Współcześni czytelnicy mogą nie do końca wiedzieć, jak wyglądała poprzednia epoka i PRL. Czym zatem była Harcerska Gazeta Nastolatków Świat Młodych?
W „Świecie Młodych” znajdowaliśmy wszystko, co nas interesowało i było potrzebne młodemu człowiekowi do życia. Przesadzasz! – powiesz. W żadnym wypadku. Wystarczy sięgnąć po pierwszy z brzegu rocznik gazety, by zobaczyć, że nie było problemu, książki, filmu, muzyki, mody, pisarzy, naukowców, dyscypliny sportu, wynalazku, światowych wydarzeń, niezwykłych miejsc, odkryć archeologicznych, przełomów w medycynie, epizodów historii, mitów, legend i najzwyklejszych dobrych rad dla nastolatków (uff, chyba wszystko udało mi się wyliczyć), którymi redakcja by się nie zajmowała.
„Świat Młodych” w dużej mierze nauką stał. Publikował wiele artykułów o najnowszych zdobyczach ludzkiej myśli, najnowszych technologiach, odkryciach, zgłębianiu tajemnic przeszłości. Teksty te wychodziły nie tylko spod piór redakcyjnych dziennikarzy. Z gazetą współpracowało wielu wybitnych naukowców, pośród nich archeolodzy. Na przykład prof. Andrzej Niwiński z Uniwersytetu Warszawskiego.
W „Świecie Młodych” nie mogło też zabraknąć muzyki. W każdym sobotnim wydaniu melomani mieli swój stały kącik, co ja mówię, całą kolumnę, którą redagował Lech Nowicki. Nazywała się „Świat Muzyki”. Były w niej prezentacje zespołów, wywiady z gwiazdami, informacje o zbliżających się koncertach, zapowiedzi najnowszych płyt, drukowano słowa i nuty najpopularniejszych przebojów i historie ich powstania, a znakomity Janusz Popławski, gitarzysta, kompozytor, aranżer, publicysta i wydawca, prowadził lekcje gry na gitarze. Uczył nie tylko chwytów, ale dawał szereg cennych rad, na przykład, kiedy i jak ćwiczyć. Rubryka cieszyła się wielkim uznaniem. Adepci zasypywali go listami, a Popławski niestrudzenie odpowiadał na ich pytania.
Był też bardzo popularny Klub Ptakolubów zrzeszający miłośników ptaków z całego kraju. W korespondencjach do redakcji opisywali swoje obserwacje ptaków, liczyli bociany, ewidencjonowali ptasie uroczyska, pomagali zawodowym ornitologom w liczeniu populacji poszczególnych gatunków. Prowadził go Tomek Kłosowski.
Pozwól, że o jeszcze jednej historii wspomnę, a warto, bo ma związek z będącą wówczas u szczytu światowej sławy szwedzką grupą „ABBA”. Pojawiła się w Polsce tylko raz. Było to 13 października 1976 roku w programie Mariusza Waltera „Studio 2”, a ich występ porównywano do wizyty „The Rolling Stones” dziewięć lat wcześniej, kiedy to Brytyjczycy wystąpili w Sali Kongresowej. Promowali mający się wkrótce ukazać album Arrival. Kilka utworów miało wtedy światową premierę, a sam krążek okazał się bestsellerem.
Ale jak to się stało, że „ABBA” do nas przyjechała? Prawdopodobnie pierwszym impulsem był właśnie „Świat Młodych”. To on w jednym z wydań opublikował adres „ABBY” (adresy zespołów muzycznych i gwiazd muzyki pop pojawiały się w gazecie), po którym do szwedzkiej czwórki zaczęły napływać tysiące listów z Polski. Menadżer „ABBY”, Stig Anderson, był w szoku i wtedy też zaświtała mu myśl o przyjeździe do Warszawy. Szczęśliwym zrządzeniem losu wkrótce otrzymał zaproszenie od Telewizji Polskiej.
