Nowy Rok warto zacząć od czegoś cięższego. Basilisk, czyli Romeo i Julia w feudalnej Japonii.
Na wstępie warto wytłumaczyć czym byli ninja, nazywani też shinobi. To rodzaj wojsk (też najemnych) do zadań specjalnych, wywiadowczych, ochrony i skrytobójstw w feudalnej Japonii. Shinobi posiadali umiejętności daleko przekraczające zdolności zwykłego człowieka. Posiadali umiejętność bilokacji, przenikania przez ściany, czytania w myślach i wiele innych. Dziś możemy określić te zdolności jako bzdury, ale kiedyś ninja sami je rozpowiadali, aby przerazić potencjalnych wrogów. Tak czy inaczej te opowieści przeniknęły do folkloru japońskiego, gdzie świetnie się skomponowały z tamtejszymi istotami i dziś te historie żyją w mangach, anime, książkach i filmach, a przez nie przeniknęły do popkultury zachodniej.
Przy Basilisku pierwsze co się rzuca w oczy to dwa wielkie tomiszcza w boksie. Ta niecodzienna forma wynika z dość niekonwencjonalnej przyczyny. Otóż fundusze na wydanie tej mangi były zbierane w zbiórce na portalu odpalprojekt.pl, a zbiórka została zakończona na poziomie 370% wymaganej sumy.
Basiliska wydano oryginalnie w pięciu tomach, a u nas tylko w dwóch. Za to forma wydania zasługuje na wyjątkowe uznanie. Są to tomy w twardej okładce i obwolucie o różnych wzorach. Pierwszy tom liczy 548 stron, a drugi 573 strony. Box wykonano z grubego kartonu, przy czym górny i dolny są trzy razy grubsze.
Tu grafika jest po równo czarna i biała. Po obu stronach zawiera wizerunki Oboro oraz Gennosuke. Sam napis Basilisk jest srebrny, zarówno na boksie, jak i na obwolucie oraz okładce. Całość waży aż 3,5 kg. Jako bonus dodano zakładkę i dwa kartoniki z wizerunkami przedstawicieli wrogich klanów. Za dodatkowe kilkadziesiąt złotych można było zaopatrzyć się w zestaw miniplakatów, ale uznałem to za zbędny wydatek. Z recenzenckiej konieczności muszę wspomnieć o pewnym szczególe. Po wewnętrznej stronie pudełka znalazło się nieco kleju i obwoluta przykleja się do boksu. Jeśli ktoś też zaopatrzył się tą mangę to niech da znać czy u niego też występuje ten problem, czy to tylko mnie trafiła się niedoróbka.
Manga miesza postaci fikcyjne z rzeczywistymi jak były shogun Ieyasu Tokugawa, czy jego wasal Hanzo Hattori. Ten drugi jest przedstawiony jako przywódca klanu ninja podległych shogunowi. Niewątpliwie pochodził on ze znanej z klanów ninja prowincji Iga, jednak to czy sam nim był, jest zagadką historii.
Manga powstała na podstawie powieści Futaro Yamady z 1958 roku. Pisał on o ninja i kryminały, więc Basilisk wprost wpisuje się w jego twórczość. Rysunki to dzieło Masaki Segawy specjalizującej się głównie w mangach samurajskich. Na polskim rynku nie ma innych dzieł ich autorstwa.
Po czterystu latach wrogości między klanami Iga i Koga wymuszony zostaje na nich pokój. Przywódcy obu grup planują nawet małżeństwo dziedziców i połączenie rodów. Wtedy Ieyasu Tokugawa postanawia rozstrzygnąć kwestie dziedziczności swojego urzędu za pośrednictwem serii pojedynków na śmierć i życie. Dziesięciu staje przeciw dziesięciu. Każdy shinobi posiada własną technikę walki. Najczęściej równie widowiskową co zabójczą, jednak sami zainteresowani wiedzą o nich tyle co czytelnik. W większości przypadków dowiadujemy się o nich dopiero w momencie ich użycia. Nie ma czegoś takiego jak kodeks honorowy! Liczy się tylko skreślenie jak największej ilości trupów z listy przy jak najmniejszych stratach własnych. W kilku miejscach 2. tomu akcja wyraźnie zwalnia i daje nam zabawne retrospekcje, w których np. potężni shinobi usiłują wyleczyć Oboro z czkawki. Całość zdaje się zadawać pytanie jak niewiele potrzeba, aby dwie grupy nastawione wobec siebie względnie pokojowo zaczęły brać się za łby.
Postacie wprowadzane są stopniowo i prezentują się genialnie. Nie chcę powiedzieć realistycznie, bo przecież jedna ma aparycję pająka, a inna głowę wydłużoną niczym Alien, ale mimo to kreska jest szczegółowa. Techniki walki poszczególnych shinobi robią duże wrażenie. Poszczególni bohaterowie nie są bynajmniej szarą bezwolną masą. Każdy ma swój charakter i ambicje. Większość da się lubić, a ci antypatyczni zostali przedstawieni wiarygodnie. Tylko od nas zależy kogo będziemy dopingować i do końca nie możemy być pewni czy ta postać przeżyje czy nie.
Manga w przeważającej części powstała na komputerze i widać to chociażby w jasnych aurach otaczających postacie. Wrażenia odnośnie tła mam nieco gorsze. Jednym z pierwszych budynków, jakie widzimy jest zamek w stylu japońskim. Robi on wrażenie kiepsko przerobionego w komputerze zdjęcia Zamku Himeji, który z tego co wiem nie ma nic wspólnego z Zamkiem Sunpu, gdzie zawiązano intrygę. Z podobnego powodu kiepsko wygląda przyroda. Wiele innych teł wygląda jak nieumiejętnie przekształcone tekstury. Podsumowując – niewielkim nakładem pracy mogłoby to wyglądać dużo lepiej.
Komu polecić Basilisk? Mam wrażenie, że JPF nie do końca dobrze wybrał grupę docelową. Opowieść o japońskich odpowiednikach Romea i Juli w fantastycznym sosie shinobi przeznaczona jest raczej dla nastolatków. A ilu z nich byłoby skłonnych wydać jednorazowo ponad 200 zł na mangę? Basilisk przejdzie do historii jako pierwsza manga w Polsce, którą wydano dzięki zbiórce. A zatem do rzeczy – dla kogo jest Basilisk? Polecam fanom historii o ludziach posiadającym nadludzkie zdolności i fanom bijatyk. Trochę starszym fanom shonenów jak Naruto i One Piece oraz Battle Royal. Będą usatysfakcjonowani tą historią.
Plusy:
+ wydanie,
+ nieprzewidywalna fabuła,
+ bohaterowie,
+ grafika postaci,
+ walki,
+ nawiązania historyczne.
Minusy:
– tła,
– za dużo komputera.
Ocena: 8/10.
Recenzja Mario na kanale Komiksem po łapach: