Książka Łukasza Reczulskiego opowiada o początkach polskiego fandomu mangi i anime. Autor opisuje również narastający proces fascynacji mangą u nas i na świecie oraz sztandarowe produkcje, które często były zdejaponizowane. Ten fragment książki jest bardzo wciągający i mocno duchologiczny. Cofając się do lat 70. i 80. możemy zobaczyć, że wbrew temu, co mogłoby się wydawać – w PRL nie było smuty anime; z mangą oczywiście było o wiele gorzej.
Warto podkreślić naukowe zapędy autora, chociaż trochę się sam kryguje opisując metodę i techniki badawcze – według mnie jest to praca praktycznie naukowa o charakterze popularnym, ale nie jest to pozycja dla każdego. Wiadomo, że zainteresowani tematyką teorii komiksu i fandomu sięgną z ciekawości, podobnie jak i ci, którzy chcą po raz drugi przeżyć swoją młodość opisaną w sposób szczególny, ze zrozumieniem i z ciekawostkami. To również warto uwypuklić. W książce mamy masę ciekawostek, ficzerów i materiałów o wyjątkowym charakterze. Łukasz Reczulski przeprowadził wywiady z pięćdziesięcioma osobami z fandomu, a skontaktował się z przeszło 350. Są to wywiady z osobami z różnych części kraju i działającymi w różnych branżach; da się zauważyć pewną prawidłowość – są graficy i przedstawiciele demosceny (interesujący, chociaż nie zaskakujący, wątek).
Istotną częścią książki jest opisanie dyskusji o mandze w mediach czy, pisząc wprost – rozpętanej nagonki na mangę i anime i afery, jaką rozkręcili pracownicy mediów mieniący się dziennikarzami. Jest to niezwykle pouczające, gdyż sposoby i sztuczki socjotechniczne są znajome i jak widać, przez dwadzieścia czy trzydzieści lat nic się specjalnie nie zmieniło. Pamiętając czasy początku lat 90. cieszę się, że autor opisał przypadek Polonii 1 – nie da się ukryć, że oglądanie „japońskich bajek” było przeżyciem pokoleniowym. Rozkręcający się rynek wydawniczy, komiksy, czasopisma, konwenty, sieciowe dyskusje i własna twórczość – to wszystko zostało opisane z wykorzystaniem wspomnień działaczy fandomu. Mam nadzieję, że autor nie poprzestanie na tej pozycji i wyda kolejną poświęconą ostatniej dekadzie czy dwóm. Wdzięczne są części dotyczące własnej twórczości, jak się okazuje, nie tylko opisano ziny, ale np. kontakty z innymi fandomami, projekcje filmowe czy diskmagi.
Zdarzają się fragmenty dyskusyjne, chociażby rozróżnienie między fanami a miłośnikami czy niektóre ujęcia tematu, ale biorąc pod uwagę całość Narodzin… uważam, że jest to książka dla każdego fana (tak!) nie tylko mangi i anime czy komiksu, ale przede wszystkim dla wszystkich miłośników popkultury. Przydałaby się lepsza korekta i redakcja, ponieważ odniosłem wrażenie, że była zrobiona „po łebkach”. Oczywiście, że można było dodać więcej ilustracji czy fotografii i najlepiej w kolorze, ale wtedy pewnie cena byłaby zaporowa.
A tak, otrzymaliśmy bardzo dobrze napisane (chociaż językiem, który nie każdemu przypadnie do gustu) opracowanie pokazujące, że mody i trendy w popkulturze są cykliczne i wracają co jakiś czas – zbiega się to z wymianami pokoleniowymi w fandomie i odkrywaniem wielu obszarów na nowo.