Dawno, dawno temu za odległych czasów mrocznej babci komuny, gdy wychodziła masa komiksów ktoś (ale kto?) podrzucił mi parę albumów („Figurki z Tilos”, „Cortes” czy „Cena wolności”, nie mówiąc o Żbikach) rysowanych przez Jerzego Wróblewskiego. W zasadzie i kwasie podobały mi się wszystkie – przyjemna kreska, niezła narracja i bohaterowie, z którymi da się utożsamiać. Dostałem również „Binio Billa i skarb Pajutów” i szybko chciałem więcej szperając za „Światem Młodych.”
Co ciekawe, po latach nadal lubię kreskę Wróblewskiego i cieszę się, że są wznowienia. Wroblewski, często zwany złośliwie „stachanowcem polskiego komiksu” (także ze względu na składaną daninę systemowi) miał specyficzny styl rysowania, zamaszystymi liniami kreślił fizjonomie bohaterów i wychodziło mu to nad wyraz plastycznie. Z pewnością jasną stroną jego komiksów były postacie kobiece. Zawsze kojarzyłem te piękne buzie z pinupowymi girlsami – iście amerykański sznyt – szkoda, że rysownikowi nie dane było zrobić kariery na (nomen omen) Zachodzie.
Binio Bill w założeniu jest komiksem dla młodzieży – czerpiącym pełną garścią ze swoich czasów (i czasów naszych rodziców), gdzie modne były rozmaite zabawy w dobrych i złych – byle tylko pachniało mityczną Ameryką 😉 Oryginalne plansze zostały odnowione i „nasz człowiek na Dzikim Zachodzie” czyli Binio Bill (właściwie Zbigniew Bilecki) prezentuje się bardzo dobrze a nawet miło i przyjemnie – także biorąc poprawkę na rok produkcji (czy raczej narysowania) komiksu. Polska wersja Lucky Luke’a jest klasyczna do bólu – jak z prawdziwych opowieści westernowych. Są dobrzy, źli i brzydcy a nawet odrażający (rysowanie twarzy!).
Czytelnik wie, kto jest kim i dlaczego, chociaż kilkakrotnie Wróblewski ładnie mota intrygę. I zmienia proporcje zachowań bohaterów (np. Indian) – nie na tyle jednak, żeby przekreślić główne cechy ludzkie tych dobrych. Moralizatorstwa i ideologii w BB nie ma zbyt wiele (sam temat był śliski, o czym świadczą losy komiksu – wydaje się to dzisiaj dziwne). Nie nudzi również kryształowy charakter BB – o ile oczywiście łykniemy konwencję (powrotu do starych, dobrych czasów gdy kobiety były piękne, konie szybkie a zasady klarowne) i będziemy kibicować rewolwerowcowi i szeryfowi w jednym.
Przy okazji wspomnę o humorze i dynamicznej akcji – bo to prawdopodobnie główne cechy Binio Billa, za które pokochali go czytelnicy – dla niewtajemniczonych wyniki różnych plebiscytów dotyczących wznowień i popularności mogą być dosyć dziwne… Do dzisiaj zastanawiam się, skąd wziął się nasz Zbigniew w niespokojnym miejscu i czasie i nie pamiętam, czy gdzieś zostało to wyjaśnione. To jeden z minusów komiksu plus język – wiadomo, że nie mógł być zbyt plugawy ale po latach nieco razi ugrzecznienie. Co dostajemy w zaletach? Humor, akcję i polski czynnik w śmiesznych przygodach z zarysowanym tłem historycznym (wystarczające by nie zmęczyć). Warto spróbować chociaż z jednym albumem – dorośli również mogą mieć frajdę!