I jeszcze jedno. „Świat Młodych” był pismem w którym narodziło się dziennikarstwo inspirujące. Rzecz polegała na wzajemnym inspirowaniu do realizacji nowych przedsięwzięć, pomysłów, zadań. Dziennikarze inspirowali dzieci, a dzieci inspirowały dziennikarzy. Przykładem niech będzie Niewidzialna Ręka, która narodziła się właśnie w „Świecie Młodych”, a po kilku latach tak pięknie rozwinęła się w Telewizji Dziewcząt i Chłopców. Chyba w roku 1957 z pewnej wsi nadszedł do redakcji list w którym babcia Marciniakowa opisywała niezwykłe rzeczy dziejące się w jej obejściu. Z dziurki od klucza wyciągnęła zwitek papieru: „Przepraszamy, że bez pozwolenia weszliśmy dzisiejszej nocy na Pani podwórko. Psu daliśmy kawałek kiełbasy, więc nie szczekał. Siekierę, która była bez trzonka, oddamy, po naprawieniu, jutro o północy. Jesteśmy na szlaku „Niewidzialnej Ręki”.
Pod listem nie było żadnych podpisów, ani imion ani nazwisk. Tylko rysunek – naciągnięty łuk i strzała. Podwórko było wysprzątane, drzwi od komórki wstawione, przy furtce, nie wiadomo jak, „sam” się zreperował haczyk, a w ogródku pod rozłożystym krzakiem bzu, stała nowa niewielka ławka. Znalazła się i oprawiona siekiera.
Taka oto była ta harcerska gazeta nastolatków.
Wspomina Pan, że to właśnie w Świecie Młodych zaczęła się Pana przygoda z dziennikarstwem. Co może Pan opowiedzieć o redakcji oraz o tym, jak wyglądała praca nad gazetą?
To prawda. Właśnie w „Świecie Młodych” rozpocząłem swoją dziennikarską karierę, która trwa do dziś. W jednym z numerów przeczytałem o zbliżającej się do Ziemi komecie Kohoutka. Szef ToMiKa czyli Towarzystwa Miłośników Kosmosu poprosił o nasze korespondencje dotyczące tego wydarzenia. Pomyślałem: Czemu i ja nie miałbym spróbować napisać na ten temat? Obłożyłem się książkami i po dwóch dniach wysłałem tekst o kometach, choć, szczerze mówiąc, nie miałem większych nadziei, że to właśnie mój artykuł zostanie wybrany do druku. I ku swemu zdumieniu w jednym z kolejnych numerów zobaczyłem na siódmej stronie swoje nazwisko. Z radości zacząłem skakać jak oszalały. Byłem wtedy w pierwszej klasie szkoły średniej. Tak to się zaczęło. Wkrótce zacząłem też pisać do Ligi Reporterów – pierwszej i jedynej w świecie szkoły dziennikarstwa, do której mógł wstąpić każdy niezależnie od wieku, wykształcenia czy umiejętności. Nie było w niej indeksów, zaliczeń i stopni. Istniał jednak pewien warunek, a może dwa lub nawet trzy, by zostać przyjętym: wrażliwość, zmysł obserwacji oraz potrzeba dzielenia się światem z innymi.
Jaka była redakcja? Cóż, wyjątkowa pod każdym względem. To była zgrana paczka, która rozumiała dzieci i potrafiła z dziećmi rozmawiać. Maluchów, które przysyłały swoje korespondencje dziennikarze „Świata Młodych” traktowali jak młodszych, ale przecież kolegów. Nie pouczali, nie stosowali taniej dydaktyki lecz rozmawiali, radzili, dzieli się swoim doświadczeniem i inspirowali. Sam tego doświadczałem. Tam rodziły się przyjaźnie, a nawet rozkwitała miłość czego dowodem kilka par połączonych sakramentalnym „Tak”. Razem spędzali nie tylko czas w pracy, ale i wolne wakacyjne chwile. Sam do dzisiaj utrzymuję kontakt z wieloma kolegami: Wojtkiem Pieleckim i Kazikiem Paskiem z Ligi Reporterów, Tadkiem Baranowskim, autorem wspaniałych komiksów z Orient Menem i Profesorkiem Nerwosolkiem, Anią Baranowską czy fotoreporterem Markiem Szymańskim.
Jakie znaczenie miał Świat Młodych w okresie PRL?
Dla dzieciaków i nastolatków ogromne. W pamięci milionów czytelników zapisała się jako kompan, który nie tylko przedstawiał różnorodność świata, ale zachęcał do jego zdobywania, dodawał pewności siebie, odkrywał drzemiące w nas talenty i pragnienia, inspirował do przekraczania kolejnych granic, na co sami prawdopodobnie nigdy byśmy się nie odważyli i… wierzył w nas.
A poza tym? Cóż, poza tym „Świat Młodych” był naszym przyjacielem. I jak każdy przyjaciel, troszczył się o nas. Niewiarygodne? Otóż zapewniam, że wiarygodne, a wówczas jakże normalne. Przykład? Proszę bardzo. Oto w jednym z numerów 1984 roku ukazał się taki oto artykuł:
Rzut oka na ścienny kalendarz i wszystko staje się jasne: do 30 czerwca czyli oficjalnego zakończenia roku szkolnego 83/84 już tylko – jeszcze (niepotrzebne skreślić) 95 dni.
Wiadomość miła. No, dobrze, lecz nie dla wszystkich, bo co mają zrobić ci, nad którymi wiszą „czarne chmury”? Co mają zrobić by „uratować skórę”? – pytał „Świat Młodych”. I zwołał Naradę Okrągłego Stołu w Szkole Podstawowej nr 97 w Warszawie. Wnioski przedstawił w kilku punktach:
- W czasie najbliższych dwóch tygodni warto ugruntować „mocne” stopnie z „niekłopotliwych” przedmiotów. Ten zabieg taktyczny – zapewniała Redakcja – pozwoli na pewien manewr: mając mocne strony umocnione skupisz wszystkie siły na obronie słabych punktów…
- Od dziś nie wolno opuścić ani jednej „kłopotliwej” lekcji, ale warto się ubezpieczyć – tzn. odbyć z wychowawcą lub nauczycielem „groźnego” przedmiotu rozmowę. Poproś o radę jak masz działać w swojej sytuacji i poproś o czasowe (trzeba ustalić terminy) niepytanie!
- Narada z wychowawcą lub nauczycielem powinna doprowadzić do ustaleń szczegółowych, np. że będziesz zdawał fragmentami, działami czy okresami (poproś o terminy!) zagrożony przedmiot.
- Musisz zrezygnować z dodatkowych zajęć (niestety trzeba zapłacić za niewykorzystanie szans we właściwym czasie).
- Koniecznie działaj z kalendarzem i zegarkiem. Teraz już czas biegnie kłusem.
- Od najbliższego tygodnia musisz co tydzień zdobywać jeden dobry stopień (to minimum!).
Redakcja zwróciła uwagę na jeszcze jeden problem, który już wówczas się pojawiał, choć nie w takiej skali jak obecnie – korepetycje!
Korepetytor nie nauczy się za Ciebie. On ma Ci tylko pomóc, uporządkować, wyjaśnić. Korepetytor powinien koniecznie skontaktować się z Twoim nauczycielem. Zwłaszcza teraz.
Wzruszyłem się, gdy pod artykułem znalazłem apel Redaktora Naczelnego:
„Świat Młodych” zwraca się z uprzejmą prośbą o pomoc do okaziciela niniejszej karteczki. Grozi mu zły stopień i chciałby go poprawić. Prosimy o wyznaczenie mu sposobu i terminu „poprawy”.
– Dziękujemy.
REDAKTOR NACZELNY
marzec 1984
Pokaż mi dzisiaj gazetę, która byłaby choćby namiastką „Świata Młodych”.
Książka o harcerskiej gazecie nastolatków „Świat Młodych” dla młodszych i dla starszych? Edukacyjnie i nostalgicznie? Do kogo jest skierowana?
Przede wszystkim do pokolenia, które wychowało się na „Świecie Młodych”. Tak więc do czytelników, dziennikarzy „Ligi Reporterów”, ciekawych Wszechświata członków Towarzystwa Miłośników Kosmosu, wirtuozów gitary, miłośników dobrego komiksu, nauki, miłośników „5 minut z Magdą”, fanów muzyki pop, motoryzacji i świata mody. Ale także do tych, którzy chcą dowiedzieć się jaka była naprawdę prasa w Polsce Ludowej, co oferowała, czym się zajmowała i jaki był jej stosunek do czytelników. Odnajdą w niej siebie, swoich rodziców lub dziadków, kolegę z podwórka czy sympatię z wakacji. Nie wiem czy wiesz, ale w redakcji „Świata Młodych” obowiązywała żelazna zasada, że na każdy list czytelnik musiał otrzymać odpowiedź. Sądzę, że z tą książką (jak i z poprzednią czyli z „Telewizją Dziewcząt i Chłopców (1957-1993). Historia niczym baśń z innego świata”) powinni zapoznać się również nauczyciele, ludzie pracujący z młodzieżą, bo tyle w niej jest wspaniałych pomysłów na pracę z najmłodszymi. Może właśnie dlatego książka o TDC została uznana za najlepszą książkę pedagogiczną ostatnich lat, choć w formie to opowieść przyjaciela o mądrych, ciekawych i inspirujących programach Telewizji Polskiej i ich twórcach.
Co możemy znaleźć w publikacji?
O „Świecie Młodych” wszystko i bardzo dużo o ludziach, którzy go tworzyli. Znajdziecie w niej redakcyjną kuchnię, przygody reporterów, sztubackie żarty, wpadki, niezwykłe osobowości pracujące w redakcji i ich losy, wspomnienia czytelników, a także to jak „Świat Młodych” wpłynął na ich życie. Gwarantuję, że ta książka was nie tylko będzie bawić, ale i wzruszać. Przede wszystkim jest to jednak olbrzymia porcja wiedzy o tej gazecie i tamtych czasach.
Jakie postacie związane ze światem komiksu będą obecne w książce i o czym będziemy mogli przeczytać?
Praktycznie wszystkie. Oczywiście plejadę komiksowych gwiazd otworzy Papcio Chmiel, który jeszcze w latach 50. otworzył w „Świecie Młodych” szkołę rysunku Dziadzia Chmiela (Papciem został dopiero później). Będzie Szarlota Pawel z Jonkiem, Jonką i Kleksem, będzie wspaniały Tadeusz Baranowski ze swymi surrealistycznymi żartami i niezwykły Janusz Christa z Kajkiem i Kokiem, mieszkańcami dóbr kasztelana Mirmiła. No i wielu, wielu innych. Większość znałem, z niektórymi się przyjaźniłem. Tak jak z Januszem Christą. Zostałem nawet dzięki jego rysunkowi, jako jedyny, częścią mirmiłowskiego świata z czego jestem niezwykle dumny.
Jak wyglądała dystrybucja czasopisma w PRL oraz jego nakład?
Dystrybucja odbywała się przede wszystkim przez kioski „Ruch”, które były praktycznie wszędzie. Oczywiście dostępna była także prenumerata. Każdy kto ja wykupił otrzymywał gazetę do domu. Mało kto jednak wie, że „Świat Młodych” miał przez pewien czas swoje anglojęzyczne wydanie i docierał do najodleglejszych zakątków świata. Można go było kupić nie tylko w całej Europie, ale także w USA czy Australii. Niestety nie w ZSRR nad czym redakcja ubolewała, bo był to potężny rynek i miliony potencjalnych czytelników. A nakład w Polsce? Cóż, dzisiaj to nie do uwierzenia. Każdy numer ukazywał się w nakładzie 700-800 tys. egzemplarzy, a świąteczne wychodziły w milionowym nakładzie i mimo to trudno było je kupić. Naprawdę. Pamiętam, jak sam często biegałem od kiosku do kiosku, by go dostać. Nieliczni szczęściarze posiadający w kiosku tak zwane teczki, do których sprzedawczynie wkładały wybrane tytuły nie mieli tego problemu.
Zbiera Pan fundusze na wydanie książki Świat Młodych. Jak można Pana wesprzeć?
Dziękuję za tę propozycję pomocy. Pięć lat pracy nad książką i spora suma pieniędzy, którą przeznaczam na jej wydanie okazały się niewystarczające zwłaszcza, że część ilustracji chcę zamieścić w kolorze, bo są tego warte. Książka ma się ukazać, tak jak ta o Telewizji Dziewcząt i Chłopców w twardej, szytej oprawie, na dobrym papierze i z wieloma zdjęciami. W efekcie brakuje jeszcze 15 tys.
