Mitologia nordycka od pewnego czasu zadomowiła się w popkulturze i nikogo nie dziwią cudaczne postacie pojawiające się tu i ówdzie, czy to w komiksie, czy w filmach. Jedni są źli, inni dobrzy, spłaszczeni do granic możliwości percepcji przeciętnego widza, który z reguły utożsamia się z bohaterami. Często okazuje się, że ci źli są ciekawsi od dobrych i mniej papierowi. Ot, takie kuszenie złym.
Wychowani na Thorgalu mamy pewną wizję owych „bogów” – bliżej im do kosmonautów rodem z „Ekspedycji” niż bóstw z sag czy pieśni bojowych. „Vei” przewrotnie zmienia zastane kanony i faktycznie pojawiają się istoty, dla których człowiek jest igraszką, zabawką lub skarlałą pomyłką natury. Tytułową Vei wyławiają z morza Wikingowie chcący dostać się do Jotunheimu – świata bogów i olbrzymów. Płynąc z Midgardu (świata ludzi) oddają cześć Asom (głównej linii bogów), wśród których obecnie najbardziej znani są Odyn i Thor. Imprezą kieruje formalnie książe Eidyr wspomagany przez swoją „mocarną dłoń” – Dala.
Wyłowiona, na wpół żywa Vei, jest, jak sama twierdzi, „z zastępu Veidara” (jednego z Jotunów-olbrzymów – w zasadzie również jest swoistą zabaweczką) i dostaje propozycję nie do odrzucenia – wskaże wikingom drogę do Jotunheimu. Jak mawiają złośliwi – uważaj na swoje życzenia bo mogą się spełnić. Wikingowie docierają do miejsca przeznaczenia (w pewnym sensie) ale koszt wyprawy przewyższył wymarzone korzyści… Vei dzięki Dalowi odzyskuje siły i razem z księciem zostają dostarczeni na Burzową Górę, siedzibę bogów bohaterki. W międzyczasie kiełkuje wątek uczuciowy między Dalem a Vei. Książe przekonuje się, kim są naprawdę JEGO bogowie, a Vei z Dalem stają się świadkami niecodziennej sceny – za chwilę rozpoczną się igrzyska śmierci. Boskie igrzyska! Aby zanadto nie spoilerować napiszę jedynie, że Vei dzięki intrydze Lokiego staje się bohaterką.
Vei ma pewne problemy z akceptacją tego, co zaraz nastąpi – szczególnie, że dowiadujemy się istotnej rzeczy dla całego pierwszego tomu – skąd się wzięła w wodzie… Jak widać, nieszczerość, obłuda i kłamstwa nie są domeną tylko ludzkiego gatunku. Dodając do tego niezrozumiałą i prawdziwie nieludzką nienawiść bogowie jawią się nam, tak jak jawili się wikingom – są to obojętne na los ludzi istoty, którymi rządzą jeszcze potężniejsze instynkty. Zabieg stary jak świat. Przedstawić bogów jako coś dalekiego i groźnego. Trudno nawet utożsamiać się z ich światem i czuć jakąkolwiek sympatię mimo, że wielokrotnie komiks na swój przewrotny sposób okazuje się zabawny, a akcja jest poprowadzona sensownie (może poza zapychaczem uczuciowym dwójki głównych bohaterów) i bardzo dynamicznie.
Szwedzcy autorzy zaserwowali nam kawałek zacnego czytadła komiksowego w iście amerykańskim stylu! Nie trafiają do mnie autorskie wstawki dotyczące wyglądu bogów ale przyjęta konwencja jest zrozumiała. O ile sceny pejzażowe i walk są ukazane bardzo przyjemnie dla oka (to samo można napisać o kolorystyce), o tyle fizjonomie są dość odpychające a postacie dobre kojarzą się (natrętnie) z obrazkami religijnymi i czasopismami w stylu wędrującej sekty ulicznej. Więcej wad nie znalazłem toteż komiks polecam, bo daje dużo frajdy i wiadomości! Ciekawe, jak dalej potoczy się przemiana Dala pod wpływem Vei 😉 Napisałbym, że ze względu na przekaz i dawkę moralizatorstwa jest to komiks dla młodzieży ale po co metkować.