Science fiction/fantastyka naukowa od zawsze inspirowała wielu ludzi do działania. Obojętnie co dokładnie przyjmiemy za początki science fiction (a możemy przesuwać strzałkę do początków cywilizacji i np. Eposu o Gilgameszu) jedno jest pewne – wpłynęła na nasz świat. Masa wizjonerów, ludzi czynu, buntowników z powodem i bez powodu, wszyscy ci szaleńcy boscy chcieli lepiej. I zazwyczaj mieli niezłe pomysły, w przeciwieństwie do utopistów :} Można nie lubić fantastyki, uważać ją za coś niepoważnego, odskocznię do „wyższej” literatury mainstreamowej (zazwyczaj nudnej jak diabli), czy wręcz tępić science fiction jako zagrożenie dla świata, ale nawet najwięksi wrogowie przyznają, że jest potrzebna. Inaczej człowiek zastygłby w maraźmie, odpłynąłby w krainy łatwej szczęśliwości i po prostu stałby się degeneratem. Futurologia, genetyka, robotyka, podróże w czasie, pierwszy kontakt, eksploracja Kosmosu, inwazje obcych, niezbadane krainy i nieznane ludy, to wszystko oferowała nam kiedyś wyrastając mocno z powieści awanturniczych, łotrzykowskich czy przygodowych.
Rewolucja przemysłowa przyśpieszyła ewolucję naszego ulubionego gatunku. Jedni rozczytywali się w twórczości Verne’a, później Wellsa czy Burroughsa, inni czekali na kolejne odkrycia i… doczekali się, po drodze mijając wojny i wojenki… Nastała złota era fantastyki! Atom wyzwolił energię do pisania o Kosmosie i obcych. Pojawiły się tytuły i autorzy dziś już klasyczni. Sporo z nich jest nadal czytanych, np. Dick, Leiber, Bradbury, Brown, de Camp, Kuttner, Pohl, Tenn, Wyndham, Heinlein, Silverberg, Asimov, Simak, Anderson, Clarke, Kornbluth, Miller, Sturgeon i… wielu, wielu innych. W Polsce – wbrew pozorom nie tylko Lem i socfantastyka! Oddajmy również cześć tym, którzy skręcili w pierdoły a mogli być uznawani za wizjonerów. Prusowi czy Reymontowi poniekąd wyszło, Mickiewiczowi niekoniecznie…
Zastanawiacie się pewnie teraz dokąd popłynęli na spotkaniu? Od klasyki aż do końca lat 80. zastanawiając się dodatkowo dlaczego science fiction jest raczej w pewnym regresie mimo ciekawych czasów, w których żyjemy. Czy tylko postapokalipsa i steampunk, wcześniej space opery? Czy jeszcze jest miejsce dla klasycznej i nowoczesnej fantastyki naukowej? Cixin Liu pokazał, że jest, chociaż dla wielu jego twórczość może być nudna i przeideologizowana. Film, komiks, a nawet gry nadal mocno się trzymają „sajensfikszynowo”; literatura już gorzej mimo powrotów i zanęcania (Trzeci najazd Marsjan) – z wybijających się warto wspomnieć o Zimnym świetle gwiazd Biedrzyckiego. Przyzwyczajeni do pulpy fantasy nie mamy już ochoty zmusić się do myślenia? Czy science fiction stała się niezbyt atrakcyjna z punktu komercyjnego i gadżetowego? Pytania mnożą się niczym zabawy Q ze Star Treka!
Zainteresowanym tematyką polecamy prelekcję Kruszona: