Filmy Mamoru Hosody mają w sobie magię. Podobnej magii spodziewałem się wybierając się do kina na „Belle” i dostałem jej więcej niż się spodziewałem.
Suzu w realu jest mieszkającą na wsi niewyróżniającą się z tłumu zahukaną szarą myszką, a w świecie wirtualnym megagwiazdą piosenki znaną jako „Belle”. Jest kochana, a nawet ubóstwiana przez miliony fanów na całym świecie. Poza światem „U” także dzieje się normalne życie, stanowiące jego przeciwieństwo. Suzu jest przeciętną uczennicą podkochującą się w chłopaku znanym z dzieciństwa. Wcześnie straciła matkę i nie potrafi nawiązać relacji z ojcem. Nie ma nawet odwagi, aby porozmawiać z kimś – poza jedną przyjaciółką.
W świecie „U” specjalna aplikacja tworzy awatar postaci skanując cechy fizyczne i psychiczne użytkownika i tworząc niepowtarzalny wizerunek. Jeśli w wyniku takiej operacji powstaje coś pięknego to można się rozpływać w zachwytach. A co, jeśli powstanie coś okropnego? Czy taka postać jest wewnętrznie potworem? Czy może to wynikać z żalu, poczucia skrzywdzenia i niemocy? Jaka będzie reakcja osób postronnych? Warto się nad tym zastanowić. Jednak „Belle” idzie dalej. Porusza bardzo wiele tabu w społeczeństwie japońskim. Od znieczulicy społecznej, poprzez uzależnienie od social-mediów, po wyobcowanie społeczne, zwane hikikomori i przemoc domową.
Z samych zwiastunów, filmów promocyjnych i tytułu, widać że mamy do czynienia z wariacją na temat „Pięknej i Bestii” oraz „Ready Player One”, a dla bardziej wtajemniczonych „Pięknej i Bestii” oraz „Summer Wars”, czyli jednego ze wcześniejszych filmów Hosody. Jednak jest to coś znacznie więcej. Opowieść o strachu i wstydzie w przepięknych plenerach i podlana cudowną muzyką. Jest kilka scen przemocy, jednak doskonale komponują się one z całością oraz wymową filmu.
Film bawi się z oczekiwaniami widza. W klasycznie opowiedzianej historii widz byłby prowadzony za rękę ku określonej postaci znanej głównej bohaterce z prawdziwego życia.
Podobnie jest w przypadku kilku postaci. Jednak film od samego początku mówi nam, że wcale tak nie musi być, bo i dlaczego to miałyby być te osoby, skoro „U” ma 5 miliardów użytkowników, a najważniejsza jest tam anonimowość? Wspomniane oczekiwania podsycają teorie i fałszywe oskarżenia tworzone przez co bardziej wpływowych użytkowników „U”.
Wizualnie „Belle” jest genialna! Świat rzeczywisty jest realny do bólu. Wrażenie robi choćby ukazanie przyrody i odbić w wodzie. Ale miasto wcale nie prezentuje się gorzej. Jest to obraz na wskroś współczesny. Za to w „U” fantazji puszczają jakiekolwiek hamulce. Awatary postaci mają najróżniejsze kształty i rozmiary. Nic nie przeszkadza zrobić koncert z grzbietu gigantycznego wieloryba. W kilku miejscach zastosowano stopklatkę, dzięki czemu osiągnięto ciekawy efekt.
Muzyka za to jest boska! Zaprezentowano nam jedynie kilka piosenek autorstwa Teisei Iwasaki, a w polskiej wersji zaśpiewane przez Darię Zawiałow. Jest to jej debiut dubbingowy, lecz możemy ją znać z inspirowanej mangą płyty „Wojny i Noce”.
Nie znamy dokładnego roku, w którym dzieje się akcja. Prawdopodobnie jest to niedaleka przyszłość. Opisany świat realny nie bardzo się zmienił od tego nam znanego. Ludzie noszą zwyczajne ubrania i mundurki szkolne. Środki transportu publicznego są jak najbardziej współczesne. Podobnie aplikacje na telefon, którymi Suzu się bawiła jako dziecko są nam doskonale znane. Jednak teraz ma ona 17 lat, a świat „U” jest zbyt skomplikowany jak na możliwości współczesnej elektroniki. Stąd właśnie wniosek, że mamy do czynienia z latami 30. naszego wieku.
Film nie zadaje sobie trudu, aby tłumaczyć zawiłości technologiczne. Nie wiemy, jak właściwie tworzony jest awatar, ani jak urządzenie w kształcie dousznych słuchawek może wpływać na wrażenia wzrokowe, ani jak „U” modyfikuje głos głównej bohaterki. Osobom przyzwyczajonym do wyszukiwania sensu i bezsensu we wszystkim może to przeszkadzać, ale osobom zaznajomionym z wytworami japońskiej popkultury nie będzie to obce. „Belle” nawiązuje do całego szeregu mang i anime opartych na graniu w wirtualnej rzeczywistości.
Doszło do wykształcenia się oddzielnego gatunku poświęconego tego typu animacjom. Dorobił się on własnych praw i zasad.
„Belle” została już doceniona. Zdobyła nagrodę Japońskiej Akademii Filmowej, nominację do Annie Awards, oraz nominację do Oscara. Uważam „Belle” za dzieło wybitne, które na stałe zapisze się w historii japońskiej animacji, a być może też światowej. Gorąco polecam obejrzenie „Belle”. Naprawdę warto!
Obejrzyj i posłuchaj innych recenzji Maria:
https://www.youtube.com/channel/UCfOIiUpFIrdkv7IobNwtS5g/videos