Nieregularny dwutygodnik o filmach z rekinami – Rekino
Wprowadzenie
Kino jest dziedziną popkultury, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Ciężko znaleźć temat, który nie został zekranizowany. Ba! Niektóre są odgrzewane tyle razy, że już dawno przestały być jadalne. Przy całej sympatii, jaką darzę filmy o Agencie 007, straciłem rachubę, która to już część teraz wychodzi… Przykładów nie ma sensu mnożyć – każdy by podał inne.
Jako miłośnik kina klasy „B”, znanego również pod wieloma innymi określeniami, jako „złe”, „dziwne” lub wręcz „śmieciowe”, mam słabość do takich oklepanych motywów. Zombie, kosmici, superbohaterowie itp. Ważne jest przy tego typu produkcjach, żeby trzymały poziom. Im niższy, tym lepszy. To może nieco pokrętna logika, ale właśnie tego typu kino dostarcza mi odpowiedniej dawki niezapomnianych wrażeń. Wtapiam się w nurt miłośników filmów „tak złych, że aż dobrych”.
Nie jestem zawodowym badaczem, ale myślę, że znalazłem niszę, która jest bardzo słabo zbadana i zarazem niezwykle ciekawa. Rekinom, bo o nich jest mowa, zamierzam poświęcić ten cykl.
Sharkosfera
Tak nazywam roboczo uniwersum filmów o tematyce rekinowej. Wszyscy znają taki klasyk jak seria „Szczęki”, jednak to tylko przedsionek wiedzy. Mamy do czynienia z ponad stu trzydziestoma filmami o tej tematyce! Zatem bądźcie pewni, że temat badań szybko się nie wyczerpie. Tym bardziej że powstają coraz to nowe dzieła.
Nie mam zamiaru rozkładać na czynniki pierwsze każdej produkcji, pisać długich nudnych zestawień i porównań. Mam zamiar przekrojowo relacjonować wydarzenia z linii frontu, czyli seansu.
Militarne porównanie jest usprawiedliwione. Kino klasy „B” ma to do siebie, że raczej jest niszowym gatunkiem. Co się tyczy zaś sharkosfery, to temat może spokojnie uchodzić za hipsterski.
Pojedyncze tylko tytuły mają premiery w kinach, a 95% tych filmów wychodzi jako produkcje telewizyjne i na DVD. Na domiar złego to raczej wykwity z fabułą na siłę, pełne defektów specjalnych, które ogląda się z niemałym bólem. Każdy seans to nierówna walka dla zwykłego śmiertelnika.
Latarnik
Jako miłośnik takich produkcji mogę zagwarantować, że każdy z tych filmów obejrzę bez wspomagaczy. Całkowicie trzeźwy na ciele i umyśle. Dlatego jestem właściwym człowiekiem do tej roboty.
Jeśli kiedyś znudzeni natkniecie się przypadkiem na plakat z płetwą grzbietową albo szczękami, to może mój wpis uratuje wam życie. A przynajmniej zaoszczędzicie cenny czas.
Co się może wydać dziwne, nie zamierzam odstraszać od tych filmów! Wręcz przeciwnie. Chcę przedstawić to kino takim, za jakie je uważam. Czyli w większości przypadków do bólu złe, ale jednocześnie fascynujące. Męczące oklepaną formą i w kółko wałkowanymi motywami, które za każdym razem jednak potrafią zaskoczyć. Już wkrótce zaczynamy!
Kudłaty