statystkami czy „paprotkami” – to w dużej mierze one kształtują przebieg wydarzeń, a ich wkład w dalsze losy ludzkości jest kluczowy.
Większość tego tekstu to moja recenzja z lubimyczytac, można śmiało klikać!
Zapowiada się smakowicie a ja się już jakiś czas na nią zasadzam 🙂