Jeżeli więc ktoś będzie chciał pomóc w wydaniu tej książki i wybrać się wraz z nią w cudowną podróż do krainy dzieciństwa, to proszę przekazać wpłatę na konto nr: 55 1750 1312 6887 5345 3300 0620. Wszystkie szczegóły znajdują się pod tym linkiem: https://zrzutka.pl/z/swiatmlodych
Szarlota Pawel wspominała, że na początku lat 90. pismo zbyt mocno skręciło ku nowoczesnym magazynom z Zachodu, co niestety doprowadziło do jego upadku. Jak wyglądał koniec czasopisma?
To prawda. Prywatny właściciel, który kupił prawa do tytułu niestety chciał go upodobnić do zaczynających się wówczas pojawiać w Polsce młodzieżowych tabloidów z tzw. Zachodu. Fakt, że kolorowych i krzykliwych, ale pozbawionych treści, miałkich i nijakich. Nie takich czytelników miał „Świat Młodych” i nie takich treści od niego oczekiwano. Sprzedaż spadała, objętość i atrakcyjność gazety także. Wkrótce zupełnie zniknął z kiosków, a właściciel splajtował. Nie winiłbym jednak tylko ówczesnego kierownictwa. Do upadku gazety przyczynili się również rodzice i sama młodzież spragniona wszystkiego co zachodnie. Porównałbym te zachowania do amoku, bowiem porzucili wydawane co prawda na gorszym papierze i w gorszej jakości poligrafii, ale ambitne, otwierające okno na świat i poszerzające horyzonty pismo z wieloletnią tradycją na rzecz świecidełek. Krótko mówiąc zdradzili przyjaciela. Dopiero po latach przyszło opamiętanie, lecz było już za późno.
Wydał Pan książkę „Telewizja Dziewcząt i Chłopców (1957-1993). Historia niczym baśń z innego świata”. Czy mógłby Pan coś więcej o niej powiedzieć?
To monografia wszystkich programów, które ukazywały się kilkadziesiąt lat na antenie Telewizji Polskiej pod wspólnym szyldem TDC i ich twórców: Macieja Zimińskiego, Włodzimierza Grzelaka i Jacka Kubskiego opowiedziana ze swadą i humorem, choć rzetelna i prawdziwa. Wielu pamięta zapewne Niewidzialną Rękę, Ekran z Bratkiem, Klub Pancernych, Latającego Holendra, Piątek z Pankracym i wiele innych oraz ich prowadzących: wspomnianego Macieja Zimińskiego („Ekran z Bratkiem”), redaktora Michała Sumińskiego, który przez równe dwadzieścia lat prowadził niezapomniany „Zwierzyniec” i Bohdana Sienkiewicza – kapitana największej łajby, jaką kiedykolwiek widział świat czyli „Latającego Holendra”. Są w niej opisane nieprawdopodobne akcje i piękne wspomnienia dzieci biorących w nich udział. Są tam historie, które bawią i takie, przy których się wzruszycie, jak ta o jedenastoletnim Antku Koszyku z Gorlic – legendarnym niewidzialnym. Mogę rzucić tylko kilka haseł, bo kilkudziesięcioletniej historii Telewizji Dziewcząt i Chłopców opisanej na ponad 400 stronach książki nie da się opowiedzieć w kilku zdaniach. Dodam tylko, że fundamenty TDC z całą filozofią jej przyświecającą oraz dziennikarstwem inspirującym o którym wspomniałem wcześniej, powstały właśnie w „Świecie Młodych”. I tam właśnie TDC ma swoje korzenie.
Czy ma Pan w swojej kolekcji numery Świata Młodych?
Oczywiście. Przechowuję kilkadziesiąt numerów „Świata Młodych”. Są to przede wszystkim numery z moimi tekstami. Nie ukrywam, że stanowią dla mnie cenne pamiątki.
Dziękuję za wywiad i zachęcam do wsparcia wydania publikacji!








