Moja przygoda z systemem AD&D, w szczególności światem Faerûn, zaczęła się od legendarnej gry Baldurs Gate. To ona wciągnęła mnie w świat, który towarzyszył mi przez kilka kolejnych lat. W innym poście, myślę, że napiszę o grach komputerowych.
Największe moje zainteresowanie w Faerunie zdobył mroczny elf (drow) Drizzt Do’Urden, wygnany ze swojego miasta Menzoberranzan. Mieszkańcy oddają cześć pajęczej królowej Loth, karmiącej się złem, intrygami, zdradami, morderstwami. Drow nie podziela zainteresowań i upodobań swoich pobratymców, dlatego przemierza podziemie by w końcu po tragicznych wydarzeniach wydostać się z podmroku na powierzchnię. Wyjście jego na powierzchnię nie jest jednak usłane różami. Drow, który tutaj jest uważany za jednego z najgorszych wrogów, jest ścigany i tropiony, by w końcu trafić na zimną północ, do klanu krasnoluda Bruneora Battlehammera. Jednak los i tam nie daje mu spokoju. Wyrusza z przyjaciółmi w świat by odnaleźć zaginioną Mithrilową Halę, prawdziwy dom Battlehammerów…
Jednak to nie tylko losy Drizzta spowodowały, że świat ten bardzo mi przypadł do gustu. Również losy harfiarki Arilyn Księżycowej Klingi, która musi wykazać, że nie ona zabiła innego harfiarza. To cała gama pobocznych bohaterów których, dzięki dobrodziejstwu XX wieku czyli komputerowi, mogłem naocznie zobaczyć, poczytać o nich w grach komputerowych i ich poznać.
Oczywiście świat Faerun jest jednym z wielu światów systemu fabularnego AD&D. Systemu, który był bodajże pierwszym systemem opublikowanym. Wymyślonym przez ludzi, którzy siadywali przy piwie i wyobraźnia pozwalała im odkryć to, co nieodkryte, przemierzyć światy których nie widać, przenieść się w świat fantazji…i stworzyć dzieło, które wpływa na miliony ludzi, pozwalając im także odczuć siłę prawdziwej magii, przyjaźni, marzeń i radości z życia.