Na wstępie chciałbym wspomnieć, że recenzuję stare 19-tomowe wydanie. Starsze pewnie od niejednego widza niniejszej recenzji. Od jakiegoś czasu JPF wydaje edycję specjalną i do tej pory zdążyła ukazać się połowa z sześciu tomów. Porównanie obu wersji będzie na samym końcu.
Gdyby nie wydane w 1988 roku anime „Akira” to bardzo prawdopodobne, że cały cyberpunk wyglądałby zupełnie inaczej. Wie o tym chyba każdy szanujący się fan gatunku, choć film nie jest tak znany jak słynny „Łowca androidów” z roku 1982. Dlaczego ta data jest tak ważna? Ponieważ dokładnie w tym samym roku co amerykański kamień milowy w Japonii zaczęła ukazywać się manga „Akira” autorstwa Otomo Katsuhiro, którą się dzisiaj zajmiemy. Warto wspomnieć też o tym, że na 2021 rok przewidziano wersję amerykańską tej produkcji, ale z uwagi na to że rok jeszcze się nie skończył i trudno oddzielić fakty od plotek wstrzymam się od komentarza.
Jeśli uważacie, że znając film mniej więcej znacie treść mangi to bardzo się mylicie. Historia jest nieco inna i wielokrotnie bardziej rozbudowana. Scenariusz do ekranizacji powstawał w tym samym czasie co manga, a prawie połowa materiału trafiła w ręce fanów już po premierze anime. Gdyby obie fabuły były tożsame to całość zmieściłaby się w czterech lub pięciu tomach, tj. ¼ objętości polskiego wydania mangi. W filmie wiele postaci się nie pojawiło, jest mniej rozwiniętych, lub wykorzystano je w inny sposób. Jako przykład niech posłuży nam postać Kaori. Może nie jest to istotna osobą w filmie, ale jest od początku. W mandze pojawia się dopiero w drugiej połowie.
Historia przez cały czas pędzi na złamanie karku i ani przez moment się nie zatrzymuje. Zaczyna się nie tylko konkretnego dnia 6 grudnia 1982 roku, ale i o konkretnej godzinie – 14:17. W tym momencie doszło do eksplozji bomby nowego typu, która zniszczyła Tokio. Wydarzenie to dało początek III wojnie światowej. Właściwa fabuła rozpoczyna się w trzydzieści osiem lat później – w mieście w dużym stopniu odbudowanym – Neo Tokio. Mogłoby się wydawać, że po tak długim czasie blizny zostały wyleczone. Nic bardziej mylnego. Najwyższe władze są skorumpowane i zajęte konfliktami frakcyjnymi, a odrodzone miasto podzielone jest między brutalne gangi składające się ze zdemoralizowanej młodzieży. Ale czy można się im dziwić? Od najmłodszych lat dorastali w przeświadczeniu zasady „albo oni ciebie, albo ty ich”. Przemocy doświadczali nawet od strony nauczycieli, od których w normalnych warunkach mogliby oczekiwać pomocy. Jednak opisywany świat jest bardzo daleki od naszej normalności. Zewsząd dobija beznadzieja i brak perspektyw. Brud, smród i ubóstwo są wszechobecne. Całość dopełniają niszczejące budynki i łatwe do zdobycia dragi. Ten low life sąsiaduje z high tech. Jeśli cię stać, możesz kupić zaawansowaną pomoc medyczną, albo zdobyć dostęp do super nowoczesnej broni.
Kaneda jest przywódcą grupy brutalnie strzegącej swojej strefy wpływów i okazjonalnie bijącej wrogie grupy. Zwłaszcza Clownów pod przywództwem Jokera. Wszystko się zmienia, gdy Tetsuo, członek jego grupy, zderza się z dziwnym dzieckiem o wyglądzie starca, który na oczach przywódcy staje się przejrzysty, po czym znika. Tetsuo zostaje zabrany do szpitala, gdzie przeprowadzony zostaje na nim pewien eksperyment. Kaneda postanawia go odbić przez co miesza się w działalność grup wywrotowych, wojska i politykę. Problem polega na tym, że Tetsuo nie potrzebuje już pomocy Kanedy, a zaczyna się przeciwko niemu buntować. Narasta konflikt między tymi postaciami. W drugiej połowie seria nagle zmienia się w postapo ze wszystkimi charakterystycznymi cechami gatunkowymi. Ludzie nawracają się w kierunku starych kultów religijnych i szerzą się nowe. Powstają państwa rządzone przez lokalnych watażków. Ludzie walczą o wąskie zasoby, jakie zostały się po starym świecie, choć w mniejszym stopniu niż można się spodziewać.
Graficznie Akira nie zestarzał się ani o dzień. Rysunki są niezwykle szczegółowe. Budynki dobijają brudem i zaniedbaniem, co kontrastuje z bogatym wyposażeniem wnętrz elit. Nawet na późniejszym etapie najschludniej wyglądały wnętrza świątyni Miyako. Projekty urządzeń technicznych odznaczają się dużą szczegółowością. Niejednokrotnie można uwierzyć, że taki karabin laserowy, motocykl, czy działo kosmiczne są urządzeniami realnymi do stworzenia. Z ciut mniejszą pieczołowitością autor podszedł do ubioru, a twarze bywają dość podobne. Nie ma tu epatowania nagością, jeśli nie jest to uzasadnione fabularnie.
Manga drwi sobie z klasycznych podziałów na bohaterów. Każdy ma swoje racje i często są one racjonalne. Na początku wydaje się, że będziemy dopingować Kanedę, ale on okazuje się być bezmyślny i impulsywny. Nie zastanawia się nad konsekwencjami, tylko działa spontanicznie. Szybko rośnie mu konkurencja w postaci Tetsuo. W każdym razie dopóki nie zaczyna mu odwalać. Pułkownik też ma swoje powody i pomimo początkowego kreowania go na czarny charakter okazuje się, że to właśnie on najlepiej ocenia sytuację. A Akira jako postać tytułowa zawodzi w całej rozciągłości.
A teraz słówko o polskim wydaniu. W Polsce Akira ukazał się nakładem Japonica Polonica Fantastica Comics (tak kiedyś nazywał się JPF w całej okazałości). Wydawanie tego tytułu w sześciu tomach prawdopodobnie nie miałoby większego sensu, bo byłby zwyczajnie za drogi jak na kieszeń przeciętnego czytelnika w roku 1999. Dlatego wzorując się na wydaniu anglojęzycznym zdecydowano się komiks podzielić na wspomniane 19. części po około 100 stron. W ten sposób właściwy koniec tomu 2. znalazł się w środku tomu 6. Przez zbytnie rozdrobnienie otrzymaliśmy nazbyt wiele spojlerujących okładek. Jedna z nich nazywa się „Śmierć Takashiegi”, inna „Numer 41 – Tetsuo”. Okładkowe grafiki spojlerują równie wiele i to już od pierwszego tomu. Posiadane przeze mnie tomy są względnie równie wysokie, jednak nie jest to reguła. Okładki chyba były cięte wedle uznania. Jeśli chodzi o tłumaczenie, to jest źle. Przede wszystkim razi mnie korekta, a właściwie jej brak. Ciężko mi jest uwierzyć, że w ogóle jakaś była. Podwójne spacje jeszcze jakoś bym przeżył, ale nie w środku słowa. Podobnie myślnik w środku słowa i braki spójników. A już zupełnie nie jestem w stanie zrozumieć zaufania do autokorekty wstawiającej słowa co prawda bliskie fonetycznie, ale różne semantycznie. W początkach swojej działalności JPF wydawał tomy mangi dostosowane do czytelnika zachodniego, to znaczy odbite w pionie. Czytało się je jak każdy inny komiks zachodni. Skutek bywa czasem zabawny – na przykład, gdy widzimy nadprogramową ilość osób leworęcznych albo mapę świata z alternatywnej rzeczywistości. Warto wspomnieć też o tym, na czym wydrukowano Akirę. Otóż pierwsze trzy tomy na ekopapierze, tomy od 7. do końca na białym offsetowym, a te od 4. do 6., no cóż, tu zastosowano system mieszany. Być może inni mają inaczej, ja opisuję co widzę. Wszystkie tomy posiadają obwoluty kryjące okładkę w odcieniach czerni i bieli, za wyjątkiem tomu pierwszego, który kryje nie tylko kolorową okładkę… ze skrzydełkami, ale też kolorową obwolutę.
Na fenomen Akiry składa się wiele. Motywy religijne, cyberpunkowe i postapokaliptyczne. Fascynacja techniką. Lęk przed potęgą atomu i konfliktem zbrojnym. Moce parapsychiczne. I wiele innych. Widać pewne podobieństwo między Tetsuo, a Vegetą z Dragon Balla, a nawet Neo z Matrixa. Zarówno fabuła jak i rysunki robią wrażenie do dziś. Nie sposób przecenić znaczenia dla Akiry dla popkultury. Przez lata komiks stawiany był jako jeden z najlepszych mang cyberpunkowych w historii. Stawiany był w jednym rzędzie z Ghost in the Shell, czy Eden: It’s an Endless World!, a moim zdaniem może konkurować z każdym komiksem na świecie w swoim gatunku. Chociażby dlatego jest to tytuł, który należy znać. Jest wręcz filarem mangi młodzieżowej i bez wątpienia zostanie nim jeszcze długo.
Czy kupić Akirę? Odpowiedź jest bardziej skomplikowana niż zwykłe ”tak”, lub ”nie”. Problem stanowi przede wszystkim stare wydanie. O ile mogłem się dogłębnie wypowiedzieć na temat starego wydania, o tyle w przypadku nowego nie mogę tego powiedzieć. Głównie dlatego, że nowe „Wydanie Specjalne” nadal wychodzi, a ja posiadam jedynie dwa pierwsze z 6. Jest ono nie tylko grubsze, ale też w większym formacie, wyższej rozdzielczości i wydrukowane jak bóstwa shinto przykazały. Od prawej do lewej. Nie tylko tu Akira jest bardziej japoński. Na pierwszych stronach zamiast rzymskich liter składający się monumentalnie na tytuł zdecydowano się na napisanie go w kanie, czyli jednym z tradycyjnych pism kraju wschodzącego słońca. Tyle, że wciśnięto go w sam środek, co wygląda na krok nie do końca przemyślany. Odnowione projekty okładek oraz obwolut prezentują się zacnie, przy czym są to różne wzory. Przy okazji zmieniono 10. stronę. W starym wydaniu dwa kadry wyglądały tam bardzo dziwnie. Zostały one zmienione na nieporównywalnie lepsze. Mamy także nowe tłumaczenie, w którym nie znalazłem tych irytujących błędów. Na koniec porównania wspomnę o czymś, co mnie zasmuciło i wywołało uczucie nostalgii. Kiedyś ze skrzydełek można było się dowiedzieć, jakie nowe tytuły ukażą się w najbliższym czasie, albo że takie „Aż do nieba” kosztowało około 8 zł od tomu, albo reklamy anime w telewizji. W nowym poprzestano na japońskim i angielskim opisie. Podsumowując zdecydowanie polecam zakup nowej wersji. Jest znacznie lepsze. Stare wydanie na ten moment prawie zupełnie znikło ze sklepu wydawcy, ale może krążyć jeszcze jakiś czas jako obiekt kolekcjonerski i ciekawostka.
Komu polecić? Komuś kto szuka rozrywki i nie ogląda się na poprawność polityczną. Komuś, kto chce przeczytać dobrą historię. Polecam.
Plusy:
+ klasyka,
+ wartka akcja,
+ klimat,
+ szczegółowa kreska,
+ kreacja postaci,
+ dedykacja dla Osamu Tezuki.
Minusy:
– spojlerujące okładki w starym wydaniu,
– podobne twarze.
Ocena: 9/10.
Recenzja Mario na kanale Komiksem po łapach: