Dziś zajmiemy się mangą shojo, ale czy na pewno jest ona przeznaczone dla dziewcząt? Zapraszam na „Vampire Princess Miyu”.
Główna bohaterka udaje nastoletnią uczennicę. Tak naprawdę jest ogniowładną wampirzycą, a jednocześnie strażniczką odsyłającą demony, nazywane zbiegłymi shinma, do ciemności poprzez palenie je żywcem. Mogą to być śmiertelnie groźne potwory, przemienione zwierzęta, demony z innych krajów albo równie dobrze istoty chcące ratować swoich bliskich czy dziecko usiłujące uchronić swój dom przed zniszczeniem. Strażniczce pomaga Larva, będący shinmą z Zachodu. W późniejszym czasie pozyska jeszcze dwoje stałych współpracowników. Bohaterka stara się wymazywać wspomnienia o sobie przy każdej zmianie szkoły, lecz nie zawsze się jej to udaje i mści się to na niej w przyszłości. Miyu często rani przy tym osoby postronne, nie tylko pijąc ich krew, ale też zostawiając rany na psychice i umyśle.
Protagonistka nie jest klasycznym krwiopijcą znanym z „Drakuli” Brama Stokera. Ma odbicie w lustrze. Nie boi się słońca, krzyża ani wody święconej. Ma postać nastolatki z czerwoną wstążką we włosach i ubrana jest w jasne kimono. Stale zmienia szkołę w poszukiwaniu ofiar i shinma. Wyraźnie widać u niej poczucie misji, lecz w jej działaniach brakuje konsekwencji. Miyu potrafi być bezwzględna do tego stopnia, że momentami zastanawiałem się nawet, czy nie jest ona czarnym charakterem tej historii. Może odesłać zarówno agresywnego, jak i łagodnego shinma, zrekrutować go, albo zostawić w spokoju. Ta niekonsekwencja jest główną osią sporu z inną strażniczką, Reihą, dla odmiany posługującą się zimnem i lodem. Ale nawet tu jedna pomaga drugiej rozwiązać przerastające je problemy. Kilkakrotnie dano nam do zrozumienia, jak potężną istotą jest Miyu, tylko po to, aby dowiedzieć się, że to właśnie Reiha jest potężniejsza… Co gorsze, Larva musi ją co chwilę ratować, bo jego szefowa znów przeceniła swoje zdolności.
Poszczególne rozdziały zazwyczaj są ze sobą luźno powiązane, jednak część wątków ciągnie się przez całą mangę. Następstwa decyzji wiążą się w nieoczywisty sposób. Wynikają one w takim samym stopniu z poczynań samych bohaterów co ich rodziców. Zdarzają się sojusze pomiędzy shinma, shinma i ludźmi, a nawet chęć obrony ludzi podejmowane przez shinma. Manga zapożycza motywy z kultury zachodniej jak magiczne zwierciadło i Lilith. O ile już przedostatni tom zakończył się z przytupem, o tyle ostatni możemy potraktować jako epilog całej opowieści. Możemy tam spotkać wiele osób z całej mangi. Ogólnie mam wrażenie sporego chaosu fabularnego. Zdarzało się, że miałem uczucie braku kilku kartek. Takie nagłe przeskoki potrafiły u mnie wywołać uczucie zagubienia. Warte uwagi są starcia między dwiema strażniczkami – Miyu i Reihą. Ich walka wygląda iście epicko.
Za scenariusz mangi „Wampirzej księżniczki” odpowiada Toshiki Hirano. Reżyser, animator i projektant postaci. Pracował przy takich anime jak „Wojowniczki z krainy marzeń”, „Macross: Do you remember love”, „Urusei Yatsura”, czy „Vampire Princes Miyu”. Za rysunek z kolei, jego żona Narumi Kakinouchi, która jest też jego stałą współpracownicą.
„Vampire Princess Miyu” jest mrocznym shojo graniczącym z maho-shojo. Samo to nadaje jej niepowtarzalny klimat. Okładka każdego tomu wyraźnie informuje nas, że mamy do czynienia z horrorem, jednak są tu też wyraźne wątki romansowe, obyczajowe i psychologiczne. Kilkakrotnie serwuje się nam sceny jawnie erotyczne, w tym homoseksualne, jednakże nie są one pornograficzne. Jako że jest to, jak wspomniałem, manga shojo, możemy się spodziewać specyficznego kadrowania, pięknej kreski, motywów kwiatowych i uczuciowości.
