Co się stanie, gdy skrzyżujemy mangę josei z „Rokiem 1984” Orwella? Otrzymamy „Opowieść podręcznej”.
Książkowy pierwowzór ukazał się już w 1985 roku. Błyskawicznie, bo w pięć lat później powstał prawie dwugodzinny film. W roku 2000 opera. A od 2017 mamy serial, który doczekał się już czterech sezonów i zdążył sporo namieszać w kobiecych umysłach. Wiec jak to możliwe, że nigdy o tym nie słyszałem? Fantastyką zajmuję się od lat. Jestem członkiem Klubu Miłośników Fantastyki „Sagitta” prawie od samego początku, więc coś powinienem wiedzieć. Nie wiedziałem nic. Właściwe byłem przekonany, że to eksperyment myślowy powstały na bazie myśli „czy jest dziś możliwe w świecie zachodnim powstanie reżimu podobnego do tego założonego na terenie Iraku i Lewantu?” Mówiąc krótko, warto robić risercz.
„Opowieść podręcznej. Powieść graficzna” to komiksowa adaptacja książki kanadyjskiej pisarki Margaret Atwood wykonanej przez także kanadyjską artystkę Renee Nault. Nault otwarcie przyznaje się do inspiracji japońskim ukiyo-e, ale jak ktoś lata spędził w mandze widzi tu bardzo wyraźne wpływy podgatunków shoujo i josei, czyli twórczości skierowanej do dziewcząt i dojrzałych kobiet. Najczęściej mangi opowiadającej o codziennym życiu i poszukiwaniu szczęścia. Sylwetki postaci często nie są w kadrach, lecz zostały na nie nałożone. Nie brakuje tu motywów kwiatowych i ornamentów. Często na całych stronach przeważa pustka, a wspomnienia ukazano nam na czarnym tle, co też upodabnia komiks do mangi. Innym atrybutem zwracającym uwagę są niezwykle żywe barwy stojące w opozycji do ponurej treści. Jest to dzieło malarskie tworzone przy pomocy akwareli. Wiele rysunków jest uproszczonych. Inne z kolei – pełne szczegółów.
Fabuła w całości rozgrywa się na terenie fikcyjnej Republiki Gileadzkiej. Jest to ultrareligijna dyktatura leżąca na terenie obecnego stanu Maine w USA. Republiką jest tylko fasadowo, ponieważ Gilead na pewno nie kultywuje wartości republikańskich. Nie ma tam słowa o wyborach, ani poszanowaniu czyichkolwiek praw. Nie mamy dużo informacji o organizacji politycznej, za to dużo o sytuacji społecznej. W Gileadzie mamy bardzo jasne i mniej jasne podziały społeczne. Najbardziej rzuca się w oczy podział na kobiety i mężczyzn. Ale tu też są podziały. Kobiety dzielą się na żony komendantów noszące się na niebiesko, pomoc domową, ubierającą się na zielono, wdowy na czarno, podręczne na czerwono, a kolorowe stroje przysługują jedynie kobietom o niesprecyzowanej funkcji tzn. zajmujących się wszystkim i należących do mniej zamożnych mężczyzn. Podręcznym odebrano prawa do nauki, czytania oraz samorealizacji. Głównym zadaniem podręcznych jest płodzenie zdrowych dzieci w ramach serii dziwacznych rytuałów. Te, które są w stanie urodzić zyskują status kobiet, a te które nie są lub nie dają się kontrolować zostają nie-kobietami. A co w takim razie dzieje się z dziećmi niespełniającymi standardów? Są nazywane nie-dziećmi, ale tego co się z nimi dzieje komiks nam nie wyjaśnia.
Mężczyźni wcale nie mają lepiej. Jakikolwiek kontakt z kobietą jest przywilejem nadawanym według jakichś wyjątkowo niejasnych kryteriów. To mężczyznom grozi kara powieszenia, homoseksualizm czy posądzenie o inne przestępstwo. Przed tą karą nie chroni stan kapłański, czy bycie żołnierzem, pomimo prowadzenia walk z wrogami zewnętrznymi. To barki płci brzydszej obciążono koniecznością zarobienia na kobietę, która może zniknąć równie szybko jak się pojawiła. Tu też mamy podział na pomoc domową w zieleni i żołnierzy w czerni.
