W filmowym Deadpoolu strasznie nie podobała mi się fabuła, ale humor bawił mnie na tyle że zainteresowałem się materiałem źródłowym. I mam podobny problem! #neverhappy
Warto wspomnieć że „Martwi Prezydenci” to pierwszy komiks z Deadpoolem w Polsce, więc oczekiwania były dość duże. Czy podołał?
Jakiś nekromanta wskrzesił byłych prezydentów USA żeby naprawili ten zepsuty kraj, ale nie wszystko poszło po jego myśli i Waszyngton z ekipą postanowili zniszczyć Stany. S.H.I.E.L.D. musi się tym zająć, ale Kapitan Ameryka lejący po mordzie Lincolna niezbyt dobrze wygląda w gazetach, więc trzeba znaleźć kogoś mniej medialnego, kto zajmie się brudną robotą i ponownie uśmierci ukochanych przywódców. Najemnik, którego nikt nie lubi nadaje się do tego idealnie.
Scenariusz Briana Posehna i Gerry’ego Duggana jest odpowiednio odjechany dla Deadpoola, i sprawdza się jako pozbawiona refleksji historyjka o superbohaterze. Ale, o ile sama historia jest bardzo spoko, trzeba pamiętać że jest to komiks Marvela, więc autorzy chcą nam przekazać jak najwięcej informacji na jak najmniejszej przestrzeni. Fabuła pędzi, Deadpool skacze z miejsca na miejsce, od prezydenta do prezydenta, kadry w przytłaczającej większości pokazują akcję od wydarzenia do wydarzenia, a czytelnik nie ma nawet chwili wytchnienia, i za cholerę mi się to nie podoba. Owszem, jest to komiks skupiony na akcji, ale dobry komiks akcji potrafi na chwilę zwolnić, żeby nadać tempo historii. „Deadpool” nie potrafi, i galopuje jak najszybciej, żeby tylko zmieścić wszystko na stu dwudziestu stronach.
Na szczęście da się to jakoś znieść, bo humor jest świetny. Liczne odniesienia do popkultury czy amerykańskiej historii, i sam Deadpool przypominający postać z oldschoolowej kreskówki, robią robotę. Podczas czytania uśmiech nie znikał mi z twarzy, a kilka razy nawet głośno się zaśmiałem. Żarty z „Martwych Prezydentów” dostają ode mnie znaczek jakości. Chociaż tłumacz mógł sobie darować polskie wstawki, bo to już któryś nie-polski komiks (przy tym tłumaczu, Oskarze Rogowskim, to pierwszy raz, ale innym też się zdarza) w którym widzę tekst z „Seksmisji”. Poza tym tłumaczenie jest ok, dobrze się czyta, ale serio, żarty z polskich komedii były zabawne 30 lat temu, a Kanadyjczyk przebywający w USA i cytujący Stuhra się kupy dupy nie trzyma.
O ile w scenariuszu jedne rzeczy mi się podobają, a inne absolutnie irytują, tak z rysunkami nie mam problemu, szata graficzna jest dla mnie idealnie średnia. Tony Moore, najbardziej znany z „The Walking Dead” (w Polsce „Żywe Trupy”), nie rysuje brzydko, ale też jego prace nie robią takiego wrażenia jak rysunki Jima Lee, czy Steve’a McNivena. Rysunki są tutaj tylko sposobem opowiedzenia tych wszystkich żartów, i to zadanie spełniają.
Dla fanów superhero 11/10. Ja Marvela nie lubię, ale bawiłem się nieźle, chociaż nie nazwę „Martwych Prezydentów” dobrym komiksem. Jest spoko, pośmiałem się, ale napakowana akcją dla trzynastolatków narracja jest zła i ciągnie w dół całość. Miałem nadzieję że komiks wyklaruje moje nastawienie do postaci, ale mam do niego tak samo mieszane uczucia jak to filmu, bo z jednej strony jest świetny, a z drugiej ssie. Uznam że jest niezły, bo żarty naprawdę wpasowały się w moje poczucie humoru, ale raczej nie sięgnę po kolejny tom.
6/10