Każdy rozdział zaczyna się od przepięknie narysowanej kartki tytułowej. Często widzimy puste tła i rysunki postaci nakładające się na kadry. Kreska jest delikatna, a twarze często niepełne. Ciekawie wygląda niezwykły wręcz dynamizm rysunku. Wielokrotnie stosowano efekt filmowości oraz odwracania głowy Miyu tak, aby czytelnik mógł jej spojrzeć prosto w oczy. Skoro już o nich mowa, bardzo wiele postaci ma kojarzone z mangą wielkie oczy i ten element może wywołać u niektórych niechęć. Innym motywem często kojarzonym z Japonią jest mundurek szkolny. Zmienia się on przy każdej zmianie szkoły.
Manga powstała w latach 1988-2002, a w Polsce wydano ją w latach 2004-2005 i widać to w modelach komórek, jakie widzimy na kartach mangi. Bardzo podobne telefony można było kupić na przełomie wieków nawet w Polsce.
Obwoluty nie są utrzymane w jakimś ponuro ciemnym tonie. Większość ma żywe i jasne barwy. Można powiedzieć, że są one nawet piękne, zwłaszcza rysunki Miyu na odwrocie tomów. Jednak nawet tu brakuje konsekwencji. Otóż nazwiska twórców na prawie wszystkich tomach na grzbiecie są fioletowe, a na pierwszym tomie tylko rysowniczka i to w żółtej barwie. Ze skrzydełek możemy się dowiedzieć, jakie tytuły ukazywały się niespełna dwadzieścia lat temu dzięki wydawnictwu JPF. Były to takie tytuły jak „Evangelion”, „Hellsing”, „Kronika wojny na Lodoss”, „Naruto”, „Wish”, a nawet artbook „Chobits”. Okładki mają ten sam wzór, ale są czarno-białe i wydają się być przez to bardziej depresyjne. Seria liczy dziesięć tomów po 210 stron białego papieru offsetowego. Jedynie na początku są kolorowe kredowe kartki.
Rozdziały mają różną długość – do całego tomu po dosłownie jedną kartkę, która nie przedstawia żadnej fabuły. Zupełnie nie wiem jak to potraktować… Jeśli chodzi o tłumaczenie to widać olbrzymi progres, jaki mamy w porównaniu z „Akirą”. Znalazłem jedynie trzy błędy. W jednym zapomniano litery „a” w słowie „mama”, w drugim zapomniano o spacji, a w trzecim myślnika przy przenoszeniu słowa.
Podsumowując, seria jest dość zapomniana i raczej nie mam nadziei na jej renesans. Sporo mówiłem o braku konsekwencji w mandze i fakt jest taki, że słowem najlepiej ją definiującą jest właśnie niekonsekwencja. Pomimo wad czytało mi się ją całkiem przyjemnie. Z ciekawością wyczekiwałem na to jaki nierozwiązany problem do niej wróci. Urzekło mnie piękno rysunku i dynamika akcji, zwłaszcza walk Miyu i Reihy. Tytuł jest przeznaczony dla nastolatek, co potwierdzają liczne zawarte w niej dramy. Jednak chłopaka ten tytuł też może zaciekawić, czego jestem żywym przykładem. To chyba ze względu na jej jedyny w swoim rodzaju niepowtarzalny klimat. Mimo to odnoszę wrażenie, że byłaby znacznie lepsza, gdyby miała doświadczonego redaktora. Wtedy byłaby jedną z najlepszych mang. Ale w tym przypadku pozostaje wrażenie niedosytu i zmarnowanego potencjału.
„Vampire Princess Miyu” polecam głównie nastolatkom płci żeńskiej, ale nie jest to reguła do której należy się ściśle stosować. Ten unikalny klimat może spodobać się praktycznie każdemu bez względu na wiek i płeć!
Plusy:
+ klimat,
+ rysunki,
+ pojedynki,
+ fabuła,
+ postacie.
Minusy:
– niekonsekwencja,
– redakcja,
– korekta,
– chaos fabularny.
Ocena: 8/10.
Recenzja Mario na kanale Komiksem po łapach: