Legenda miejska to nie bajka, to seks, makabra, pasożyty, lęki, zemsta, humor. Kto nie słyszał o wycinaniu nerek, misji na Marsa, przecież to właśnie znajomy znajomego opowiedział, że przeżył kuzyn od strony itd. Starsi pamiętają cięcie żyletkami, satanistów, zatrute gumy Turbo, czarną wołgę czy pytania o godzinę (ale i „nie zapalaj światła”). Legendy miejskie jako spontaniczny folklor współczesny ciągle się zmieniają i dopasowują do czasów, w których przyszło się im rozprzestrzeniać. Od czarnej dorożki do czarnego BMW. Ale oprócz klasyków są inne, mniej znane. I temu tematowi poświęciliśmy spotkanie KMF-u z obowiązkową prezentacją Ani (to już druga!) ładnie podzieloną na legendy polskie i obce, z innych zakątków świata.
Jak napisał Barber w książce „Legendy miejskie” (s. 12) „Ponieważ legendy miejskie są często znakiem czasów, nierzadko zawierają morały i nauki wplecione w opowieść. Możliwe jest wykorzystanie oddziaływania tych historii jako narzędzia manipulacji w celach propagandowych (np. Drewniane lotnisko, Marchewkowe widzenie świata), zmyślnego wybiegu marketingowego (Blair Witch Project) lub do bardziej złowrogich celów.”
Jakich złowrogich? Incepcyjnych: „Badania dowiodły, że książki i strony internetowe poświęcone legendom miejskim w rzeczywistości same są miejskimi legendami. Źródła te podają, że opowieści są legendami, podczas gdy w rzeczywistości są one prawdziwe (Barber, op. cit, s. 309).” „Adres rejestrowy wielu popularnych stron internetowych poświęconych legendom miejskim wyraźnie wskazuje na adres rządu USA. Adres ten zazwyczaj należy do CIA, co jednoznacznie potwierdza zaangażowanie rządu Stanów Zjednoczonych w preparowanie legend miejskich.” Przyznacie, że to dość osobliwy sposób informowania społeczeństwa o różnych sprawach 😉
Z legendami miejskimi sprawa jest skomplikowana. W przeciwieństwie do teorii spisku, które często okazują się być prawdziwe (czy potwierdzone), ML dzielą się zwykle na trzy kategorie: prawdziwe, prawdopodobne i posiadające w sobie ziarnko prawdy. Większość jednak przynależy do folkloru i jest „tylko” prawdopodobna, średnio weryfikowalna. Czytając o aligatorach w kanałach, przypominają się Wojownicze Żółwie Ninja ale…często życie wyprzedza opowieści i serwuje nam co najmniej zastanawiające zdarzenia 😉
http://edition.cnn.com/2017/03/30/asia/australia-cyclone-debbie-shark-flooding/
A na kolejnym spotkaniu, przed Sobotą z fantastyką porozmawiamy o twórczości gościa, Roberta J. Szmidta.