Czy roboty śnią o mechanicznych owcach? Nie wiem, ale na pewno śnią o kwiatach. Dziś bierzemy na tapet „Pluto”.
Chciałem zrobić recenzję „Pluto” od samego początku kanału, a że minęły już prawie dwa lata, to stwierdziłem, że przyszedł już czas. Witam więc w moim warsztacie. Dziś rozbierzemy na śrubki kilka robotów i zastanowimy się, dlaczego jest to zbrodnia.
Na całym świecie dochodzi do tajemniczych zniszczeń najbardziej zaawansowanych i najpotężniejszych robotów oraz dziwnych zgonów ludzi. Za każdym razem od głowy odstaje coś, co przypomina rogi. Sprawą zajmuje się detektyw Europolu Gesicht. Tak rozpoczyna się „Pluto”.
Akcja dzieje się w niedalekiej przyszłości w różnych częściach globu. Świat wydaje się być poukładany, ale tak naprawdę jest podzielony konfliktami międzynarodowymi, społecznymi i przeorany ambicjami polityków. Postęp techniczny umożliwił ludziom wygodne życie, ale też rozwój techniki wpłynął na wykształcenie się samoświadomości wśród maszyn. Czy taki robot może czuć miłość, smutek, złość albo nienawiść tak wielką, że mógłby pozbawić życia człowieka? Czy taki robot jest zły? Druga strona też nie jest jednoznaczna. Istnieje ruch na rzecz praw robotów i wzorowany na Ku Klux Klanie ruch przeciwników praw robotów. To tylko jeden z bardzo wielu wątków z „Pluto”. Manga miesza kulturę i historię antyczną ze współczesną. Już na początku mamy jednoznaczne nawiązanie do „Milczenia owiec”, a całość przywodzi na myśl twórczość Isaaca Asimova. W paru miejscach mamy ewidentne nawiązanie do „Monstera”. Nazwy robotów jak Pluto i Herakles pochodzą z mitologii rzymskiej, a Epsilon i Atom z nauki greckiej. Nie są to jedyne inspiracje. Większość wątków krąży wokół 39. Incydentu Środkowoazjatyckiego, będącego mieszanką antycznych wojen perskich i wydarzeń aż nadto przypominających sytuację, która doprowadziła do drugiej wojny w Iraku. Po jednej stronie stoi Królestwo Perskie pod przywództwem króla Dariusza XIV, a po drugiej Stany Zjednoczone Tracji pod kierunkiem prezydenta Aleksandra, chcącego być zapamiętany jako ten Wielki. Jedno z państw wysuwa względem drugiego oskarżenia o produkcję robotów masowej zagłady i pomimo braku dowodów wypowiada wojnę, którą wygrywa dzięki przygniatającej sile militarnej. Jednak to jest tylko punkt wyjścia dla całej historii. Przy okazji powstają dziesiątki pytań. Czy niszcząc tysiące robotów odczuwających emocje postępujemy właściwie? Czy robot może spowodować traumę ludzi i innych robotów? Czy sam może mieć traumę sprawcy? Czy myślący robot może popełnić zbrodnię wojenną? Czy może popaść w chorobę umysłową? To tylko część pytań.
„Pluto” to na pierwszy rzut oka fantastyka detektywistyczna, jednak fabuła kryje coś znacznie więcej. Manga nie cenzuruje zbytnio niszczenia robotów przez roboty. Gdyby dotyczyło to ludzi to „Pluto” należałby do dość brutalnych mang. Roboty obdarzone ludzkimi uczuciami przeżywają żal i żałobę po utracie robotycznego małżonka lub dziecka – podobnie jak ludzie. To stawia kolejne pytania. Czy etycznym jest eksperymentowanie na psychice robota? Albo – czym jest człowieczeństwo? Jeśli polega na empatii, współczuciu i życzliwości to roboty jak najbardziej posiadają te cechy i to w większym stopniu niż ludzie. Możemy to zauważyć na przykładzie Uran.