W świecie Gileadu wszystko jest z przydziału, począwszy od kobiet, przez przedmioty i ubrania, świadczące o funkcji społecznej, a na żywności kończąc. Właściwie nie można się dziwić daleko posuniętej reglamentacji wszystkiego. Przecież połowa społeczeństwa została przymusowo wyłączona z życia ekonomicznego, a nadal trzeba ją utrzymywać. Dodatkowym problemem jest konflikt zbrojny. Gilead walczy z każdym, kto nie podziela jego wartości, w tym z obcymi grupami religijnymi. Stworzony w ten sposób system musi być niewydolny.
Główna bohaterka jest podręczną. Osobą, która jest nikim i należy to traktować dosłownie. Nazywamy ją Freda tylko dlatego, że władzę sprawuje nad nią człowiek imieniem Frederik i gdy ta osoba się zmieni zmieni się też imię. Kiedyś była niezależną finansowo kobietą z mężem i córeczką, a teraz jest skatalogowanym zasobem państwa. Historia zaczyna się w ośrodku przygotowującym podręczne do ich funkcji. Są różne reakcje na zaistniałą sytuację. Janine odrzuca rzeczywistość. Całkowicie się załamała psychicznie. Jest przekonana, że zmiany nigdy nie nastąpiły i nadal jest kelnerką. Moira znajduje się na przeciwległym krańcu skali. Podejmuje walkę, co kosztuje ją wiele cierpienia, ale nie poddaje się i ucieka. Można powiedzieć, że w końcu znalazła niszę, która ją zadowoliła. Za to nasza Freda posiada cechę cenioną przez władzę. Jest bierna. Wydarzenia biegną jakby obok niej. Trafiła do domu komendanta przez co miała kontakt z przedstawicielem lokalnej władzy. Jak się okazuje, jego żona walnie przyczyniła do powstania obecnego systemu. Z kolei komendant wydaje się być osobą z przypadku. Twardo egzekwuje drakońskie prawo, ale też nie wydaje się być złym człowiekiem. Nie nadużywa władzy bardziej niż musi. Jego argumenty mówiące o tym, że Gilead jest lepszym miejscem niż świat przed jego nastaniem wcale nie obrażają niczyjej inteligencji. Lubi grać w zakazane gry planszowe, potajemnie uczestniczy w dekadenckich przyjęciach i korzysta z dobrodziejstw czarnego rynku. Ratunkiem wydaje się być ucieczka do Kanady, jednak ta droga wcale nie jest łatwa. Teraz mając nadmiar czasu Freda wspomina stopniową utratę praw kobiet. Któregoś dnia dowiedziała się, że została pozbawiona dostępu do środków finansowych. Innego jej szef został zmuszony do zwolnienia wszystkich pracownic. Ślub kościelny zyskał rangę nieodwołalnego prawa. Rozwód stał się przestępstwem. Podobnie powtórny związek małżeński, który zyskał miano nie-ślubu. Nieco później kobiety zostały sprowadzone do „pojemników”, lub jak to określono dosadniej „macic na nogach” mających za zadanie tylko jedno. Urodzić dziecko.
Pierwszy raz spotkałem się z wydawnictwem Jaguar, ale ich wydanie prezentuje się dość dobrze. W tłumaczeniu nie znalazłem żadnych błędów. Okładka jest czarna z białymi tłoczonymi literami i czerwonymi wstawkami. Zastosowano tu chyba największe skrzydełka, jakie znam. Przednie ma napis „nolite te bastardes carborundorum”. Swoją drogą to dobre motto życiowe. Na końcowym skrzydełku skreślono kilka słów o autorkach książki i komiksu oraz umieszczono loga patronów medialnych, wśród których znalazł się pewien kanał na YT. Za to opis z końca jest zdecydowanie przesadzony i raczej pasuje do serialu niż komiksu. Bo przecież co by się stało, gdyby Freda okazała się bezpłodna? To dla niej źle. Ale co to znaczy? Najpewniej zmieniłaby czerwony strój na zielony i została pomocą domową w innym domu. Opowieść podręcznej składa się z 15. rozdziałów plus epilog nazwany tu „Komentarzem historycznym”. Są one różnej długości. Od strasznie krótkiego 11. do strasznie długiego 12. rozdziału.
