Andrzej Pilipiuk to uznana marka od lat. Nie dziwi zatem, że kolejny zbiór opowiadań nie schodzi poniżej poziomu, który można określić „krytyczną masą fajnego czytania”. Tradycyjnie mamy krótsze i dłuższe formy i tutaj już od lat nie mogę się dogadać z autorem. Tam, gdzie jest długo wolałbym krócej. Tam, gdzie jest krótko przydałoby się dłużej :} Jest i Storm i Skórzewski, a poruszana tematyka jest mieszanką fikcji, historii, grama fantastyki, legend (także miejskich) oraz nośnych problemów współczesności (także tych przekłamanych). Osobiście wolę teksty osadzone mocno w kontekście historycznym oraz historie alternatywne, bo te wychodzą autorowi najlepiej.
Dość zaskakujące (jak na uniwersum Pilipiuka) jest to, że… po lekturze opowiadań ze Skórzewskim zauważyłem duże możliwości rozwoju tej postaci. Po poprzednich zbiorach sądziłem, że ta postać jest „na wykończeniu”. A jednak nie – Skórzewski nadal nas zaskakuje i pewnie jeszcze sporo się dowiemy o nieznanych faktach z jego życiorysu. Dla odmiany czytając Storma odniosłem wrażenie, że autor zamyka pewne wątki. Dlaczego? Czyżby szykował nam fabularne trzęsienie ziemi? Były już próby wplatania wątków obyczajowych – Storm szukał miłości swojego życia, ale te próby były nieudane. Tego typu wątki po prostu nie pasują do konwencji opowiadań ze Stormem i Skórzewskim. Nie zazdroszczę Pilipiukowi. Fani się przyzwyczajają do „swoich” postaci. Oczekują znanych motywów i ciekawostek, a jednocześnie chcą wyłowić coś nowego. I tutaj bez problemu da się jeszcze nas pozytywnie zaskoczyć! A i same opowiadania na tym nie ucierpią. Polecam wszystkim, którzy jeszcze nie spróbowali, tym bardziej że Pilipiuk bawi się konwencjami (a i easter eggi bywają).

