Dziś przyjrzymy się tytułowi, który bardzo wpłynął na kształtowanie się polskiego fandomu mangowego u jego zarania. Chodzi o „Slayers”, znane u nas pod tytułem „Magiczni wojownicy”.
Nie da się ukryć, że Japończycy nigdy do końca nie rozumieli Tolkiena. Ale czy można się dziwić? Tolkien inspirował się legendami arturiańskimi, tradycjami chrześcijańskimi, angielską wsią, a nawet czymś tak mało znanym jak islandzkie pieśni np. „Edda poetycka”. To tak jakby wymagać od Europejczyka znajomości takich dzieł jak „Opowieść o Trzech Królestwach”, która jest dla Chińczyków dziełem na miarę naszego „Pana Tadeusza”. Albo japońskiego zbioru opowiadań „Po deszczu, przy księżycu” Uedy Akinariego, najważniejszego twórcy japońskiej epoki Edo. Opowiadania te pierwotnie wydano w 1776 roku, ale są na tyle aktualne, że z powodzeniem można tomik ustawić w jednym rzędzie ze współczesną fantastyką. Możliwe, że właśnie to niezrozumienie heroic fantasy dało pewne nowe możliwości. Można spróbować rozliczyć zachodnie heroic fantasy. Główny bohater nie musi być kryształowy, a nawet więcej, może posługiwać się czarną magią i być zwyczajnie wredny. Podobnie osoby czyniące dobro nie muszą być idealne.
Lina Inverse ze swoimi zdolnościami, wiedzą i cechami charakteru mogłaby się stać doskonałym antagonistą do pokonania. Lina to postać niezwykle krwista. Jest bardzo inteligentna, ma dużą wiedzę i moc, a jednocześnie jest złośliwa, chciwa i zakompleksiona. Przedstawienie Gourrego jest niejako w opozycji do Liny. Jest głupkowatym blondynem, jednak to on potrafi dostrzec rzeczy, których nie widzi nikt inny. Taki Zelgadis również wydaje się być wzorowym antagonistą, jednak i jego poczynania wynikają z uzasadnionego poczucia krzywdy. Przeseksualizowanie Nagi też nie wzięło się znikąd. Swoją drogą od kiedy ją zobaczyłem zastanawiam się, czy twórcy znają język polski. Idealną postacią konfrontującą wyidealizowane opowieści fantastyczne z rzeczywistością jest Amelia. Podobnie nigdzie indziej nie spotkałem króla pacyfisty. Z kolei postacie, które w standardowym fantasy byłyby szlachetnie pozytywne tu okazują się być iście demoniczne. Postacie są więc mocnym argumentem za tą mangą.
Jak widzimy upchnięto wielu wielowymiarowych bohaterów w świecie wydającym się być jednowymiarowym. No właśnie, świat tylko wydaje się być jednowymiarowy. Mamy tam bardzo skomplikowany system demonów i potworów, którego nigdy do końca nie zrozumiałem. Jest to ważny element uniwersum, ponieważ to od nich czerpie się moc i w walce z nimi trzeba stosować ją umiejętnie. Momentami twórcy naigrywają się z motywów jak wizyta w gorących źródłach i tematu yaoi. Niestety nie uniknięto recyklingu. Kilkukrotnie powtarza się motyw utraty magicznych zdolności i teoretycznie przyjaznego kapłana. „Slayers” to w większości luźno powiązane historie, lecz często jedna odnosi się do drugiej. Najkrótszy tom 4. przedstawia niezależną historię z filmu „Slayers Return” przeniesioną właściwie jeden do jeden. Pozostała manga prezentuje fabułę zbliżoną do tej z anime, lecz w innej konfiguracji i różniącą się szczegółami. Dodano kilka rozdziałów i postaci niewystępujących w anime.
„Slayers” wizualnie prezentuje się przeciętnie. Kreska nie zestarzała się jakoś szczególnie. Nie jest zła, ale też nie jest wybitnie dobra. Świat jest żywy, ale tylko w niektórych kadrach. Wiele z nich jest pustych i prezentuje jedynie określone postacie. W jednych miejscach są szczegółowe przedmioty, a w innych jest cała ulica pełna ludzi, którym brak szczegółów. Niestety, część kadrów jest nazbyt uproszczonych, ale z drugiej strony nie było sensu poświęcać czas na coś, co nie wnosi niczego do fabuły. W wielu mangach cała sylwetka nałożona na kadry nie jest niczym nadzwyczajnym, jednak tu można potraktować to jak regułę. Na uwagę zasługują potwory, smoki i ogry, a zwłaszcza ryboludzie, jak Nunsa. Na początku rozdziałów zdarzają się proste czterokadrówki nawiązujące do treści.
W mojej poprzedniej recenzji wspomniałem o podobieństwach „Rycerza Janka” do „Slayers” i dalej podtrzymuję moją opinię. W obu mamy świat fantasy, przemądrzałą rudą dziewczynę, przygłupiego blond osiłka, intrygę i potwory. W mandze nie ma nowoczesnej technologii, ale jest ona w anime i w „Rycerzu Janku”.
Mangę wydano pierwotnie w Japonii w latach 1995-2001, czyli rok po anime, które z kolei oparto na serii książek Hajime Kanzaki. Powieści nie czytałem, ale podobno są one bliższe mandze niż anime. W Polsce wydawano je w latach 2003-2004. Seria liczy 8 tomów o różnej grubości. Od 120 do 180 stron, co niestety widać. Obwoluty są kolorowe i każdy z nich przedstawia Linę z przodu oraz tyłu. Na skrzydełkach można zobaczyć notki od twórców i to, co wtedy wydawało JPF, a były to: „Naruto”, „Cowboy Bebop”, „Chobits”, „Fushigi Yuugi”, „Vampire Princes Miyu”, „Evangelion”, „Hellsing” oraz jest tam kilka reklam „Mangazynu”. Okładki są szarobiałe i przedstawiają to samo co obwoluty. Pierwsze trzy tomy noszą nazwę „Legenda ciemności”, a potem kolejno „Return”, „Miasto duchów”, „Srebrna bestia”, „Wszechbiblia” i „Król miasta duchów”. Pierwsze strony są na papierze kredowym i w kolorze, a reszta na offsetowym i czarno-białym. Nasycenie tuszu jest przyzwoite, jednakże jeśli coś ma być czarne to będzie czarne. Kilkukrotnie zauważyłem spacje w środku słowa i dziwny szyk zdania. W paru miejscach niewłaściwie przycięto tomiki. Przez co w pierwszym tomie napis „Koniec tomu pierwszego” jest ucięty w połowie, a w tomie 7. widać częściowy czas i datę drukowania. Na końcu drugiego tomu znajduje się odpowiedź na niesławny program TVN Uwaga! z udziałem przyszłej Superniani, czyli Doroty Zawadzkiej. Niedługo później anime prawie zupełnie zniknęło z telewizji. Nie jest jasne czy obie sprawy są ze sobą powiązane, ale o skutki obarczono właśnie Dorotę Zawadzką. Sprawa od 20 lat odżywa przynajmniej raz w miesiącu w różnych zakątkach polskiego fandomu mangowego, więc chyba rozumiemy dlaczego Superniania nie jest lubianą postacią w społeczności.
Za scenariusz na podstawie powieści wspomnianego Hajime Kanzaki odpowiada Shoko Yoshinaka. Projekt postaci to dzieło Rui Araizumi. Cała trójka jest znana raczej tylko ze „Slayers”, choć nieliczni będą w stanie wymienić też „Lost Universe”.
Na początku wspomniałem, że ten tytuł bardzo wpłynął na kształtowanie się polskiego fandomu mangi i anime. Kiedyś w zamierzchłych czasach, gdy anime leciało w telewizji, a Dorota Zawadzka była nikomu nieznaną anonimową postacią, stacja RTL7 rozpoczęła emisję anime „Slayers” pod nazwą „Magiczni wojownicy”. Jako że była to komedia fantasy to przyciągnęła do siebie specyficzną publikę, która zaczęła się organizować w Internecie. Społeczność przyjęła nazwę „Wszechbiblia” od jednego z artefaktów występujących w anime. Po kilku podziałach i przemianach społeczność zmieniła nazwę na Tanuki.pl i dziś może się poszczycić chyba największym zbiorem recenzji mangi i anime w Polsce. A co się stało z Wszechbiblią? Przez długi czas była to archaiczna strona z wymienionymi anime, jakie kiedykolwiek pojawiły się w polskiej telewizji, a teraz, no cóż, nie istnieje.
Komu polecić „Slayers”? Na pewno fanom starszej mangi, w tym pamiętającym emisję anime w telewizji. Miłośnikom fantastyki, zwłaszcza heroic fantasy, a zwłaszcza lubiącym niekonwencjonalne podejście do niego.
Plusy:
+ postacie,
+ znaczenie dla fandomu,
+ świat,
+ klasyka,
+ humor.
Minusy:
– powtarzalność,
– uproszczenia.
Fabuła: 3/3.
Grafika: 2/3.
Wydanie: 2/3.
Ocena: 8/10.
Recenzja Mario na kanale Komiksem po łapach: