Gdy Seksmisja zmienia się w traktat filozoficzny.
Lata temu zetknąłem się z Y. Ostatni z mężczyzn wydawanym przez Wydawnictwo Manzoku. Wtedy zrobił on na mnie olbrzymie wrażenie jako komiks mieszający ze sobą fantastykę, politykę i sensację. Dziś widać dojrzałem, bo zrobił on na mnie wrażenie bardziej amerykańskiej wersji Seksmisji i traktatu filozoficznego.
W popkulturze możemy spotkać różne formy apokalipsy. Atak kosmitów, wojna jądrowa i zaraza należą do tych bardziej standardowych. Ostatnio dołącza do głównego nurtu atak zombie. Rzadziej można się spotkać z wybiórczą zagładą dotykającą tylko określonych grup, na przykład wiekowych czy płciowych. Y. Ostatni z mężczyzn należy do tej ostatniej grupy. Z niewiadomych przyczyn w pewnej sekundzie wyginęli wszyscy posiadacze chromosomu Y na planecie. Wszyscy z wyjątkiem jednego faceta i jego małpy. Głównym bohaterem Y jest Yorik Brown. Teoretycznie, jego matka będąca wysoko postawionym politykiem, mogłaby zamknąć go w dobrze strzeżonym bunkrze, zapewnić troskliwą opiekę medyczną i wszystkie informacje zbierać za pośrednictwem podlegających jej służb. Zamiast tego gnana paranoją redukuje jedyną szansę na przetrwanie ludzkości do niebezpiecznej podróży. Główny bohater musi przemierzyć całe Stany, a potem Pacyfik i Euroazję, aby dotrzeć do celu. W międzyczasie musi zmagać się z paramilitarnymi organizacjami, regularnym wojskiem kilku państw, dziennikarskimi kanaliami, piratami, ninja, a nawet w pewnym momencie, bez ostrzeżenia, komiks zmienia się w SM. Historia nie jest poprowadzona w sposób ciągły. Nie zawsze skupia się na chwili obecnej. Bywa, że skacze kilka minut w przyszłość, potem kilka miesięcy w przeszłość, następnie kilka lat w przyszłość, by na koniec wrócić do teraźniejszości. Dodatkowo Yorika dręczą sny z odniesieniami do popkultury. Czasem ujawnia nam to dodatkowe informacje, co zmienia odbiór poszczególnych scen. Dlatego opłaca się czytać Y wielokrotnie. Podobnie wielokrotnie usiłowano zekranizować komiks. Udało się dopiero w 2021 roku. Nie widziałem.
Graficznie Y prezentuje się przyzwoicie, lecz daleko mu do dzieła sztuki. Nawet jak na okres wydawania wyglądał przeciętnie. Średnio oddano grę światła i cienia. Nie zawsze udało się ukazać dynamizm scen. Twórcy niezbyt dobrze przedstawili ten powolny upadek i próby ogarnięcia sytuacji. Początkowo przedmioty są dobrze utrzymane i tak wyglądają do samego końca. Nie ma problemu zużycia sprzętu. Nie pojawia się rdza, ani zrujnowane budynki. Występuje temat braku żywności, ale nie ma problemu braku broni i amunicji. Zbyt wiele jest takich nieścisłości. Okładki oryginalnych tomików to zupełnie inna liga. Praktycznie każda doprasza się o oprawienie w ramkę.
Y był wydany w serii Vertigo. Jest to specjalna seria wydawnicza DC Comics, w której wydawano tytuły dla dojrzałego czytelnika jak Sandman, czy Lucyfer. Dziś w jego miejscu istnieje DC Black Label. Wydawano tę serię od 2003 do 2008 roku. W Polsce trudu wydania podjęły się dwa wydawnictwa. Manzoku wydawało go od 2008 roku i zdążyły okazać się 3 tomy w miękkiej oprawie zanim wydawnictwo padło. Potem w latach 2016-2017 całość w 5 tomach wydał Egmont. Kilka lat temu było wznowienie już nie pod marką Vertigo tylko CD Black Label. Są to tomy w twardej okładce liczące po około 300 stron. Na okładkach na białym tle widzimy Yorika z małpką, najważniejsze kobiety, albo Yorika z ukochaną, na tle wielkiej stylizowanej litery Y. Miejscami użyto lakieru. Tył jest dość standardowy. Na białym tle widzimy słówko o komiksie, zachwyty recenzentów oraz jakąś grafikę z pierwotnych okładek. Tomy 2 i 4 mają ją taką samą. Na końcu tomu pierwszego dodano szkice koncepcyjne.
