Na grudniowym już spotkaniu rozmawialiśmy o kwestii wydawałoby się nierozwiązywalnej. Co jest lepsze? Atrakcyjniejsze i ciekawsze? Komiksy frankofońskie czy manga? Sądząc po kolejnej fali mangi, której jesteśmy świadkami od pewnego czasu powinniśmy odpowiedzieć gromko – manga i zakończyć spotkanie :}
A jednak odpowiedź na tak zadane pytanie nie jest aż tak prosta. Komiksy frankofońskie są częścią naszej tradycji, zarówno literackiej, jak i tej związanej ze sztukami plastycznymi. Pisząc krótko: wielu klasycznych twórców komiksowych czerpało z frankofonów; można nawet napisać mocniej niż tylko czerpało… Potem wróciliśmy do komiksów anglosaskich, które nie były dla nas „ziemią nieznaną”, bo przecież w dwudziestoleciu międzywojennym były popularne w wydaniach gazetowych (często dziwacznie spolszczone czy zaadaptowane). Manga była obecna w naszym życiu, zarówno jako efemeryda, jak i pełnoprawny członek społeczności fandomowej. Ale, wbrew różnym teoriom i poglądom, fandom mangowy często miał tendencje do samoizolacji a dodatkowym problemem dla wchodzącego w temat czytelnika było słynne czytanie od tyłu w różnych wariantach, mnogość tematów (także tabu) i dziwnych wątków, które często szokowały nieprzyzwyczajonego do innych kultur czytelnika. Właśnie te cechy wskazuje się jako główne przyczyny popularności tej odmiany komiksu. Ktoś złośliwy zaraz powie: no fajnie, bunt i tematy zakazane zawsze się dobrze sprzedawały i co dalej? Przekonamy się za kilka lat.
To samo oczywiście dotyczy tzw. trykotów, które w swej masie są dość jałowe, infantylne i nudne (mimo biliona akcji aż do przesady). A wcześniej zmagały się z cenzurą zewnętrzną i autocenzurą. Na szczęście pojawiły się undergroundowe wynalazki i komiks anglosaski został uratowany! Gdzie w tym wszystkim teraz jest komiks frankofoński, w dużej mierze artystyczny i jednocześnie oferujący masę klasyki dla najmłodszych czytelników? Wymaga jeszcze więcej skupienia czy też jest mniej i bardziej staromodną pulpą? Bywa różnie. W końcu przepływy kulturowe są wzajemne i trwają co najmniej kilkadziesiąt lat. Jak sami widzicie, odpowiedzi mogą być proste lub skomplikowane – w zależności od autorów, rysowników i scenarzystów.
Na spotkaniu wspominaliśmy początki naszej przygody z komiksami. Wymieniliśmy autorów i serie (Asteriks, Tintin, Yans, Thorgal, Rork, Hugo, Lucky Luke, Iznogud, Bernard Prince, Bruno Brazil, Róża Wersalu, Fukushima, Shamisen, Dragon Ball, Samotny Wilk i Szczenię, Sailor Moon, Izuna, Legenda o Szkarłatnych Obłokach), chwilę poświęciliśmy również arcyciekawej kooperacji twórców frankofońskich z japońskimi (tutaj już nie ma prostych odpowiedzi), ponarzekaliśmy i chwaliliśmy wydawców różnych odmian, także pod kątem szybkości wydań polskich w porównaniu z oryginalnymi, wskazaliśmy na odmienne techniki rysowania i zabawy konwencją oraz zauważyliśmy, że wydania mogą być i przystępne cenowo (jeden z głównych powodów popularności mangi), jak i kolekcjonerskie z dodatkami i cudeńkami. Niektórzy z nas zaczynali od frankofonów, inni od mang. Jedni czytają i to, i tamto, niektórzy zostali przy jednym gatunku. Było to bardzo treściwe spotkanie, także dzięki pojawieniu się nowych twarzy! A na następnym spotkaniu zastanowimy się nad polmangą, czy istnieje i co warto przeczytać, zapraszamy!