Pewien mało rozgarnięty nastolatek kochający morskie opowieści postanawia zostać piratem. Szybko ogarnia sobie załogę, a potem statek i wyrusza ku przygodzie. Wcale nie opisałem „One Piece” tylko „Janko Pistoleta”.
Możecie mi nie wierzyć, ale recenzję „Janko Pistoleta” zaplanowałem już dawno. Ostatnio Egmont wydał powtórnie ten komiks, ale z pewnymi zmianami. Nie tylko nową okładką. Dlatego miejcie na uwadze, że recenzuję stare wydanie.
Poza pierwszym epizodem wszystkie opowieści wydają się być schematyczne. Król zleca Janko Pistoletowi jakieś zadanie. Posłaniec znajduje go w Nantes w Karczmie Pod Kulawym Korsarzem. Janko Pistolet rzuca się w wir przygód i wypełnia powierzone zadanie tylko po to, aby dowiedzieć się, że król się rozmyślił. Po drodze jest całkiem sporo gagów, których nie powstydziłby się sam Jack Sparrow. Możemy liczyć na wyprawę po piracki skarb, walki morskie, ale też kolonizowanie Afryki i odkrywanie Ameryki Północnej, a na koniec musimy zaopiekować się pewnym „genialnym” naukowcem.
Graficznie „Janko Pistolet” bardzo się zestarzał. Ale jeśli komuś odpowiadają inne dzieła tych autorów jak „Asterix” to nie powinno mu to szczególnie przeszkadzać. Tak jest ze wszystkim poza głównym bohaterem. Autorzy najwyraźniej nie byli zadowoleni z jego twarzy, gdyż w dwóch ostatnich rozdziałach różni się ona od wcześniejszych. Kolory robią wrażenie nieco wyblakłych, a na jednej karcie zupełnie się rozjechały. Świat i ubiór odpowiadają temu z epoki, jaką był XVIII wiek, a rysunek odpowiada temu frankofońskiemu z lat 50. XX wieku. Część robi wrażenie raczej pobieżnych szkiców niż wersji ostatecznej. Przedstawienia Afrykanów, Indian oraz Azjatów są stereotypowe i przez niektórych mogą zostać odebrane jako obraźliwe, rasistowskie albo niepoprawne politycznie.
„Janko Pistolet” jest chyba najstarszym komiksem jaki recenzowałem do tej pory. W Polsce ukazał się on w 2008 roku, a oryginalnie w belgijskim dodatku do pisma „La Libre Belgique” o nazwie „Le Libre Junior” w częściach od 1952 do 1956 roku. Przy czym wydania albumowe ukazały się dopiero na przełomie tysiąclecia. Początki rozdziałów zawierają oryginalne plansze tytułowe po francusku. W najnowszym zostały one przetłumaczone. Na sąsiedniej stronie mamy informacje kiedy dokładnie ukazywały się części albumu. Nie ma możliwości, aby ktoś pomylił komiks z innymi autorami, ponieważ każda karta jest podpisana. Samo wydanie oceniam na bardzo przyzwoite. Zastosowano tu bardzo twardą błyszczącą okładkę. Z tyłu króluje biel i przypomnienie, iż jest to legendarny cykl komiksowy. Wewnętrzna strona okładki zawiera szkic bitwy morskiej. W środku mamy 224 strony papieru offsetowego. Pierwsze cztery strony zawierają artykuł o powstaniu komiksu, a z tyłu jest okładka 14. numeru „Pilote” przedstawiająca Janko Pistoleta w towarzystwie Rosine, innej znanej postaci komiksowej tego okresu. Ta karta nadaje się na plakat.
Komiks jest owocem współpracy Rene Goscinnego i Alberta Uderzo. Obaj twórcy należą do najwybitniejszych w historii komiksu. Współtworzyli zręby nowoczesnego komiksu frankofońskiego. W tym duecie za scenariusz odpowiada Rene Goscinny. Jest on synem polskich imigrantów żydowskiego pochodzenia. Studio Walta Disneya nie poznało się na jego talencie i nie zatrudniło go jako rysownika. Scenarzystą został dopiero po poznaniu Morrisa, z którym stworzył „Lucky Luke’a” i Alberta Uderzo. Goscinny zmarł podczas testu wysiłkowego serca w wieku 51 lat. Albert Uderzo był Francuzem włoskiego pochodzenia. Na przeszkodzie edukacji artystycznej stanął jego daltonizm i kolorowaniem zajmował się jego młodszy brat Marcel. Podobnie jak Rene nie spełnił marzenia o pracy dla Disneya. Razem z Goscinnym założyli magazyn „Pilote”, gdzie publikowali wiele komiksów z Asteriksem na czele. W 1998 roku Albert odzyskał prawa do Asteriksa, których 60% odsprzedał w 10 lat później wydawnictwu Hachette, a w 2011 spieniężył resztę, by przejść na emeryturę. Zmarł niedawno, bo w 2020 roku.
Ogólnie rzecz biorąc „Janko Pistolet” dość poważnie się zestarzał. Zarówno, jeśli chodzi o kreskę, jak i fabułę, oraz humor, ale w dalszym ciągu jest to pozycja warta uwagi. Polecam go fanom twórczości Gościnnego i Uderzo oraz zainteresowanym historią komiksu.
Plusy:
+ wydanie,
+ przygoda,
+ humor.
Minusy:
– przestarzały,
– dla niektórych obraźliwy.
Grafika: 2/3.
Fabuła: 2/3.
Wydanie: 3/3.
Ocena: 7/10.
Recenzja Mario na kanale Komiksem po łapach: