Motyw piracki jest ponadczasowy. Kto z nas nie marzył o dalekich krainach, ukrytych skarbach, jadle, napitkach z zadymą w tle? :} Niektórym to mija z wiekiem, inni stają się „piratami” w dość odległych skojarzeniowo dziedzinach. Artur Ruducha i Daniel Koziarski, znana spółka twórców, zafundowała nam podróż do krainy dzieciństwa i kawał dobrej zabawy w ramach dwóch części Piratów z Wysp Szczęśliwych. Nie jest to jazda bez trzymanki jak w przypadku cyklu z Kapitanem Szpicem, ale dużo nie brakuje. Przede wszystkim ze względu na intrygę, którą niecnie sobie panowie wykoncypowali.
Mamy postacie dramatu (a raczej komedii), które budzą w nas wesołość z różnych względów (zachowaniem czy swoimi imionami). Drużyna piracka jest dość mikra, ale żwawa, oprócz Kapitana Huka mamy idealnego pirata El Pato, cwaną Logię, papugę i szopa, który jest kimś zupełnie innym… Obowiązkowy zły w postaci gubernatora okazuje się być nieco zagubionym (ale bezwzględnym) politykiem z niespełnioną żoną i córką (ta jest niespełniona w innym aspekcie życia). Jest też inny kapitan safanduła i drugi zły, piracki zdrajca oraz kolejny kapitan naukowiec.
Atmosfera jak widać się zagęściła. Interesujące są również postacie drugoplanowe i pierwszorzędni trzeciorzędni, jeśli mam polecieć klasykiem: kamerdyner, oberżysta i jego żona z ukrytymi talentami. Jak łatwo się domyślić główny bohater Kapitan Huk ma ciągle pod górkę, sojuszników niewiele, a wrogów coraz więcej, aż do szalonego końca, który jest punktem wyjścia do drugiej części, w której… jest jeszcze gorzej. Ale to piraci, więc nie poddają się łatwo, do stu beczek zjełczałego tranu! O ile w pierwszej części easter eggów i nawiązań jest sporo, ale raczej na zasadzie przyprawienia do popkulturowego smaku (więcej jest nawiązań do naszej rzeczywistości i parodii różnych zachowań), o tyle w drugiej autorzy pofolgowali sobie zarówno z intrygą, nawiązaniami i easter eggami, nie żałując przyśpieszenia akcji. W kilku sytuacjach skutecznie mylą tropy bawiąc się z czytelnikami „grą o tron” i zmuszając do zwracania uwagi na detale (głównie rysunkowe).
Zapytacie, czym jest ta seria (oby została dokończona) i dla kogo? Dla miłośników polskiego komiksu humorystycznego, zarówno fanów Tadeusza Baranowskiego, ale przede wszystkim Szarloty Pawel z jej Jonkami i Kleksem. To radosna jazda przez znane motywy, nieskrępowana zabawa słowem i konwencją.