W zamierzchłych czasach przed Gadu a nawet przed P2P i Winampem popularnością cieszyły się Wojownicze Żółwie Ninja. Większość osób z pokolenia 30 czy 35+ kojarzy kreskówkę, a nawet i komiksy. Żółwie były jednym ze szczytowych osiągnięć boomu na filmy „karate” i inne mordobicia z mocnym oparem Wschodu (tajemniczego rzecz jasna i dającego do myślenia!). Żółwie pojawiły się również w Usagim Yojimbo. Tutaj mamy do czynienia z nieco bardziej realistyczną wersją crossovera.
Fabuła nie jest wymagająca. Jest zadyma. Mamy pierwszego bohatera. Pojawia się kobieta. A jeśli jest kobieta to obowiązkowo musi być tajemnica. Akcja się zazębia i mamy trzeciego bohatera. Jednego z żółwi ninja – Raphaela. Jak można się domyśleć robi się gęsto i pojawiają się lekkie niesnaski między panami. Nakreślone tło jest bardzo proste i służy jedynie pretekstowemu pokazaniu „ekszynu” w postaci rozróby, przemocy i ucieczki. „Zabili go i uciekł” połączone z demolką i ofiarami, czyli wszystko to, przed czym przestrzegali uczeni w piśmie.
Bodycount mogłoby być doskonałą ilustracją lęków i obaw psychologów przed złym wpływem komiksów na młodzież. Mamy brutalną, realistyczną kreskę z dobrze oddanymi ruchami postaci i dynamiką działań. Orgię rozwałki niczym w klasycznych filmach z lat 90. XX wieku. Plus piękne kolorki oraz sporo easter eggów. W skrócie, wszystko dla sentymentalnych zgredów. Niby nic specjalnego a daje sporo radości 🙂