„Kobiety” to dowód na to, że wydawnictwa komiksowe próbowały swoich sił w mandze.
„Kobiety” to historie o kobietach. Tak wiem – truizm, ale właśnie tak jest. Manga to zbiór niepowiązanych ze sobą opowiadań o różnych kobietach z czasów, gdy w Japonii zyskiwały one na niezależności. Jedne usiłują wykorzystywać mężczyzn dla własnej korzyści, inne staczają się po rozpaczy odrzucenia, a jeszcze inne chcą być dobrymi żonami. Bohaterki są tak różne, jak różne są kobiety i jest to zaleta tej mangi. Większość z nich ma swoje ambicje i pomysł na siebie. Raz jest on etyczny, a innym razem nie. Lecz pojawia się pewien problem. Relacje są dość sztuczne. W prezentowanych historiach brak dwuznaczności. Charaktery są prostolinijne, nawet jeśli parszywe. W kilku miejscach miałem wrażenie, że zatajono część ważnych informacji. Czy odrzucenie mogłoby kogoś popchnąć do zajęcia się prostytucją? Widać według autora tak, bo nastąpiło to kilkukrotnie.
Tomik wydano oryginalnie w 2007 roku, ale zawiera krótkie opowieści stworzone jeszcze w latach 70. W Polsce ukazał się on nakładem Kultury Gniewu w 2008. Okładka jest miękka ze skrzydełkami, na których umieszczono informacje o autorze i skrót opowiadań. Wewnętrzna strona okładki też jest zadrukowana. Wnętrze zawiera sześć niezależnych opowiadań zamieszczonych na 164 stronach żółtawego offsetowego papieru.
Lata 70. odbiegają trochę stylem rysunku od współczesności, ale wcale to nie znaczy, że kreska jest zła. Jest utrzymana na przyzwoitym poziomie. Twarze mogą się wydawać nieco groteskowe, jednak tak właśnie wygląda styl autora. Tła najczęściej są puste. Przedmioty, budynki i wnętrza to już zdecydowanie wyższy poziom.
„Kobiety” stworzył Yoshihiro Tatsumi. Dorastał w biedzie i do wysyłania komiksów do gazet w wieku 15 lat zmusiła go konieczność. Jeśli komuś to nazwisko nic nie mówi, to znaczy, że nic nie wie o historii mangi. To postać porównywalna z Osamu Tezuką, z którym zresztą współtworzył zręby mangi. Początkowo był nim zafascynowany, ale potem zbuntował się przeciwko niemu tworząc i propagując bardziej poważny styl rysunku i narracji nazwany gekiga. Styl ten powstał w latach 50., rozwijano go w latach 60., by eksplodował razem z nowym pokoleniem twórców w latach 70. Często porusza problemy drażliwe społecznie, brutalne i realistyczne. Podobny proces komiks zachodni zaczął przechodzić dopiero w latach 80., a my faktycznie jesteśmy na początku tej drogi. Dlatego gekiga nie nadaje się dla czytelników poniżej pewnego wieku. W Polsce wydano jeszcze jeden jego tytuł: „Życie – powieść graficzna”, będący po części autobiografią, a po części historią kształtowania się nurtu gekiga.
Ten komiks udowadnia, że polskie wydawnictwa wielokrotnie usiłowały wejść na rynek mangowy. Mimo to, a może właśnie dlatego, jest to właściwie pozycja nieznana wśród większości fandomu. A szkoda, bo tytuł jest wart uwagi. Niestety, nasze fandomy, mangowy i komiksowy, zbyt izolują się od siebie. Skutek jest taki, że manga „Wolverine Snikt!” nie spotkała się z zainteresowaniem, o takiej „Mandze sprzątania” to naprawdę nikt nie słyszał, a reakcja na wieść o powrocie Egmontu do mangi była bliższa konsternacji niż euforii. Z tego powodu wydawnictwa chcące wejść na rynek mangowy zwyczajnie nie dają rady.
Komu polecić? To ambitny seinen. Niewątpliwie najbardziej niedoceniona manga, jaka kiedykolwiek ukazała się na rynku polskim. Polecam go dojrzałemu czytelnikowi, któremu nie przeszkadza sztuczność relacji postaci i zainteresowanemu społeczno-kulturowymi realiami Japonii lat 70.
Plusy:
+ znany autor,
+ realistyczni bohaterowie,
+ podejście do tematu.
Minusy:
– sztuczność relacji.
Grafika: 3/3.
Fabuła: 3/3.
Wydanie: 2/3.
Ocena: 8/10.
Recenzja Mario na kanale Komiksem po łapach: