O Stowarzyszeniu Zenit dowiedziałem się dzięki książce Emmanuelli Robak „Wędrowiec i wizjoner”. Wywiad możecie przeczytać tutaj.
Czy możesz powiedzieć kilka słów o sobie?
Podobno najlepsze są krótkie życiorysy. Od dwudziestu lat w zasadzie wykonuję tę samą pracę – czytam, oglądam, piszę dłuższe lub krótsze artykuły z dziedziny kultury, czasem redaguję jakąś antologię. Napisałem kilka książek, parę scenariuszy. Obiektywnie można stwierdzić, że mam szczęście, udało mi się znaleźć własną niszę i trafiłem lepiej niż 9/10 naszych rodaków, żyjących na tym najlepszym ze znanych nam światów.
Czy możesz opowiedzieć o wystawach fotograficznych, które zorganizowałeś? Co lubisz fotografować?
To były wystawy na swój sposób polifoniczne, takie hybrydy – każdy z uczestników przedstawiał zdjęcia o dość dowolnej tematyce, nawet tytuł wystawy nie pełnił tutaj roli drogowskazu. „Piątek trzynastego” (wernisaż w piątek 13.) lub „11-11-11” (wernisaż 11 listopada 2011 r.), czy chociażby „Zenit startuje!” nie kierowały odbiorców ani uczestników ku konkretnym motywom. Każda z tych wystaw przypominała raczej swobodną wariację, która charakteryzuje doroczne ekspozycje związkowe. Moje fotografie – tak naprawdę – ogniskowały się wokół dwóch tematów: martwej natury, tej malarskiej w stylu usiłującym naśladować niderlandzki i tym co Marc Auge określał „nie-miejscami”, przestrzeni i przedmiotów zdegradowanych. Fotografię, jako przejaw działalności artystycznej, porzuciłem po zdobyciu pierwszej nagrody w konkursie Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia”.
Jaka jest historia Stowarzyszenia Twórczego Zenit?
Stowarzyszenie powstało w 2010 r. jako grupa nieformalna, później organizacja rejestrowa i od tego momentu istnieje, trwa. Cały czas, od początku – poza wyjazdowymi epizodami – w Kielcach, w ośrodku kultury „Baza Zbożowa”, postindustrialnych halach, gdzie kiedyś istniała baza transportowa Milicji Obywatelskiej, a w latach 50. jeszcze bardziej ponure miejsce, otoczone legendą, której nikt nie chce przywoływać.
Kto tworzy STZ? Czy są to pisarze, graficy, fotografowie, inni twórcy, studenci?
Tak, reprezentanci każdej z tych profesji. Mamy również profesjonalnego rzeźbiarza, kompozytorkę. Już niestety nie studentów, czas jest nieubłagany i każdy z nas dyplom uzyskał już kilka lat temu.
Jakie są cele stowarzyszenia?
Nie chciałbym cytować całego statutu, bo to mogłoby być dla czytelników nudne 🙂 Mówiąc jak najbardziej syntetycznie – promowanie, wspieranie i prowadzenie działalności kulturotwórczej.
Organizujecie m.in. wystawy fotograficzne, przedstawienia teatralne, wystawy komiksowe. Jakie wydarzenia najbardziej zapadły w twojej pamięci?
W pamięci pozostają nam zawsze najdłużej i najmocniej – taka jest już funkcja naszej psychiki – doznania ekstremalne, te letnie i pośrednie dość szybko ulatują. Pamiętamy więc największe sukcesy i najdotkliwsze porażki. Sukces, czyli komiksową wystawę „Yes’t prawie OK 2” w ogromnej hali, na której wernisaż przyszło kilkaset osób, co na kieleckie warunki jest osiągnięciem na miarę wdrapania się na Czomolungmę, a zainteresowały się nią nawet ogólnopolskie media (kolejny „biały nosorożec” znamionujący sukces). Na przeciwnym biegunie – jedno ze spotkań edukacyjno-literackich, któremu towarzyszyły hektogodziny pracy i gigantyczne oberwanie chmury, które spowodowało obecność widzów w ilości sztuk… dwóch.
Czy komiks ma specjalne miejsce w Stowarzyszeniu?
Kilku spośród czynnych członków stowarzyszenia zajmuje się (bądź zajmowało się) zawodowo komiksem, wreszcie to cykliczne historyjki obrazkowe pozwoliły organizacji odrobinę zaistnieć w świadomości pozalokalnej.
Czy możesz opowiedzieć o festiwalach komiksowych oraz innych eventach związanych z komiksem?
Najważniejszym z nich jest Festiwal Komiksu i Narracji Obraz[k]owych – Kieleckie Prezentacje Komiksowe. Organizowany od czterech lat. W jego ramach mieszczą się zarówno wystawy, warsztaty, kiermasz wydawnictw, ale przede wszystkim część wykładowa. Szerzej można zapoznać się z przebiegiem KPK, zarówno na łamach magazynu kulturalnego „Projektor”, który wydajemy, jak i w archiwum na naszej stronie, zaś na kanale YouTube można obejrzeć kilkadziesiąt godzin nagrań referatów. W zeszłym roku rozszerzeniem KPK był „Dzień z twórczością Papcia Chmiela”.
Czy organizujecie konkursy?
Tak. Organizowaliśmy dotychczas konkurs fotograficzny „Ulica Zbożowa” (dość efektowny wizualnie ze względu na pofabryczne otoczenie i giełdę rolną przylegającą do ulicy), o wymiarze nieomal historycznym – przez te klika lat deweloperzy „pożarli” nieomal cały niepowtarzalny klimat okolicy. Konkurs na opowiadanie SF i fantasy rozgrywające się (nawiązujące) do świata przedstawionego regionu świętokrzyskiego. Kilka dni temu ogłosiliśmy również konkurs literacko-komiksowy nawiązujący do twórczości i postaci Edmunda Niziurskiego.
Czy wydajecie antologie opowiadań fantastycznych?
Po konkursie na opowiadanie opublikowaliśmy antologię „13 fantastycznych”.
Jakie książki obecnie macie w ofercie oraz jak i gdzie można je zamówić?
Przede wszystkim premiery: wspomnianą już monografię „Wędrowiec i wizjoner” poświęconą eseistyce podróżniczej Jerzego Żuławskiego, dwujęzyczną (polsko-angielską) biografię pierwszego twórcy komiksu prasowego w Polsce – Franciszka Kostrzewskiego („Kolacja u Jedynaczka”), publikacje o historii polskiego i europejskiego komiksu, wreszcie same komiksy, z rysunkami Jerzego Ozgi, Tomasza Łukaszczyka, Roberta Kolasy. Pełna oferta znajduje się pod linkiem:
http://www.zenit-admin.ogicom.pl/download/nasze_wydawnictwa.htm
Co sprawia największe trudności podczas pisania książek związanych z historią polskiego komiksu?
Trudność i zarazem przyjemność odkrywania, to ogromny obszar czasopiśmiennictwa prasowego XIX i I połowy XX wieku, który nie został w pełni skatalogowany, opisany, a poszczególne numery lub nawet całe roczniki nadal pozostają w archiwach bibliotecznych, często poza granicami Polski, co dodatkowo utrudnia do nich dostęp. Znam kilka przykładów komiksowych realizacji z okresu neoklasycyzmu i wczesnego pozytywizmu, które pozostają w magazynach starodruków – zarówno na wschodzie, jak i zachodzie Europy – do których dostęp można uzyskać wyłącznie stacjonarnie. Tu już docieramy do problemu dość kosztownych badań i kwerend. To są te obszary, które odkrywałem, ale zarazem nie mogłem ostatecznie opisać w „Rozmaitych gatunkach szarańczy. Cyklach ilustracyjnych i formach komiksowych w prasie polskiej XIX wieku”.