Warta uwagi jest mnogość wątków. O ile w przypadku „Monstera” wzbogacało to fabułę, to niestety w „Pluto” Urasawa chyba pogubił się w ich mnogości. Przez co jeden z nich jest urwany bez wyraźnego powodu, a inne potrafią się zakończyć w sposób niezadowalający. Purystom może sprawić problem odpowiedź na pytanie odnośnie lotu Atoma, jednak i to jest wyjaśnione w oryginalnej mandze. Tak się składa, że podobnie lata młodszy od niego Iron Man.
Czytający zazwyczaj potrafią wskazać na autorstwo Naoki Urasawy, jednak jedynie nieliczni doceniają wkład Osamu Tezuki. To dziwne ponieważ „Pluto” jest rozszerzeniem „Astro Boya” lub, jak to było oryginalnie, „Atoma”, czyli jednej z najbardziej znanych mang Tezuki. Powtarzają się postacie i wydarzenia, jak powód konstrukcji Atoma, czy sprzedaż do cyrku. Wielu wydarzeń nie sposób wręcz zrozumieć bez znajomości oryginału, jak ogólny stosunek profesora Tenmy do Tobio, a potem Atoma. Trudno też jednoznacznie stwierdzić, w jakim uniwersum toczy się akcja. W pierwszym tomie mamy wspomnianego genialnego nielicencjonowanego lekarza. Jeśli Urasawa bazuje tutaj na własnej twórczości to byłby to dr Tenma z „Monstera”, a akcja rozgrywa się gdzieś w latach 50. bądź 60. XXI wieku. Jeśli jednak założymy, że odnosi się do twórczości Tezuki to tym lekarzem musi być „Black Jack”, a czas jest nieokreślony.
Postacie, jak zwykle w mangach Urasawy, to klasa sama dla siebie. Każda postać ma własny charakter, motywy, doświadczenia i cele. Wszystkie, wliczając w to te mało ważne, są nakreślone świetnie. Moją ulubioną postacią w serii jest Uran, czyli drugoplanowa empatyczna mała dziewczynka. Coś to mówi o tym, jak dobrze napisano te postacie. Urasawa pokusił się nawet o dość ciekawy efekt. Pomimo tego, że na okładce każdego tomu pisze „Na podstawie Astro Boy – Atom Żelazoręki „Największy robot na Ziemi” – Atom nie jest głównym bohaterem. Nie występuje w niej nawet od samego początku. Dzięki temu można było rozwinąć aż tyle innych postaci. Można nawet postarać się o teorię spiskową na temat Brau 1589.
Kreska Urasawy jest zbliżona do zachodniej. Nie ma tutaj wielkich oczu ani włosów w dziwnych kolorach. Tła są niezwykle szczegółowe. Nawet po paru minutach przyglądania się można dostrzec na nich coś nowego. Stara wizja Tezuki została uwspółcześniona. Roboty zyskały ludzkie rysy. Często trudno je odróżnić od ludzi, a inne jak Mont Blanc i North nr 2 pozostawiono w postaci zbliżonej do oryginału. Część z nich poważnie zmodyfikowano. Epsilon pierwotnie miał jakąś dziwną antenę wyrastającą z czoła, a w wersji Urasawy ma piękną twarz zbliżoną do Johana z Monstera. Gesicht przeszedł podobną, choć nie mniej radykalną, ewolucję. Inne postacie także uległy zmianie. Fryzurę Atoma oddano jako niesforne kosmyki. Odpowiednio przedstawiono też obu profesorów: Tenmę i Ochanomizu. Wielki kulfon tego drugiego narysowano jako bardziej realistyczny nos. Rysunki miasta to już sama sztuka dla sztuki. Są niezwykle dokładne. Mangę warto przeczytać chociażby dla nich. Architektura starodawna przeplata się z futurystyczną. Na dłuższą chwilę możemy zawiesić oko na zamkach, jednorodzinnych domkach mieszkalnych i nowoczesnych gmachach. Z podobną pieczołowitością oddano przyrodę, a zwłaszcza Park Narodowy Eden.
