Żegnaj, Aaricio Robina Rechta to album o Thorgalu w ramach Sagi, czyli „zeszytów specjalnych”, a tak naprawdę jest to reboot serii (oby) i… pozycja, która w ubiegłym roku dość mocno podzieliła fanów komiksów o „dziecku z gwiazd”. Jedni zachwycali się świeżością komiksu, kreską i scenariuszem – porównywano również Żegnaj, Aaricio do klasycznych części autorstwa Rosińskiego i van Hamme’a; drudzy krytykowali Rechta za bezkompromisową dekonstrukcję świata i krach znanego im uniwersum…
Kto ma rację? Szczerze mówiąc – piewcy i krytycy równocześnie. Ten album naprawdę jest powiewem świeżości w Thorgalu i odnogach, które często były tak miałkie jak najgorsze odrzuty z trykotów. Przy okazji jest to również niezwykle pesymistyczna opowieść o podejmowanych decyzjach, żalu za przeszłością i strachu przed starością. Nasz bohater żegna zmarłą żonę i… wtem! pojawia się wąż Nidhogg, znana perfidna bestia.
Proponuje Thorgalowi niecodzienny prezent, który prowadzi do kłopotów. I na tym mógłbym zakończyć pisanie tej krótkiej recenzji, bo to, co dalej się dzieje, jest faktycznie jednocześnie smutne, melancholijne, dziwne, przewidywalne, jak i denerwujące oraz wciągające.
Pojawiają się drobne nieścisłości i niepotrzebne multi kulti, ale generalnie warto sięgnąć po „zemstę Nidhogga”, tym bardziej że motyw czasu, rebootu serii, zmian w przeszłości już się pojawiał w Thorgalu – we Władcy gór czy Koronie Ogotaia, więc nie ma co dramatyzować, jeśli będzie to z pozytywnym skutkiem dla całości uniwersum!
One thought on “Żegnaj, Aaricio”