W związku z ukazaniem się czwartej części cyklu Stare Królestwo, postanowiłam sięgnąć po pierwszą część, zatytułowaną Sabriel, mając nadzieję zagłębić się na wiele godzin w nową, nieznaną i fascynującą historię w magicznym świecie fantasy. Moja przygoda nie okazała się jednak tak długa.
Poniżej link do krótkiego streszczenia:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/237523/sabriel
Nie chcę klasyfikować literatury na tą dla młodzieży i dla dorosłych. Gdy stwierdzamy, że książka jest dla młodszego czytelnika, bywa że patrzymy na nią mniej krytycznym okiem i zezwalamy na więcej, niż w przypadku dzieł dla odbiorców poważnych. Taki właśnie problem miałam, gdy czytałam Sabriel. Nic o niej nie wiedziałam, nie znałam autora, fabuły. Liczyłam na kawał dobrej fantasy. W trakcie lektury jednak targały mną mieszane uczucia i w pewnej chwili pojawiła się myśl „a tam, ale czego spodziewałam się po literaturze dla młodzieży?” Oj nie. Nic z tego. Koniec z szufladkowaniem.
Autor zdobył moje uznanie za pomysłową kreację świata. Duży plus za próbę wymyślenia czegoś całkiem nowego. A to, że po pierwszym tomie nadal nie wiem, co to jest Magia Kodeksu, Wolna Magia, Nekromancja w jego wydaniu, Carlyowie, kamienie kodeksu i znaki kodeksu, nekromanckie dzwonki, i że nie całkiem te koncepcje mi się podobają, to już inna sprawa. Czytając fantasy powinniśmy poddać się (jeżeli chcemy czerpać przyjemność z lektury) „czasowemu zawieszeniu niewiary”, czyli przyjmować wszystko co nam autor przedstawia za pewnik. Nie musi on nam tłumaczyć, z czego ta magia czerpie swoje źródło, w jakich okolicznościach się uwalnia, jakie kryteria musimy spełnić, aby wyzwolić moc, bo po prostu tak jest i nie możemy tego kwestionować. Dla mnie to jednak za mało. Wszystko, co się działo, było opisane bardzo płytko. Świat jest, magia jest, ale odnosiłam wrażenie, że autor sam nie poukładał sobie w głowie swojej wizji.
Związany z tym jest kolejny minus. Książka w ogóle nie trzymała w napięciu. Po dwóch przygodach, jakie spotkały nastoletnią nekromantkę, w ogóle nie obawiałam się o jej losy. Nie było wcale dreszczyku emocji czy obaw, jak sytuacje się rozwiążą. Schemat jest prosty: mniejszych nieumarłych przecinasz mieczem; przed większymi w ostatniej chwili umykasz do kryjówki; w sytuacjach krytycznych pojawiają się pomocne zjawy, które przenikają przez obiekty, zaklęte znakami kodeksu; jak jesteś w niebezpieczeństwie – zawsze pojawia się jakiś przedmiot, zaklęty znakami kodeksu…który akurat szczęśliwym trafem wpada Ci do dłoni…; jak czegoś nie umiesz, przed oczami pojawią się znaki kodeksu…najczęściej zaklęte w jakimś przedmiocie.. itd. itd. To wszystko sprawiło, że książkę czytało się bardzo lekko i bez napięcia. Trafiła w dobry czas bo miałam ochotę się zrelaksować 🙂
Podobała mi się kreacja bohaterów. Nie było ich wielu, a na uwagę zasługuje tylko kilkoro z nich. Opisy postaci były zrównoważone. Poznajemy ich z czasem, nie mają co prawda bogatych historii, ale budzą sympatię i zaciekawienie.
Co do samej fabuły niewiele się działo. Sabriel spełniła swoją misję bez zaskakujących zwrotów akcji. Więcej czasu poświęcałam na wyobrażanie sobie atmosfery otoczenia i nastrojów bohaterów (brzmi jak nuda, ale obrazy kreowane przez Nixa były całkiem przyjemne).
Podsumowując: To nie jest to, czego ja osobiście szukam w literaturze, jednak spędziłam przy niej miło czas, odprężyłam się.
+ za pomysł (który nie do końca mi się podoba);
+ ładny język, chociaż momentami pojawiały się bardzo „przekombinowane” sformułowania;
+ zainteresowanie mnie na tyle, że nie chciałam odpuścić, i dotrwałam do końca historii.
– nie do końca zrealizowany pomysł, płytkie potraktowanie tematu;
– schematyczne rozwiązania;
– brak napięcia (każdy ma oczywiście inne odczucia);
– brak interesujących dialogów, które dla mnie są bardzo ważne.
Po krótkiej przerwie na pewno sięgnę po kolejne tomy.
Zgadzam się, przede wszystkim z minusami jakie opisałaś.. Podeszłam do książki entuzjastycznie jak do każdej jaką poleca mi ktoś hmmm „zaufany”. Może dlatego moja poprzeczka względem niej wzrosła. Kiedy wiem, że książka powiedzmy jest dla młodzieży zakładam, że będzie mi się ją czytało lekko i w miarę sprawnie. Z niewiadomych powodów czytało mi się jak po grudzie… trwało to i trwało a nie jest ona wszak obszerna. Usypiała mnie dosłownie co 5 str. Moją ulubioną postacią okazał się kot, który de facto później ginie jakoś tak mało spektakularnie. Uważam, że należały mu się większe honory. Ogólnie tematyka mi się podoba, kreacja zaświatów ciekawa ale troszkę słabawo z realizacją moim zdaniem.. Oczywiście subiektywna to opinia.