Wydanie Hanami jest raczej standardowe dla tego wydawnictwa, czyli dobre, powiększone i nic ponadto. Składa się z 8 tomów wydawanych w Japonii w latach 2003-2009, a w Polsce w latach 2011-2013. Każdy tom ma około 200 klejonych stron papieru offsetowego, z tym że ostatni jest trochę grubszy. Okładki przedstawiają poszczególne postacie, zarówno ludzkie, jak i roboty. Z tym, że zawsze roboty mają ludzką postać. Wizerunek ten zaczyna się z przodu przebiega przez grzbiet i kończy się z tyłu. A jak z zawartością? Początkowe strony są kolorowe. W jednym miejscu tekst nie mieści się w dymku. Korekcie zdarza się zjadać pojedyncze litery i przecinki. W innym miejscu zabrakło tuszu w maszynie. A jeszcze w innym użyto staropolskiego „miętki”, zamiast „miękki”, które to słowo dziś uchodzi za niepoprawne. Na końcu każdego tomu zawarto artykuły różnych osób odnoszące się do omawianego tytułu, a na samym końcu mamy listę współpracowników tworzących „Pluto”.
Naoki Urasawa jest twórcą znamienitym. Nie tworzy mang skomercjalizowanych, dzięki czemu jego komiksy są jedyne w swoim rodzaju. Jest także fanem Osamu Tezuki, co na pewno wpłynęło na wybranie jednej z jego mang, aby dostosować ją do współczesności. Na naszym rynku są dostępne też dwa inne tytuły jego autorstwa: „Monster” i „Chłopaki z XX wieku”. Osamu Tezuka to z kolei postać iście legendarna. Tak znacząca dla komiksu japońskiego, że zyskał przydomek „boga mangi”. Był jednym z najważniejszych innowatorów na świecie zarówno w komiksie, jak i animacji. Lista jego osiągnięć jest zbyt długa, aby je wymieniać. Wychował całe pokolenia młodych twórców, do których należeli m.in. Rintaro i Katsuhiro Otomo. Są dwie poświęcone mu nagrody i muzeum. Na naszym rynku wydano też kilka jego tytułów jak „Do Adolfów”, „Normana”, „Pieśń Apolla”, „Fusuke”, „MW” oraz uwspółcześnioną wersję „Dororo i Hyakkimaru”.
„Pluto” jest pozycją podaną przystępnie, ale paradoksalnie trudną w odbiorze. Nie polecam go jako mangi pierwszego kontaktu. Nawet tym bardziej zaawansowanym czytelnikom problem może sprawić zrozumienie kontekstów. Wiem, że są tacy co porwali się na niego w pierwszej kolejności i go pokochali, ale równie dobrze można się od niego odbić z powodu zbyt wysokiego progu wejścia. Znajomość pierwowzoru nie jest wymagana, ale pomaga zrozumieć całość. Jest to raczej pozycja dla bardziej zaawansowanych fanów mangi. Zwłaszcza tych co znają dorobek autorów.
Plusy:
+ Tezuka,
+ aluzje,
+ postacie,
+ komentarze do współczesności,
+ świat.
Minusy:
– trudna w odbiorze,
– przydatna znajomość Atoma,
– urwane wątki.
Grafika: 3/3.
Fabuła: 3/3.
Wydanie: 2/3.
Ocena: 9/10.
A teraz bonus dla tych, co wytrwali aż dotąd w lekturze! Będą spojlery, więc czuj się ostrzeżony. Teoria o Brau 1589. Brau 1589 był manipulowany przez główny komputer Stanów Zjednoczonych Tracji, który od początku steruje wydarzeniami. Komputer powstrzymuje ludzi przed zniszczeniem jedynego robota, łamiącego najważniejsze prawo robotów, ponieważ ten robot jest mu potrzebny. To Brau 1589 popycha bohaterów w odpowiednim kierunku. Dzięki temu komputer w kształcie pluszowego misia może osiągnąć własny cel.
Recenzja Mario na kanale Komiksem po łapach: