Dzisiaj gościmy Jacka Frąsia, zdobywcę nagrody za najlepszy polski album komiksowy (Astronom) podczas 35. Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi w 2024 oraz „naszego” człowieka w komiksowie.
Czy za twoich czasów w Sieradzu istniał jakiś fandom komiksu lub fantastyki?
W Sieradzu mieszkałem ledwie kilka pierwszych lat swojego życia, w wieżowcu przy ulicy Jagiellońskiej. Chodziłem tam do przedszkola i na dworzec PKS, skąd jeździłem z mamą autobusem do Warty i Glinna – bo stamtąd pochodzi moja rodzina. To właśnie podczas jednej z takich wypraw natknąłem się w warckim kiosku na pierwsze wydanie Funky Kovala. Zakupiłem i w trakcie drogi do Sieradza odleciałem w niebyt. Przypuszczam, że żaden fandom komiksu i fantastyki w Sieradzu wtedy nie istniał, albo ja byłem za mały żeby na niego natrafić.
Jak pamiętasz Sieradz? Jakim był miastem w latach 80.?
Byłem zbyt małym smrodziakiem, żeby łazić samemu po mieście, więc z Sieradza zapamiętałem tylko osiedle bloków przy Jagiellońskiej, stary dworzec PKS z kasą i fajnymi biletami w drobną kratkę, które kierowca precyzyjnie kasował specjalnym urządzeniem. Dobrze pamiętam też wyprawy do Ośrodka Sportów Wodnych przy Białym Moście nad Wartą, był tam plac zabaw, domki kempingowe, no i historia, którą wymyśliła ciocia – jakoby pod mostem, z wody, wystawały fragmenty niemieckiego czołgu, zatopionego podczas II wojny światowej. Ja ten czołg widziałem na własne oczy, mimo, że go tam nigdy nie było (choć mogę się mylić, bo kilka lat temu w tamtych okolicach wyciągnięto z mułu jakiś czołg).
Jakie było dzieciństwo w PRL?
Wesołe. Nie było natłoku bodźców, za to te, które były, musiały być wyssane do końca. Mam na myśli różne skrawki tematów, które mnie fascynowały, głównie związanych z fantastyką i komiksem. Jeśli się cokolwiek pojawiało, np. pasek komiksu w gazecie codziennej, albo czarno-białe zdjęcie z Gwiezdnych Wojen, wycinaliśmy to z bratem i zbieraliśmy. Sprzyjało to rozwojowi wyobraźni, bo z niemocy przeniesienia się do wymarzonych światów trzeba było je rysować i stwarzać na papierze. To było najłatwiejsze. Potem oczywiście pojawiły się komputery 8-bitowe, gry, kasety VHS z filmami i stopniowo dużo innych rzeczy, które nieprawdopodobnie napędzały wyobraźnię, ale jednak ciągle dużo wymagały od odbiorców.
Jaki komiks wpłynął na ciebie tak mocno, że postanowiłeś iść w tym kierunku? Kto cię nim zainteresował?
Jako dziecko swoich czasów nie będę oryginalny: szczególnie zapamiętałem Wielki Turniej Christy, który świadomie i sam kupiłem w kiosku, XI księgę Tytusa o ochronie zabytków i podróżowaniu Żelazkolotem, Smoka Diplodoka Baranowskiego. W tamtych czasach możliwe było zbieranie wszystkich komiksów, które ukazywały się w Polsce, bo było ich bardzo niewiele i były stosunkowo tanie. Przełomowe dla mnie były dostawy „używanych” komiksów ze Szwecji, które kupowała i przywoziła mi ciocia. Były to tłumaczone przedruki amerykańskich serii: Indiany Jonesa, Star Warsów, Transformersów i Fantomasa. Łykałem wszystko: Thorgale, Yansy, Kleksa, komiksy historyczne. Potem pojawił się TM-Semic z Marvelami i seriami DC.
Wtedy każdy komiks był jak ucieczka do świata równoległego. Uwielbiałem kryminały Jerzego Wróblewskiego, ale zupełnie pierwszymi historyjkami jakie pamiętam, były komiksy Lengrena z profesorem Filutkiem drukowane w Przekroju. Muszę też wspomnieć Świat Młodych, z kolei na kultowy Relax już się nie załapałem – byłem za młody.
Czy masz swoich ulubionych twórców komiksu?
Oczywiście. Wymienię tylko niektórych, którzy na różnych etapach życia wpłynęli na mnie bardzo mocno: Janusz Christa, Papcio Chmiel, Szarlota Pawel, Tadeusz Baranowski, Bogusław Polch, Krzysztof Gawronkiewicz, Przemysław Truściński, Simon Bisley, Bill Sienkiewicz, Mike Mignola. Do tego koledzy z komiksowej Słynnej Grupy 8, którą założyliśmy w liceum plastycznym w Łodzi: Adrian Madej, Piotr Milczarek, Kuba Gruszczyński i Jarek Kujawski.
Jak zaczęła się twoja przygoda z tworzeniem komiksów?
Jak wspomniałem wcześniej, rysowane komiksów było w moim dzieciństwie najłatwiejszym sposobem na danie upustu swojej wyobraźni. Przed komiksami rysowaliśmy z bratem tzw.: ludziki – wielogłowe stwory, które całe składały się z mniejszych ludzików a te z jeszcze mniejszych. Wszystko musiało składać się z ludzików: palec, but, nos. Rysowaliśmy tego całe strony i wciągaliśmy w to kumpli. Traf chciał, że mieszkając już w Łodzi zbratałem się z chłopakiem z mojego bloku na Retkini – Łukaszem Seligą. I z nim robiliśmy już prawdziwe komiksy, w zeszytach w kratkę, z okładkami i cenami. Inni grali w piłkę, my rysowaliśmy na klatce schodowej swoje serie o Zibenie.
