Kolejna pozycja Studia Lain i kolejny Ranson, tym razem z Grantem – Mazeworld. Koszmary z Labiryntu. Jest to interesujące połączenie klasycznego fantasy z… właśnie, z czym? Powinienem napisać z science fiction, chociaż ta warstwa jest dość cienko nakreślona (światy równoległe). Bliżej Mazeworldowi do klasycznej pulpy, powieści przygodowej, awanturniczej nawiązującej do klasyków, także Twaina i jego Jankesa na dworze króla Artura. Dodając do tego wątki obyczajowe i lekki romans otrzymujemy sagę o bohaterze znikąd, który był oczekiwany i potrzebny, ale niekoniecznie w tej wersji :}
Kupuję taką estetykę, tym bardziej, że graficznie komiks robi duże wrażenie. Realizm, dbałość o szczegóły, architektura i Świat Labiryntu oraz potwory, wszystko to sprawia, że z przyjemnością czytamy idąc dalej strona po stronie i kadr za kadrem na planszy. Co z fabułą? Gość, którego nie powinniśmy polubić staje w obliczu śmierci. Został skazany na powieszenie. Wyrok wykonano. Bohater przenosi się do dziwacznego Świata Labiryntu i… nie wie, co się dzieje. Uznano go za mitologicznego bohatera, Wisielca, który walczył i ma walczyć z tyranem. Nie wiemy czy wizje Adama Cadmana są tylko imaginacją umierającego mózgu, czy faktycznie przeniósł się między wymiarami. Sprawa rozstrzyga się po pewnym czasie – a zakończenie jest jednocześnie przewidywalne i zaskakujące.
Dla kogo jest to komiks? W zasadzie dla każdego! Dla fanów Thorgala, science fiction, Ekspedycji, kryminałów, horroru, historii, dla każdego coś miłego. Dla kogo nie jest? Dla tych, którzy lubią miłe i gładkie historyjki – nie jest miło, jest brudno i brutalnie, chociaż w granicach smaku. Graficznie faktycznie można się nabrać, że komiks powstał co najmniej 10 czy 20 lat wcześniej niż jego faktyczna data produkcji. To akurat duży plus, podobnie jak i sama tematyka. Mocna pulpowa rzecz, bez fajerwerków, ale solidne 7 na 10, graficznie 9.





