Dzisiaj w Klubie gościmy Huberta Ronka, rysownika i scenarzystę. Niektórzy mogą znać jego twórczość, ponieważ czytali Jestem Bogiem; dla innych Hubert jest rozpoznawalny ze względu na wojenne przygody Antka Srebrnego 🙂 Jest to artysta wszechstronny o bardzo interesującej kresce!
Opowiedz o sobie.
Krótkie pytanie, odpowiedź mogłaby zająć nam kilka dni i całą książkę, wszak mam już na karku 42 lata, trochę się wydarzyło. W ogromnym skrócie: jestem szczęśliwym mężem i ojcem, a zawodowo autorem komiksów. Głównie rysownikiem.
Czy znasz jakieś legendy związane z Tomaszowem Mazowieckim i Lublinem?
Nic teraz nie przychodzi mi do głowy. Z Tomaszowem kojarzy mi się opowieść nawiązująca do herbu miasta, czyli Pannie na Niedźwiedziu, natomiast Lublin od razu przywodzi mi na myśl legendę o Czarciej Łapie – ale nie chcę niczego przekręcić, nie czuję się dobrym gawędziarzem, więc zostawmy to naprawdę zainteresowanym.
Jak zaczęła się twoja przygoda z komiksem?
Są różne etapy tego startu. Pierwszy nieświadomy kontakt miał miejsce w wieku 3, 4 lat – znalazłem wtedy na małym targu w Tomaszowie parakomiksową książeczkę z Wilkiem i Zającem. Obrazy, które znałem z ekranu telewizora miałem teraz na papierze i ożyły w mojej głowie. Pamiętam, że już wtedy mnie to zafascynowało. Później w wieku 7 lat miałem po raz pierwszy do czynienia z prawdziwym komiksem – „Kajko i Kokosz: Wielki turniej” Janusza Christy. I potoczyła się lawina, kupowałem i czytałem już wszystko, co ukazywało się wtedy w Polsce. A było tego znacznie mniej niż dziś 😉 No i pierwsze próby tworzenia komiksów – gazetka „Prasa X-Nietoperzy”, później mój fanzin „KGB”, nagroda główna za rysunki w „Świecie Komiksu”, publikacja w antologii „Wrzesień” Egmontu, pierwszy album „Kraina Herzoga”, współpraca z czasopismami edukacyjnymi i tworzenie serii dla dzieci… krok po kroku, tak to się rozwijało. Oczywiście każdy z tych etapów można by szeroko omówić.
Na co szczególnie zwracasz uwagę tworząc historie komiksowe?
Wszystko zależy od tego, jaki komiks tworzę, do kogo jest skierowany. Ale zawsze celem jest to, aby komiks był po prostu ciekawy, atrakcyjny wizualnie i fabularnie dla czytelnika. Chcę robić takie komiksy, które sam z chęcią bym czytał.
Skąd czerpiesz natchnienie do swoich komiksów?
Trudno to jednoznacznie określić, ulokować źródło. Bo inspiracje czerpie się zewsząd. Wszystko, co nas dotyczy, cała kultura i popkultura, z którą mamy do czynienia, wszystko co przeżywamy później przetwarza się jakoś w głowie i wpływa na proces twórczy.
Jakich autorów komiksowych najbardziej cenisz i za co?
Długa lista 🙂 Ale są nazwiska, które przychodzą mi na myśl w pierwszej kolejności, i które miały chyba największy wpływ na mnie i moją motywację do tworzenia komiksów: Christa, Rosiński & van Hamme, Śledziu, Larsen, McFarlane, Romita Jr, Ramos, Loisel…
W jakim komiksowym projekcie chciałbyś wziąć udział?
Nie mam chyba takiego projektu, konkretnego tytułu. Chciałbym spróbować swoich sił jako inker na amerykańskim rynku superbohaterskim, myślę że jestem na to gotowy.
Ostatnio na wspieram.to (Wspieram.to: W.E. zeszyt 3) można było wesprzeć twój najnowszy projekt W.E. (zeszyt 3). Czy przybliżysz projekt czytelnikom bloga?
To historia postapo osadzona w polskich realiach. Przestają działać telefony, internet, tv, chodzą plotki, że po drugiej stronie globu w ogóle nie ma prądu… to wystarcza, aby świat który znamy wywrócił się do góry nogami. Każdy kolejny zeszyt cieszy się coraz większą popularnością i ma bardzo dobre oceny czytelników i recenzentów. To daje mi mocnego kopa do dalszej pracy nad tą serią. Będzie się działo – niebawem trafi do czytelników trzeci zeszyt (lada dzień idzie do druku), a w mojej głowie już rodzą się pomysły na czwartą odsłonę.
Jak oceniasz akcje crowdfundingowe? Czy jest to sposób na dotarcie do czytelnika, zainteresowanie go komiksem, lepsze zebranie funduszy?
Dla mnie tak. To wymagający silnego zaangażowania projekt, również na wielu innych polach, nie tylko czysto twórczym. Ale dla mnie oprócz optymalnego na dzień dzisiejszy sposobu wydania takiej serii zawsze jest to swego rodzaju przygoda i wspólna zabawa ze Wspierającymi – to duże pole do okazania kreatywności na wielu kierunkach.
Jak oceniasz kondycję polskiego komiksowa? Czego brakuje na rynku, a czego mamy przesyt?
Jeśli chodzi o tytuły mamy wszystko, mówiąc umownie oczywiście. Oferta jest bardzo szeroka i bogata, czytelnicy mogą wybierać i przebierać. Brakuje dużych nakładów, co z kolei przekłada się na fakt, że niemal niemożliwe jest utrzymanie się w Polsce z komiksu autorskiego. Mam nadzieję, że rynek rozwinie się na tyle, że i pod tym względem pojawią się nowe możliwości.
Czy twoim zdaniem istnieje polski fandom komiksowy i kogo można do niego zaliczyć (twórców, wydawców, krytyków, badaczy)?
Zależy jak zdefiniujemy „fandom”. W moim rozumieniu jest to poniekąd synonim „środowiska” komiksowego zaangażowanego hobbystycznie i zawodowo w ten temat. W tym znaczeniu oczywiście tak, istnieje fandom i też powoli się poszerza.
W jaki sposób lobbować za komiksami? Czy wpisywanie komiksów do kanonu lektur jest dobrym sposobem?
To jeden z pomysłów. Od trzydziestu lat trwa praca u podstaw i są tego efekty. To dzieje się na wielu polach, począwszy od działać dużych wydawnictw (vide Egmont), poprzez organizowanie większych i mniejszych festiwali czy konwentów, a kończąc na oddolnych inicjatywach typu warsztaty komiksowe, publikacje w lokalnej prasie czy wystawy.
Gdybyś mógł od nowa zacząć swoją przygodę z komiksem i cofnąć się w czasie to…
To działałbym równie wytrwale i dynamicznie 🙂
Najdziwniejszy komiks z jakim miałeś styczność to…
Trudne pytanie 🙂 Był kiedyś komiks wydany przez Wydawnictwo Komiksowe, którego każda plansza wydrukowana była na osobnej luźnej kartce i wszystko zapakowane w „pudełko”. W tym momencie nic bardziej dziwnego nie przychodzi mi do głowy.
Dzięki za odpowiedzi! Życzymy udanych projektów i jeszcze większej liczby czytelników! Zaglądajcie także na profil: Hubert Ronek | Facebook
One thought on “Komiksy, które z chęcią chcemy czytać – wywiad z Hubertem Ronkiem”