Potem było Liceum Plastyczne w Łodzi, Akademia Sztuk Pięknych w Łodzi i Krakowie, i tak to trwa do dziś.
Twoja droga sukcesów związanych z komiksem zaczęła się w okolicach 2000 roku wraz z otrzymaniem II nagrody na MFK w Łodzi. To już prawie 25 lat. Jak z perspektywy czasu oceniasz zmiany, które zachodzą w polskim komiksie?
Jestem optymisto-pesymistą. Z jednej strony to, co się dzieje, jest świetne: imprezy komiksowe, duże festiwale, konkursy niezależne, rodzimi wydawcy, scena niezależna, różnorodna oferta dla dzieci i dorosłych, kierunki komiksowe na uczelniach artystycznych, polscy twórcy i twórczynie wydawani za granicą. Super! Z drugiej strony, komiks nie przedarł się u nas do szerszej świadomości, pozostaje w swojej niszy, która co prawda powiększa się, ale wciąż jest tylko małą szufladą wypełnioną tym zjawiskiem. Rzadko – głównie przy okazji jakiegoś skandaliku – mówi się o komiksie szerzej, ale to trwa chwilę i potem wszystko wraca do normy. Może to i dobrze?
Czy żyjemy w Złotej Erze Polskiego Komiksu?
Trudne pytanie. Jeśli patrzeć na nakłady twórców młodego i średniego pokolenia, to raczej nie. Większość z nich nie żyje z tworzenia komiksów, traktując to jako pasję po godzinach prawdziwej pracy, np. w animacji. Z drugiej strony nigdy jeszcze nie było tak dobrze, różnorodnie i bogato. Dziś można pozyskać różnego rodzaju stypendia i dofinansowania na realizacje projektów komiksowych. Komiks czasem wyskakuje ze swej niszy, dostając jakąś prestiżową nagrodę, wcześniej zarezerwowaną dla prozy lub poezji. Więc być może faktycznie jest to Złota Era, a ja po prostu nie potrafię tego dostrzec?
Komiks polski, europejski, a może manga? W jakim kierunku będzie rozwijała się historia komiksu?
Nie mam zdolności profetycznych, ale wydaje mi się, że rodzimy komiks będzie się umacniał na swoich dotychczasowych pozycjach: autorskich mikrowszechświatów. Mamy bardzo wielu świetnych artystów i artystek, niepodobnych do siebie. Każdego należałoby oceniać osobno, każdy tworzy we własnym, niepowtarzalnym stylu i od lat, cierpliwie, kroczy własną drogą. To całe towarzystwo łączy jedno: pasja do medium komiksowego, którym zajmują się po godzinach pracy zarobkowej, choć czasem bywa to ich główna praca. Do tego komiks niezależny oraz internetowy ma się bardzo dobrze i z pewnością będzie dalej rozkwitał.
Czy dzisiaj jest dobry czas, aby zacząć́ przygodę̨ z komiksem?
Jeśli czas obecny czymś szczególnym się charakteryzuje, to być może jest to stopniowe wyłączanie ludzkiej kreatywności na rzecz zastępowania jej płynącą z Internetu papką, która nie wymaga myślenia i w nieskończoność powiela sprawdzone wzorce. Dzieje się tak w całej popkulturze. A komiks czasami może być wymagający na równi z poważną literaturą, szczególnie ten poza głównym nurtem. Trochę smutnawo myślę, że nie jest to najlepszy czas, aby wchodzić w komiks. Są łatwiejsze media: gry – seriale – potężne franczyzy. Do komiksu trzeba jednak jakoś dotrzeć – wybrać się na jakieś imprezy, do bibliotek, być może wydać trochę pieniędzy na nietanie komiksy. Próg wejścia jest wysoki, prestiż mały, brak profesjonalnej krytyki komiksowej nie ułatwia tego. Ale żeby nie smęcić – oczywiście warto w to wejść i samemu odkryć coś dla siebie!
Twoje wystawy można było obejrzeć w Polsce, ale także na świecie (m.in. w Japonii, Rosji, Francji, we Włoszech) Jak oceniasz pozycję komiksu na świecie?
Nie mam żadnych kompetencji do oceny pozycji komiksu na świecie. Na pewno sporo osób interesuje się komiksem pod kątem naukowym – dość często jestem pytany i zagadywany, np.: o memuar Totalnie Nie Nostalgia Wandy Hagedorn, który narysowałem kilka lat temu. Ostatnio interesowali się nim Niemcy, Czesi, był tłumaczony na język angielski i wydany we Francji. Dla wielu osób spoza Polski jest to dużo łatwiejsze wejście w naszą historię, niż np. poprzez filmy batalistyczne rodzimej produkcji.
Czy istnieją dla ciebie tematy tabu, których programowo nie ruszasz?
Nie ma dla mnie takich tematów, ale jeśli miałbym powiedzieć, do czego nie umiałbym przysiąść z zapałem, to byłby to komiks typowo komercyjny, reklamowy, albo też nudny historyczny, edukacyjny i bez polotu. Takich akcji raczej unikam, a jeśli się w nie zaangażuję, to potem tego bardzo żałuję i wstydzę się tego, co narysowałem.
Bardziej więc chodzi tu o sposób ujęcia różnych tematów, niż tematy same w sobie. Oprócz tego chętnie angażuję się we wspieranie komiksem różnych akcji, np. kampanii społecznych i informacyjnych.
Dziękuję za odpowiedzi i życzę kolejnych sukcesów: wspaniałych tematów, nagród i frajdy dla fanów komiksu w Polsce i na świecie!