Komiks ma aż pięciu autorów. Brian K. Vaughan jest jedną z legend komiksu amerykańskiego. Odpowiada za scenariusz Y. Chciał zostać pisarzem. Na studiach wziął udział w konkursie organizowanym przez DC Comics. Zasłynął zwłaszcza z serii komiksowej Saga. Czternastokrotnie zdobył Eisnera, piętnastokrotnie Harveya i dwa razy Nagrodę Hugo. Pia Guerra jest scenarzystką i rysowniczką. Tworzyła od lat 90., ale przepustką do świata komiksowego okazał się być dopiero Y. Pracowała przy filmie Spider-Man: Unlimited. Tworzyła karykatury do gazet The Washington Post i The New Yorker. W 2022 roku zaangażowała się w akcję Comics for Ukraine z której zyski przekazane na rzecz pomocy uchodźcom z Ukrainy. Była finalistką nagrody Pulitzera w kategorii Ilustrowany Reportaż i Komentarz w 2023 roku. Jose Marzan Jr. jest tuszerem. To za jego sprawą widzimy tę kolorystykę. Goran Parlov pochodzi z Chorwacji, ale już na początku lat 90. przeniósł się do Włoch, a potem wrócił do ojczyzny. Tworzył zwłaszcza tytuły dla Marvela – Black Widow i Punishera. Paul Chadwick to rysownik i scenarzysta. Współpracował z wieloma studiami filmowymi. Komiksy rysował już w latach 80. Tworzył komiksy z uniwersum Gwiezdnych wojen, Deadpoola i Doktora Strange’a. Chadwick zdobył nagrody Einsnera, Harveya i Reubena.
Patrząc pobieżnie, każda główna postać ma jakąś historię do opowiedzenia. Doświadczenie życiowe i charakter, ale w takim zalewie płci pięknej zdecydowanie brakuje tu romantyczek. Ten typ bohaterki ogranicza się jedynie do jednej postaci pobocznej. Jeśli ktoś wyraża jakieś zainteresowanie głównym bohaterem to prawie zawsze jest ono materialistycznie interesowne. Do samego Yorika mam dość dwuznaczny stosunek. Powinienem go dopingować jako główną i w pewnym sensie tytułową postać. A tak naprawdę nie wiedziałem, czy jest on geniuszem czy debilem. Potrafi korzystać z ochrony dostarczanej przez kobiety, a zaraz potem narazić na niebezpieczeństwo swoje życie i zdrowie. Potrafi zaakceptować fakt, że przetrwał krytyczny moment dzięki swojej wyjątkowości, ale na myśl, że może to być efekt obrzydliwego w gruncie rzeczy przypadku, odzywa się jego ego. Większość kobiet da się określić mianem “skupiona na celu” i jeśli go pominiemy to zostaje mniej niż można się spodziewać. Agentka 355 jest osobą ukrywającą swoją wrażliwość bardziej niż to konieczne robiąc wrażenie wyjątkowo twardej heroiny. Alison czuła się gorsza od ojca i ścigała się z nim w tej samej dziedzinie. Zbuntowana Hero ociera się o chorobę psychiczną w poszukiwaniu tego, czego sama chce. Amazonki chcą upewnić się, że przepadnie rodzaj męski i wraz z nim patriarchat, ale co dalej? Na tym tle wyróżnia się Alter. Jej poczynania wynikają z desperacji, lecz innej niż ta, której może się spodziewać czytelnik znający nieco kulturę żydowską.
Nie jest dla nikogo tajemnicą, że większość zawodów zorientowanych na umiejętności interpersonalne jest zdominowanych przez kobiety. Te zorientowane na rywalizację, ryzyko i wyniki przez mężczyzn. Autorzy komiksu podają nam statystyki z przełomu wieku z USA, więc trochę nieaktualne i nieadekwatne dla obecnego Europejczyka. Zgodnie z nimi, prawie wszyscy szefowie największych firm, właściciele ziemscy, wykwalifikowani pracownicy fizyczni, politycy i groźni przestępcy to faceci. Co się stanie ze społeczeństwem pozbawionym tych umiejętności? Opanowanie ich przez ocalałą połowę populacji na tyle szybko, aby udało się uniknąć zapaści jest zasadniczo niemożliwe. Jak odnajdą się w nowych warunkach osoby pracujące w rozrywce i modzie jak piosenkarki i modelki? A to tylko część problemów. Co z załamaniem psychicznym po utracie ukochanych członków rodziny? Co z organizacjami religijnymi? Takie pytania można mnożyć w nieskończoność. Komiks mógłby być ciekawym przyczynkiem do dyskusji, ale wszystkie te kwestie porusza jedynie pobieżnie i na chwilę. Sami musimy ocenić, czy ta wielowymiarowa problematyka z perspektywy amerykańskiej jest aktualna i u nas.
Komiks proponuje nam kilka rozwiązań zagadki. Może chodzić o atak chemiczny na wrogie państwo, przeklęty amulet, samoistne oczyszczenie się przyrody z chromosomu Y, potęgę snu i inne. Jak widzimy, mamy tu pomieszanie spisków, przypadków, celowego działania i ezoteryki. Ta przyczyna, która okazała się najbardziej prawdopodobna, dla recenzenta była nieprzekonująca, żeby nie powiedzieć dziwna. Twórcy stworzyli w wielu aspektach przekonującą analizę świata, w którym nagle znika jego męska połowa, ale chyba nie mieli pomysłu na finał. Być może chodzi tu o podejście zachodnie, gdzie musi zostać przedstawione logiczne wyjaśnienie. Tu jednak lepiej by się sprawdziło podejście wschodnie, gdzie takie wyjaśnienie nie jest konieczne i daje pole do szerokiej interpretacji i dyskusji wśród fanów. Już sam tytuł prowokuje do spekulacji. Y może oznaczać samego Yorika, chromosom męski, jak również angielskie słowo “why”, czyli dlaczego?
Ci co dłużej oglądają moje recenzje wiedzą, że na wstępie daję czystą kartę każdemu dobru popkultury i oceniam w nawiązaniu do realiów czasów powstania. Jako że wywodzę się z mangi typowa “silna postać kobieca” nie robi na mnie wrażenia. Jednak inni nie muszą być tak tolerancyjni jak ja i mają do tego pełne prawo. Komiks ma wydźwięk lewicowy. Wyraźnie zarysowano treści, które dziś zyskały miano “woke”, czy “poprawność polityczna”. Bez trudu można zauważyć dziwnie nadprogramową ilość lesbijek jeszcze sprzed wymarcia. Nie ma ani jednej jednoznacznie złej postaci o ciemnym kolorze skóry. Za to niemal wszystkie najpodlejsze postacie są białe. Ale i tak za każdym razem tłumaczy się to fanatyzmem, praniem mózgu, pragnieniem śmierci na własnych zasadach, chęcią obalenia patriarchatu, czy zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Nawet radykalizm Wiktorii tłumaczony jest wyrządzoną jej krzywdą natury seksualnej. Poza Yorikiem zachowanie facetów nie jest niczym tłumaczone. Po prostu są durni i należy to zaakceptować.
Ogólnie, mam wrażenie niedosytu. Komiks powinien mieć jeszcze jeden lub dwa tomy, aby zamknąć niektóre wątki. Chociażby jako politologa ciekawią mnie konsekwencje tego, co kongresmen Braun nazwała prawicowym zamachem stanu. Temat chorób psychicznych zniknął bez śladu. Kościół katolicki pojawia się ledwo na chwilę i znika na zawsze. Chętnie bym się dowiedział, co się dzieje w tak patriarchalnej organizacji w momencie zniknięcia 100% księży. Więcej czasu poświęcono przedstawicielkom islamu. Niestety, wiele takich wątków jest uciętych. W zamian za to dostarczono nam sporo nawiązań do amerykańskiej popkultury, których bym nie zrozumiał, gdyby nie przypisy. Nie brak tu zabaw konwencją. W jednym miejscu grupa kobiet wystawia wyjątkowo szmirowatą sztukę teatralną o mężczyźnie, który przetrwał pomór i wrócił do domu. Potem tworzą one komiks o jedynej kobiecie i jej klaczy, która przetrwała. W Polsce świat pozbawiony jednej płci, w którym dziwnym zbiegiem okoliczności pojawia się męski element musi kojarzyć się z filmem Seksmisja. Podobnie jak tam świat nie staje się przysłowiowym “rajem dla napalonego ogiera”. Wręcz przeciwnie, jest wyjątkowo dla niego niebezpieczny. Motyw astronautów przybywających na Ziemię pozbawioną mężczyzn jest żywcem wyjęty z niezrealizowanego scenariusza do filmu Seksmisja 2. Nie jest jasne czy polska komedia science fiction posłużyła jako inspiracja dla innych dzieł popkultury opowiadających o podobnym fenomenie, których jest tam kilka. Ale zdobył tam sławę filmu antyfeministycznego, a nie satyry na państwo komunistyczne jak było w zamierzeniu. Mówię o tym dlatego, że treści czytane bez odpowiedniego kontekstu mogą być odebrane inaczej niż zamierzali twórcy.
Komu polecić Y? Nie ma co ukrywać, że nie jest to tytuł dla wszystkich. Fajna historia, ale jeśli zamierzasz wszędzie doszukiwać się wrogich ideologii lewicowych to lepiej sobie odpuść. Więc komu? Chyba komuś takiemu jak ja gdy trafiłem na niego po raz pierwszy. Młodym, trochę zagubionym dwudziestoparoletnim facetom. Jednak ciekawi mnie też reakcja płci pięknej na ten komiks.
Plusy:
– Pomysł,
– Klimat,
– Świat.
Minusy:
– Ideologia,
– Mało zróżnicowane postacie,
– Zbyt wiele tematów na raz,
– Brak zgłębienia tematów.
Grafika: 2/3.
Fabuła: 3/3.
Wydanie: 3/3.
Ocena: 8/10.
Recenzja Mario na kanale Komiksem po łapach: