Fantastyka socjologiczna była kiedyś bardzo popularna. Ktoś powie – tak, była popularna bo nic innego nie było lub nie byliśmy w temacie zagranicznej fantastyki. Ktoś inny doda – była odbiciem czasów minionych i parawanem do politycznych aluzji i wycieczek. Złośliwcy stwierdzą, że wypaliła się po 1989 roku a obecnie nikt już tak nie pisze, czy wręcz czytelnicy nie mają ochoty „męczyć” się trudniejszymi kwestiami, skoro mogą łykać przyjemne czytadła a nie jakieś tam klasyczne, hard scifi 😉 Wszystkie stwierdzenia będą prawdziwe, stąd z pewną nieśmiałością sięgnąłem po książkę Marka Oramusa (jeden z wielkich zapomnianych!) pod tytułem Trzeci najazd Marsjan.
Początek jest dobry. Przyszłość. Rok 2032, coś blokuje nam fale radiowe i telewizyjne – kablówka i internet śmigają. Niebywała tragedia! Pojawiają się dziwne obiekty, nawiązany został KONTAKT (pan Tangel Ulosque, reprezentujący Ligę Pięciu występuje w TV zakłócając inne przekazy). Obcy są tak mili, że chcą spełniać nasze…zachcianki; ludzie wysyłają życzenia swoistą pocztą i otrzymują różne cuda (praktyczne). Ale, ale…po co naszym przemiłym gościom hm…materiał genetyczny. No i dlaczego Obcy nie rozwiązują innych, ważnych dla ludzkości problemów? Podobne pytania zadają sobie bohaterowie (przynajmniej niektórzy) Trzeciego najazdu Marsjan. I tu pojawiają się pierwsze wady książki – zbyt naiwne podejście, dłużyzny w środku i w zasadzie brak akcji. Zakończenie jest słabe (jeśli w ogóle tak można nazwać to COŚ).
http://katedra.nast.pl/artykul/5428/Oramus-Marek-Trzeci-najazd-Marsjan/
Co zatem przemawia za książką? Początek i rozwinięcie za środkiem, gdzie robi się duszno, mroczno i w ogóle straszno. Z pewnością wtręty socjologiczne czy nawet BWP (bardzo ważne pytania) o stan ludzkości i takie tam drobiażdżki. Temat dość oklepany, wykonanie całkiem zacne, chociaż moim zdaniem przegadane. W innej wersji, skróconej do publicystyki albo…rozszerzonej o wątki poboczne byłaby to bardzo dobra pozycja. A tak jest co najwyżej dobra. Pomysł był, styl jest, czego zabrakło? Konsekwencji i jednak szczegółów. Czuć w wielu miejscach „łebkowość” narracji. Czytać? Czytać! W zasadzie da się podciągnąć Trzeci najazd Marsjan pod postapokalipsę. A głupio nie przeczytać chociaż jednej książki z trącącej dziś myszką fantastyki socjologicznej…
http://slavosky.blogspot.com/2011/01/marek-oramus-trzeci-najazd-marsjan.html
„Nikt nie przewidział, że przylecą do nas na balonach.”
http://paradoks.net.pl/read/25196
„Pech w tym, że w przypływie wolnościowej euforii czytelnicy jakby zapomnieli o swoich dotychczasowych dostawcach futurystycznych marzeń i koszmarów. Miast tego zagłosowali portfelem na przedruki anglosaskiej fantastyki (nie zawsze zresztą wartych polskiej edycji), dostępnych dotąd w niewielkim wyborze, bądź też w postaci klubowych przekładów. Zalew tego typu produkcji do spółki z przekonaniem nowych rynkowych graczy, że czas polskiej fantastyki przeminął, sprawiły iż środowisko dotąd aktywnych twórców uległo przetrzebieniu w niemal tym samym stopniu co bataliony nieszczęsnych Kościuszkowców pod Lenino. Świadectwem chwały dawnych mistrzów zdawały się co najwyżej piętrzące się w antykwarycznych kątach sterty ich niegdyś rozchwytywanych publikacji.”