Neil Gaiman stał się już człowiekiem-instytucją, nie mówiąc o tym, że nadal jest człowiekiem iście renesansowym. Twórcą o wielu zainteresowaniach. Scenarzystą, pisarzem, redaktorem, chętnie zawłaszczany przez różne nurty ale… przede wszystkim jest fantastą pełną gębą. Jego twórczość jest specyficzna i rozpoznawalna z uwagi na kilka wyróżników: mrok, opisywanie życiowych sytuacji, nie – wydumanych kreacji literackich, co tłumaczy jego popularność wśród zbuntowanego młodego pokolenia, nawiązania do mitologii, kultury i popkultury.
Poruszanie się po bliskich sercu każdego człowieka tematach powoduje, że Gaiman może być atrakcyjny literacko także dla starszych i wymagających czytelników. Dodając do tego liczne easter eggi i przystępnie nakreślone sylwetki bohaterów (dziwnych to bardzo delikatne określenie!) otrzymujemy fantastę głęboko zanurzonego w popkulturze ;] I właśnie ten człowiek-orkiestra był bohaterem naszego kwietniowego spotkania.

Najbardziej znaną pozycją autora są z pewnością „Amerykańscy bogowie” – miks bogów, bóstw i bożków wszelakich, o których ludzie zapomnieli. A do tego mamy interesującą perspektywę – praktycznie nieludzką… Rozwiązanie to pozwala na sięgnięcie w głąb własnych korzeni i przypomnienie sobie o ludzkich zaletach i… wadach. Pouczająca książka. Wśród polecanych tytułów wymieniliśmy również „Nigdziebądź”, „Koralinę”, „Ocean na końcu drogi”, „Gwiezdny pył”, „Księgę cmentarną”. Wielu z nas zaczęło przygodę z Gaimanem także od komiksów („Sandman”), a później przeskoczyło na filmy i seriale.
Z racji pochodzenia Gaiman zawsze kojarzył mi się z inną niebanalną postacią – Alanem Moore’em. Moore jest jeszcze bardziej odjechany, ale łączy ich zamiłowanie do wątków paranormalnych i filozoficznych. Szukaliśmy także „polskiego Gaimana” – wielu krytyków uważa, że Jakub Ćwiek może być naszą wersją Neila. Coś w tym jest, ale byłbym ostrożny z tego typu porównaniami.
Naszą dyskusję kontynuowaliśmy zastanawiając się kogo z nowszych twórców warto polecić innym klubowiczom. Padały nazwiska Brandona Sandersona, Charliego Fletchera, Michaela J. Sullivana, Gerainta Jonesa, Joe Abercrombiego. Chwilę poświęciliśmy także współczesnym polskim pisarzom, nie tylko fantasy (Wegner!) oraz serialowi „Kajko i Kokosz”. Temat wydawał się trudny, ale dyskusja była swobodna i ciekawa.
Opinia Tomka (TS):
„Neila Geimana poznałem na spotkaniach KMF-u w 2015 roku. Potem usłyszałem o nim wraz z zapowiedzianym serialem Amazona – „Amerykańscy bogowie” – opartym na książce o tym samym tytule. Potem miałem przyjemność poczytać komiksy z serii Sandman. W 2019 przeczytałem „Amerykańskich bogów” i byłem pod dużym wrażeniem tej książki. Przypadła mi do gustu. Na naszym spotkaniu luźno porozmawialiśmy o twórczości Neila Geimana, jeden z uczestników poopowiadał nam o innych książkach pisarza. Poszukaliśmy porównań do pisarzy znad Wisły, którzy mogliby nawiązywać jakoś do twórczości N.G. i Paweł słusznie zauważył, że w tym stylu lekko nawiązuje Jakub Ćwiek z serią „Kłamca”. Poruszyliśmy temat słowiańskich motywów w książkach. Bombadil trochę poopowiadał nam o próbach zdobycia przez Elżbietę Cherezińską amerykańskiej „twierdzy czytelniczej”. Skończyliśmy rozmawiać o książkach grozy”.