Jak sądzisz, które obszary badawcze polskiego komiksu są jeszcze do zagospodarowania albo leżą odłogiem (twórcy, wątki, epoki)?
Sądzę, że istnieją nadal trzy nierozpoznane obszary badań nad polskim komiksem. Te ziemie nieodkryte, to przede wszystkim dziewiętnaste stulecie i początki publikacji narracyjnych w Polsce. Podam przykłady, dotyczące zaledwie dwóch nazwisk: w literaturze przedmiotu Artur Bartels występuje jako autor trzech albumów opublikowanych w 1858 r. („Łapigrosz”, „Pan Atanazy”, „Pan Eugeniusz”). Tymczasem w magazynie starodruków biblioteki wileńskiej znajdują się rękopisy sześciu innych jego dzieł adaptujących pierwowzory literackie, w jednym z wydań ulotnych komiks topograficzny, zaś dwa kolejne w archiwach monachijskich i heidelberskich; podobnie ma się sprawa z Piotrem Piwarskim, którego krótkie komiksy drukowane w brytyjskiej prasie wiktoriańskiej są wciąż nieznane. Drugim obszarem jest prasa międzywojnia i PRL-u. W tym przypadku mam na myśli czasopisma branżowe, instytucjonalne, efemeryczne, lokalne (zwłaszcza te pozostające w nierozpoznanych księgozbiorach kościelnych), które w sposób zaskakujący, pewnie również niekonsekwentny drukowały krótkie komiksy i bez bardzo precyzyjnej wiedzy nikt nie będzie się nawet domyślał obecności historyjek obrazkowych na ich łamach. Obszar trzeci to stosunkowo młody, ale domagający się natychmiastowej inwentaryzacji – ostatnie trzydziestolecie. Olbrzymia ilość ulotnych czasopism, setki albumów publikowanych rocznie, potężny rynek zinów, komiksów samorządowych, rocznicowych i okazjonalnych, konwenty, festiwale, wystawy. To stwarza gargantuiczny ocean komiksowej aktywności, która umyka. Tu – jak sądzę – potrzebny jest zespół siedmiu-dziesięciu osób, które wykonałyby monograficznej akcji ratunkowej dokonań z lat, powiedzmy 1989-2019. Nie zapominajmy wreszcie, iż dwie ostatnie dekady to nowe zjawisko webkomiksu, webkrytyki, fandomów sieciowych, a wraz z pandemią 2020-21 tysięcy zjawisk obecnych tylko w Internecie.
Co poleciłbyś przeczytać młodemu adeptowi teorii i historii polskiego komiksu?
Recepta dla każdego, kto chce zajmować się badaniem i krytyką komiksu jest na swój sposób uniwersalna – dotyczy recenzentów literatury, krytyków filmowych, teatralnych – jak najwięcej czytać z kompletnie różnych dziedzin, poznawać malarstwo, grafikę dawnych epok, oglądać filmy ekspresjonistów niemieckich, arthousowe, animacje Starewicza i misia Yogi, przeglądać w Internecie magazyny z różnych stron świata. Komiksowi artyści, podobnie zresztą jak postmodernistyczni filmowcy czy poeci ze szkoły nowojorskiej lub reżyserzy uprawiający recycling, uwielbiają odwołania, naśladownictwa, parafrazy. Trzeba po prostu – w miarę możliwości znać i doceniać sztukę minionych epok – żeby widząc współczesny komiks i opisując go, nie pomylić blasku księżyca z jego odbiciem w misce wody.
Przypuśćmy, że masz dużo czasu i nieograniczoną pulę pieniędzy. O czym napisałbyś kolejną książkę?
„100 i 1 dni spotkań z żabą goliatem w dżunglach Kamerunu” – taki nosiłaby tytuł.
Życzę kolejnych odkryć w polskim komiksowie i udanych wydarzeń!