Opowieść podręcznej zawiera bardzo dużo odniesień religijnych, ale wiele cytatów jest pozbawionych kontekstu, czego symbolem jest biblia zamykana na klucz, który ma tylko komendant. Można w niej w końcu wyczytać, coś co nie odpowiada jedynie słusznej wizji świata. Sama nazwa państwa Gilead pochodzi od terenów na wschód od rzeki Jordan. Jedna z dywizji wojskowych nazywa się Aniołowie Apokalipsy, a jednym z wrogów są kwakrowie. Podobnie religijne cechy ma zwykłe pozdrowienie i odpowiedz. W innych momentach widać jawną herezję – dla przykładu zasobem narodowym ogłoszono Boga. Tak na marginesie, oznacza to też zrównanie Boga z kobietami. W kontekście uniwersum chyba nikt się nad tym nie zastanowił.
Niewątpliwie komiks jest inspirowany „Rokiem 1984” Orwella. Świadczy o tym wiele poszlak, jak tocząca się gdzieś w oddali wojna. Świat to antyutopia, w której władza funduje społeczeństwu pranie mózgu oraz minuty nienawiści. W obu dziełach panuje dość ponury klimat mimo, że komiks stara się to łagodzić paletą barw.
Czy taki świat jest realny? Należy zaznaczyć, że książka powstała w 1985 roku. W takim Liechtensteinie kobiety uzyskały prawa wyborcze zaledwie rok wcześniej, a w jednym z kantonów szwajcarskich dopiero w 1990. Świat, który kształtował Margaret Atwood różni się znacząco od naszego. W obecnym świecie katolickim nie bardzo można sobie wyobrazić taką przemianę. Przede wszystkim dlatego, że religia katolicka ma papieża. Osobę, której autorytet może zahamować niekorzystne działania. Oczywiście, czasem ten mechanizm zawodzi. Tak było w przypadku działalność ustaszy w Chorwacji, czy księdza Józefa Tiso na Słowacji podczas II wojny światowej albo czerpiącej z prawosławia rumuńskiej Brygady Michała Archanioła przemianowanej później na Żelazną Gwardię z dwudziestolecia międzywojennego. W świecie protestanckim takiej osoby nie ma a w USA religia rozwijała się jako element odróżniający Amerykę od starego świata i budujący dumę narodową. Wielokrotnie w ramach religii powstawały tam nurty głoszące postulaty polityczne, ekonomiczne, prawne albo etyczne. Rzadko ich wpływy wykraczały poza kręgi rodziny ale ich działania często bywały tragiczne w skutkach. Do najbardziej znanych przykładów należy organizacja o nazwie Gałąź Dawidowa pod przywództwem Davida Koresha, czy Jonestown Jima Jonesa. To wszystko względnie świeże sprawy właśnie z okresu lat 70., 80. i 90. Właściwa skala tego zjawiska jest dla nas niewyobrażalna. Element ten jest zresztą często wykorzystywany w amerykańskiej popkulturze. Ostatnio w grze Far Cry 5. Mało kto wie, ale inspirację czerpano z XIX wieku, kiedy podobne podejście wywołało nawet krwawy zatarg religijny znany jako „wojna w Utah” z lat 1857-1858. Często w żaden sposób nie można wpłynąć na zachowanie tego typu ludzi. Są oni jawnie antypaństwowi i nie słuchają absolutnie nikogo. Kontrolę państwa potrafią potraktować jak wtargnięcie wrogiego mocarstwa na ich terytorium.
Komu polecić komiks? Dojrzałym czytelnikom, którzy mają jakieś pojęcie o otaczającym ich świecie i potrafią potraktować dzieło jako po prostu ciekawą fabułę, a nie coś oczywistego. Być może brakuje mi odpowiedniej perspektywy, jednak jedyny okładkowy cytat z Sylwii Chutnik podpisanej jako aktywistka świadczy, że powinni to przeczytać właśnie tacy odbiorcy. Serial już bardzo namieszał w niektórych umysłach, czego przejawem były kobiety przebrane za podręczne na protestach z zeszłego roku. Swoją drogą zawsze myślałem, że ubranie się w określony sposób jest symbolem poparcia dla idei, ale co ja tam wiem. Tak czy inaczej, jeśli dana historia jest w stanie na ciebie wpłynąć w taki czy inny sposób i chodzi ci ona po głowie, to znaczy, że masz do czynienia z literaturą wybitną. A w tym przypadku tak jest. Sam zacząłem się zastanawiać nad zagadnieniami typu „czy komendant jest postacią pozytywną?” Warto się nad tym zastanowić.
Plusy:
+ klimat,
+ historia,
+ niepowtarzalność,
+ żywe barwy,
+ obserwacje.
Minusy:
– zbyt krótki,
– rysunki mają różny poziom.
Ocena: 8/10
Recenzja Mario na kanale Komiksem po łapach: