Coś mało na naszym blogasku piszemy o serialach, a to przecież taki gorący temat ostatnimi czasy. Przykuwających uwagę tytułów nie brakuje i mają one często ciekawsze historie do opowiedzenia niż te prezentowane na „dużym ekranie”, a dzięki większemu budżetowi nie odstają już też od strony realizacyjnej. Fantastyka zawsze miała mocną reprezentację wśród telewizyjnych produkcji i mamy kilkanaście prawdziwie kultowych tytułów które odcisnęły piętno na całej popkulturze, a nowopowstające serie z gatunku cieszą się nie mniejszą popularnością niż tytuły pozbawione niezwykłych elementów. Sagitariusze, czas zmierzyć się z tym tematem – mam nadzieję, że zapału starczy mi przynajmniej na pełen sezon!
Na pierwszy ogień pójdzie „tasiemiec”, o którym chyba każdy słyszał czyli „Gra o Tron”. Trzy tygodnie temu mieliśmy finał 6. sezonu, chyba wszyscy zainteresowani zdążyli już się zapoznać, zatem czas na małe podsumowanie i ocenę. Dla niewtajemniczonych (są tacy?) – serial wystartował w 2010 r. jako ekranizacja (początkowo nawet dość wierna) „Pieśni Lodu i Ognia” George R.R. Martina, obecnie doszło do niecodziennej sytuacji i wydarzenia z telewizyjnego widowiska wyprzedziły fabułę książek. Produkcja bije rekordy oglądalności (średnio 7,6 mln. na odcinek, dane: tu i tu) i jest na szczycie rankingów jeżeli chodzi o popularność (np. tu). Przedstawia ona opowieść o walce wpływowych rodów o władzę w krainie Westeros, która mocno przypomina średniowieczną Europę, z niewielkim dodatkiem magii. Mamy tu emocjonującą fabułę, świetne kostiumy, nienajgorsze CGI (oczywiście jak na produkcję TV), ciekawe kreacje aktorskie (choć niestety nie wszystkie), a do tego coś co stało się chyba znakiem rozpoznawczym serii – eliminowanie bohaterów sagi, często w nieoczekiwanych momentach. Tyle ogółem, a jak wypadł ostatni sezon?
OPINIA BEZ SPOILERÓW – CZYTAJTA WSZYSCY!
Przyznam, że sezon budzi we mnie mieszane uczucia. Wydawało by się, że chronologia zdarzeń powinna gwarantować emocje, niestety twórcy często rozwiązywali wątki w sposób prosty i przewidywalny, przez co napięcie siadało. Z drugiej strony jednak opowieść jest spójna i pozbawiona dłużyzn, ogląda się po prostu dobrze. Na pierwszy plan wybija się motyw zemsty. Nie jest on jakoś oryginalnie nakreślony, niemniej dobrze uchwycono jak zmienia ona człowieka, każdego na swój sposób. Atmosfera jest przygnębiająca, a serial przelicytowuje sam siebie jeżeli chodzi o brutalność, co oczywiście przynosi kolejne przetasowania wśród bohaterów. Nie brakuje scen zrobionych z rozmachem rzadko oglądanym na małym ekranie (zwłaszcza jeżeli chodzi o pewną bitwę), dalej też imponuje scenografia i kostiumy. Aktorsko bez zaskoczenia, czyli nadrabia starsza część obsady i postacie epizodyczne. Finał dość jednoznacznie pokazuje czego możemy się spodziewać w następnym sezonie, więc trochę się obawiam, że zabraknie w nim niespodzianek, choć na szczęście zostało jeszcze kilka zagadek. Ale o nich poczytać możecie w części ze spoilerami, niżej.
Sezon według mnie był lepszy od poprzedniego, w którym scenarzyści przedobrzyli nieco ze zmianami odnośnie książek. Był on jednak przede wszystkim bardziej dynamiczny i więcej wniósł do przebiegu wydarzeń. Być może twórcy odsłonili nieco zbyt dużo kart i grali przewidywalnie, niemniej stworzone przez nich widowisko dalej cieszy. Czy czekam na ciąg dalszy? Jak najbardziej, choć czuć już zmęczenie materiału. Moja ocena: 7,5/10.
A TU JUŻ LECĄ SPOLERY – TAKŻE PAPAPA, JAK KTOŚ NIE CHCE NIECH NIE CZYTA!
SERIO SERIO, SAME SPOILERY NIŻEJ! WCHODZISZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Taaak, dosyć tych okrąglutkich zdań, wreszcie konkrety. Z całego sezonu najciekawszy był dla mnie wątek Brana, powracającego po całym roku nieobecności. Scena z Hodorem chwyta za serce, nawet jeżeli od strony logiki trochę kuleje (drzwi w jaskini? No i czemu te szkielety wszystkiego nie otoczyły? No i serio, nie dogoniły Meery ciągnącej za sobą Brana?). Nasz biedny olbrzym dzięki zdolnościom młodego Starka połączył się ze swoją dorosłą postacią i najpewniej zobaczył własną śmierć jeszcze jako młody chłopiec. Trochę to skomplikowane, ale na pewno bardzo przygnębiające.
Wizje Brana ukazały nam też pochodzenie Innych (wolałem jednak wersję książkową, choć kto wie, może i ona okaże się nieprawdziwa?), ukazano nam też w końcu oblicze Szalonego Króla (no i zaowocowało to spekulacjami, czy „Spal ich wszystkich” nie podszepnął mu jednak nasz widzący, tyle że w odniesieniu do Innych). Max von Sydov zagrał Trójoką Wronę dość minimalistycznie, ale i tak wypadł zdecydowanie lepiej niż „chiński dziadek” z czwartego sezonu. Nawiasem mówiąc, denerwują mnie te zmiany obsady w całej serii (Daario Naharis, Góra, czy właśnie Bloodraven) i pachnie tandetą. No ale co zrobić.
Dostaliśmy też potwierdzenie najbardziej znanej (chyba już nie) fanowskiej teorii, czyli o rodzicach Jona Snowa i dla wielu osób był to najważniejszy moment sezonu. Namaszcza to naszego nic nie wiedzącego bękarta na głównego kandydata na króla i najważniejszą postać serialu, zapewne do spółki z Denerys i Tyrionem. Jednak co czeka te postacie z grubsza już wiemy (ktoś musi nakopać Cersei i pokonać Nocnego Król), to jednak z Branem sprawa wygląda bardziej tajemniczo (na pewno odegra jakąś rolę w walce z Innymi, ale czy tylko jako doradca Jona czy może jednak coś więcej?). Trochę nieoczekiwanie, ale to właśnie na rozwiązanie wątku najmłodszego żyjącego Starka czekam najbardziej.
Powrotów na ekran mieliśmy więcej. Przywołano ostatnio widzianego w pierwszym sezonie Benjena Starka, ale potraktowano go tylko jako wybawcę z opresji i „taksówkę”. Dla mnie – trochę rozczarowujące, czekam co Martin napisze o Zimnorękim. Kolejny comeback to oczywiście Ogar, którego rola przy odwołanym Cleganebowl sprowadzi się chyba do walki z zagrożeniem zza Muru. Poparzony miłośnik kurczaków na pewno odegra jakąś znaczącą rolę. Póki co pomagał Sansie i Arii, więc może teraz czas na Brana? Kierunek się zgadza. Inna możliwość, bardzo pewnie przez wiele osób pożądana – natknie się na Sansę i załatwi Littlefingera. Tak czy owak, tam gdzie Ogar tam też zwykle wiele trupów, więc…
Mieliśmy też zmartwychwstanie Jona Snowa, chyba nikogo to nie zdziwiło. Losy bękarta pokazano ciekawie, podoba mi się pesymizm towarzyszący tej opowieści i straceńcza determinacja, jednak cały wątek ukradła Lyana Mormont, najmłodsza badasska Westeros. Bitwa bękartów z przedostatniego odcinka była widowiskowa, robiła wrażenie, uchwycono chaos walki z zwarciu, ale porażała też brakiem logiki w kilku miejscach. Wiem, że to widowisko, że fantasy, że to nie je życie, no ale w mordę – jak masz łuk, umierającego olbrzyma i ziejącego zemstą, wściekłego gościa gotowego do walki z Tobą – to do kogo strzelisz? Ehh, durne dla mnie to było – no ale najważniejsze, że Ramsey dostał w końcu to na co zasłużył! Jak już jesteśmy na Północy, to najbardziej ciekawi mnie, co dalej z Littlefingerem. Niemal na pewno skończy marnie (kwestia czy z ręki Jona czy Ogara, ale może jednak Varys?), ale co namiesza do tego czasu…
Wątek Królewskiej Przystani wzbudził u mnie mieszane uczucia. O ile same przepychanki z Wielkim Wróblem i ich finał oglądało się fajnie, to strasznym rozczarowaniem jest to co zrobiono z Dorne. Książkowy Doran Martell to postać bystra i mająca swój plan, HBO zrobiło z niego nieudacznika i człowieka słabo zorientowanego. Aż ciężko uwierzyć co on tyle czasu robił na książęcym tronie! Rozczarowało mnie to tym bardziej, że lubię aktora odtwarzającego tę postać (świetna rola w Star Trek: Deep Space Nine) i byłem niemal pewny, że serialowy bohater jeszcze zyska. Niestety, scenarzyści zadecydowali inaczej. Bękarcice ot tak dokonują przewrotu i wszyscy grzecznie się podporządkowują, mimo gorącej południowej krwi, bleh. Spore uproszczenie, jedyny plus tej sytuacji jest taki, że oszczędzono nam wprowadzenia irytującego Quentyna (ojej).
Historia Arii z kolei zapowiadała się obiecująco, namnożono wątpliwości, powstało wiele fanowskich spekulacji i… dostaliśmy rozwiązanie tak durne i prostackie, że ręce opadają. Arya leczy się szybciej niż Wolverine, a w ciemnościach walczy lepiej niż Daredevil, ale to jeszcze nic, bo budząca grozę gildia morderców tak po prostu pozwala jej odejść. Za niesubordynację kara śmierci, wysyłamy terminatorkę i robimy Igrzyska Śmierci, egzekucja się nie powodzi, aaa to przepraszam, „dziewczynka może iść”. Ehh jak dla mnie bzdura straszna. Na pocieszenie dostajemy skreślenie z listy Waldera Freya, co wypadło całkiem dobrze (choć znowu rodzi się pytanie, jak te postacie zza morza tak szybko się przemieszczają?). Kto będzie następny? Całkiem niedaleko do rodzeństwa, a więc Littlefinger? Ale może ścieżki starkówny poprowadzą ją do Królewskiej Przystani? Ilyn Payne jeszcze z tego co pamiętam żyje… Obstawiam tę drugą opcję.
Denerys, kobieta o tysiącu tytułów, z czego podśmiewują się całe Internety. Jej historia to kompletny brak zaskoczenia. Cieszę się, że rośnie w siłę, lubię tę postać, zwłaszcza z pierwszych tomów sagi, brakuje tu jednak czegoś nieprzewidywalnego. Z drugiej strony – zaserwowano nam już niepotrzebną niespodziankę w poprzednim sezonie (zdjęcie ze sceny Barristana) – więc może i lepsza taka przewidywalność. Sojusz z Ashą (tfu Yarą) był nieunikniony, najazd innych miast też, podbicie Khaalów też, powrót na białym koniu/czarny smoku też, porzucenie Daaria też – wszystko odhaczone, zasuwamy do Westeros. Sporo było tu też wypełniaczy niewiele wnoszących do akcji, głównie z Tyrionem – no bo co nasz karzeł mógł robić? „Pije i wie rzeczy”, czasem jakiś kawał powie (suchy). Jedyna scena która mnie ucieszyła, to ta z Varysem, Tyrionem i Czerwoną Kapłanką, mina łysego szpiona mistrzostwo!
Notka trochę się rozrosła, a chcę jeszcze wspomnieć o Samie. Cóż, poza tym że jest to najwolniej poruszający się człowiek w Westeros (ucz się młody od Littlefingera i Varysa!), odnotować trzeba fakt, że ma teraz ze sobą miecz z valyriańskiej stali, rzadkie cacuszko. Czy to z niego powstanie broń dla Azor Ahai? Młody Tarly niemal na pewno ma wprowadzić widzów w historię tego bohatera, możliwe że naprzemiennie z Branem. Czy z Jadu Serca i innych mieczy będzie wykuty Światłonośca? Czekam co dalej!
Uff wyszła długaśna notka, a to i tak tylko wierzchołek góry lodowej. Można by napisać o wielu rzeczach, chociażby o tym że wreszcie nadeszła zima, że zaloty Tormunda to rzecz trudna do zapomnienia, że pożegnaliśmy jeszcze kilka ciekawych postaci (Orsha noooo!), można by ponarzekać na brak logiki w działaniach Sansy (serio, nie mogła powiedzieć o Littlefingerze? Bezsens) i jeszcze dziesiątki innych, mniej lub bardziej ciekawych wątków. Gdyby ktoś miał ochotę, zapraszam do dyskusji poniżej lub na naszym fanpage’u na Facebooku. A teraz kończymy bo Zima nadchodzi!
Tak mówisz o tym rozmachu i że dzięki budżetowi nie odstaje od filmów itd. Pierwszy sezon rzuciłem w cholerę głównie dlatego że wyglądał biednie, same bliskie ujęcia, a jak nie to las albo pusta łąka. Kiedy to zaczyna wyglądać dobrze?
Fakt dużo jest scen w pomieszczeniach i bliskich planów, ale od drugiego sezonu jakieś panoramki są. „Piniądz” czuć bardziej w rekwizytach, strojach, scenografii – przynajmniej dla mnie. Wiesz, ja przyzwyczajony jestem do paździerzu w TV produkcjach, przy tych z lat 90′ nawet pierwszy sezon wygląda na wypasie 😀
Jakoś nigdy nie było mi po drodze z serialem. W sumie nie wiem dlaczego? Ale powoli się przekonuję 🙂