Co należy zrobić, aby ratować księżniczkę w opałach? Wysłać „Ratownika”!
Manga powstała w roku 1999. Autorem „Ratownika” jest Jiro Taniguchi. Jest to autor z najwyższej półki, stawiany w jednym rzędzie z takimi sławami jak Moebius, z którym zresztą współtworzył jeden z tytułów, a mianowicie „Ikara”. Jeśli nie słyszeliście o Taniguchim to prawdę mówiąc nie dziwię się, jednak nie jest to wina omawianego dziś twórcy. Za Jiro Taniguchim nie stoi cała wielka machina marketingowa nastawiona głównie na twórców amerykańskich i frankofońskich. Jiro Taniguchi w pełni zasługuje na zaliczenie do tego grona, czego dowodzą chociażby wielokrotne nominacje do nagrody Eisnera oraz inne nagrody.
Hanami przyzwyczaiło już nas do wysokiej jakości tomików przeznaczonych dla dojrzałego czytelnika, a „Ratownik” nie odstaje jakoś szczególnie od innych tytułów tego wydawnictwa. Jeśli pominiemy jasny kadr z dziwnie naklejonymi na siebie głównym bohaterem, górami i miastem – na okładce dominują ciemne kolory. 335 stron wydrukowano na papierze kredowym, a kilka pierwszych jest kolorowych. W tekście nie znalazłem błędów.
Tytułowym „Ratownikiem” oraz alpinistą jest Shiga Takeshi. Kiedyś podczas wyprawy w Himalaje ginie jego przyjaciel. W ostatniej woli życzy on sobie, aby Shiga zaopiekował się jego żoną i córką. Jednak on nie potrafi żyć z dala od gór, kobieta wybiera miasto. Po latach spędzonych w Alpach Japońskich Shiga dostaje wiadomość o zaginięciu córki przyjaciela. W poczuciu obowiązku zakłada garnitur i wyjeżdża do Tokio. Tam w dzielnicy Shibuya musi wkroczyć w nie zawsze bezpieczny i obcy dla siebie świat. Okazuje się, że dziewczyna jest japońską wersją galerianki, czyli umawia się z dzianymi starszymi facetami w zamian za drogie ciuchy, finansowanie zachcianek, czasem seks. Shiga musi pokonać zmowę milczenia i niemoc instytucji państwowych.
Shiga jest prostolinijny i staroświecki. Nie rozumie otaczającego go świata. Jednakże dzięki takim cechom udaje mu się dotrzeć do informacji niedostępnych dla innych. Bohaterowie drugiego planu są bardziej wielowymiarowi. Matce niewątpliwie zależy na córce, ale zakorzeniona w mentalności japońskiej kultura wstydu każe jej nie zauważać serii zdarzeń prowadzących do zaistniałej sytuacji. Przyjaciółka zaginionej wydaje się być podła, ale tak naprawdę jest osobą zagubioną i marzącą o ratunku ze strony kogoś takiego jak Shiga. Za to główny zły niestety jest rozczarowujący.
Można powiedzieć, że fabuła nie jest jakoś szczególnie zaskakująca i czerpie ze znanych schematów. W pewnym momencie mamy nawet próbę uratowania księżniczki zamkniętej na szczycie wieży i strzeżonej przez złego smoka. Stąd ten suchar z początku. Należy zaznaczyć, że mangę wydano w Polsce w czasie, gdy na świecie nagłaśniano temat zdemoralizowanej młodzieży, która miała dopuszczać się nierządu celem zdobycia drogich dóbr konsumpcyjnych. W Polsce częścią tego nurtu był film „Galerianki” z 2009 roku. W pewnych aspektach manga przypomina książkę „My, dzieci z dworca ZOO” z 1978 roku. W obu przypadkach mamy zaharowującą się w pracy samotną matkę, której zaczyna brakować czasu i siły na wychowanie dziecka. Jej szok na wieść co doprowadziło do zaistniałej sytuacji także jest dość podobny.
Kreska jest bardzo szczegółowa i realistyczna. Nikt nie powinien mieć problemów z odróżnieniem postaci, co czasem się w mangach zdarza. Przedstawienie przyrody w najmniejszym stopniu nie ustępują przedstawieniu architektury miejskiej i wnętrzom budynków. Niestety wyrażanie emocji przez postacie wypada jakoś drętwo. Podsumowując, to dobre rzemiosło, lecz jakby czegoś tu brakuje.
Wszystkie wydarzenia równie dobrze mogłyby się wydarzyć w dowolnym kraju europejskim. Dlatego uważam, że komiks powinna przeczytać nie tylko grupa docelowa, czyli dorośli nierozumiejący przyczyn zjawiska galerianek, a tak się składa, że sami je generowali, ale też młodzież, która często zwyczajnie nie ma świadomości konsekwencji własnych działań. Młodzież powinna przeczytać nawet, jeśli na okładce widnieje oznaczenie „Komiks dla dorosłych”.
Plusy:
+ fabuła,
+ temat,
+ kreska,
+ świat,
+ bohaterowie.
Minusy:
– schematy,
– brak „tego czegoś”.
Ocena: 8/10.
Recenzja Mario na kanale Komiksem po łapach: