Dzisiaj coś dla miłośników mocnego uderzenia i swego rodzaju jazda na sentymencie. Przed wami Wydawnictwo Phantom Books!
Po przeczytaniu Phantom… miłośnikom książki i nieco starszym czytelnikom, pamiętającym lata 90. XX wieku, otwiera się szufladka i… zazwyczaj reakcja jest bardzo pozytywna. Kto nie pamięta boomu na książki Phantom Pressu, ich niekonwencjonalnych okładek (często dziwacznych) i tytułów (mniej i bardziej pulpowych). Co sprawiło, że Phantom się odrodził? Sentyment? Misja? Czysta kalkulacja biznesowa?
Phantom Books:
Hej. Może zacznijmy od tego, że nie wszyscy fani literackiej grozy pozytywnie zareagowali na odrodzenie serii książek klimatem z lat 90. XX wieku. Mam tutaj na myśli serie wydawnictw Phantom Press i Amber Horror. Wiesz, nie wszystkim dobrze kojarzą się opowieści o indiańskich demonach, morderczych krabach, ślimakach czy łowcach wszelkich demonów. To były specyficzne książki, zarówno jeżeli chodzi o treść, jak i formę wydania. Tzw. Złota Era Horroru to bardzo szeroki temat i nawet pojawiał się na prelekcjach podczas konwentów. Świetny felieton swego czasu napisał Bartek Czartoryski dla „igi magazyn”. Więc zakładając Phantom Books zdawałem sobie sprawę, że tego typu literatura nie trafi do wszystkich, że będzie miała zagorzałych zwolenników-kolekcjonerów jak i przeciwników. No i tak oczywiście się stało.
Źródło: https://www.facebook.com/Wydawnictwo-Phantom-Books-608481312540765/
Już odpowiadając na Twoje pytanie, na pewno nie była to kalkulacja biznesowa. Phantom Books to nieduże wydawnictwo, to bardziej projekt mający na celu wznowienie i odświeżenie tego typu literatury. Często z jej wadami i zaletami. To książki dla świadomego czytelnika (piszę oczywiście o b-klasowej serii), który nie szuka horroru przez wielkie „H”. To pozycje przede wszystkim dla relaksu, zabawy, oderwania się od rzeczywistości. Często z humorem i absurdalnymi pomysłami jak choćby „Dwugłowy aligator” Cichowlasa czy „Muchy” Siwca. Więc kupując któryś z tytułów serii czytelnik musi wiedzieć, że czeka go jazda bez trzymanki w każdym znaczeniu.
Misja? Nie wiem, kiedyś może ją miałem. Chciałem, aby horror wyszedł z cienia literatury, aby znowu był popularny. Myślę, że tak się dzisiaj dzieje. Przecież już nie tylko małe wydawnictwa wydają horror. Coraz częściej sięgają po tego typu literaturę te duże. Czy myślę, że w tym jest jakaś moja zasługa? Chyba nie. Daleko mi do pisania peanów na swój temat. Jednak pamiętam, że dostałem kiedyś wiadomość od Roberta Ziębińskiego, że dość mocno mieszamy na rynku, co powoduje, że inni wydawcy zaczynają interesować się tym gatunkiem. To było bardzo miłe, bo Ziębiński zazwyczaj wie, co pisze. Więc w sumie misja – o ile była – to została chyba zrealizowana. Jednak od dawna nie myślę w ten sposób.
Najbliżej temu byłby chyba więc sentyment. Ja kocham te książeczki, kolekcjonuję wszystkie wydania (i chyba wszystkie mam).
Proszę przybliżyć czytelnikom najciekawsze tytuły do tej pory wydane. Co zamierzacie wydać w przyszłości?
Phantom Books:
To mogłaby być bardzo długa odpowiedź. Wydałem około czterdziestu tytułów, w trzech seriach, do tego czternaście numerów czasopisma OkoLica Strachu. Z pewnością bardzo dobrze przyjętymi tytułami były: „Kamienica panny Kluk” Damiana Zdanowicza, „Słupnik” Kuby Bielawskiego, „Sny umarłych. Polski rocznik weird fiction” „Wiesz, kiedy umrzesz” Morta Castle, „Night Where” Johna Eversona, „Groza jest święta” Mikołaja Kołyszko, „Tragiczna wizja. Rzecz o nowelistyce Poego” Sławomira Studniarza” i mogę tak wymieniać. Jak wspomniałem, mamy trzy serie od b-klasy po pozycje popularnonaukowe. Z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie.
A plany? Jesień, to dwa zbiory w klimatach weird fiction, „Bezimienni” Ramseya Cambella i czekam bardzo na sfinalizowanie prac nad zbiorem opowiadań Dagmary Adwentowskiej i Agnieszki Biskup. To będzie wyjątkowa i świetna pozycja – wierzę w to.
Jak oceniacie bum na przeszłość, falę retromanii, duchologii i nostalgii, która krąży nad Polską niczym drapieżnik szukający ofiar spragnionych „dobrych, że aż złych” książek? Wiele osób uważa, że phantomowe książki były jak kasety VHS i wywołały rewolucję wśród czytelników i czytaczy.
Phantom Books:
Rynek tak wygląda, że co chwila wraca moda na produkty sprzed iluś lat. Szczególnie widać to w modzie. Swego czasu był bum na płyty winylowe (może nadal jest), wracają kasety magnetofonowe, ktoś tam w sieci chwali się, że gra w Super Mario Bros, czy Contrę.
A literatura? Myślę, że nie ma jednak boomu, a powrotu do ilości sprzedażowych nie było i nigdy nie będzie. To były zupełnie inne czasy. Rynek, po upadku komunizmu i zmianach w gospodarce oszalał na punkcie dóbr z zachodu. Wszystko schodziło z półek w ilościach, o których dzisiejsi autorzy horroru mogą tylko pomarzyć. Podobnie zresztą było na zachodzie Europy, tylko, że kilka lat wcześniej. Pisze o tym Alessandro Manzetti w wywiadzie dla najnowszej „OkoLicy Strachu”. Dzisiaj mamy zupełnie inne realia, inny rynek, inne zapotrzebowanie czytelników i samych odbiorców. Pewne rzeczy nigdy nie wrócą, może to i dobrze, bo co byłoby wspominać z łezką w oku?
Źródło: https://www.facebook.com/Wydawnictwo-Phantom-Books-608481312540765/
Wspieracie polskich autorów. Czy już znaleźliście „polskiego Kinga”, a może bardziej Mastertona, Koontza czy Guy’a Smitha?
Phantom Books:
Zacznę od tego, że jestem daleki od szukania polskich Kingów, Lovecraftów, Mastertonów i innych bohaterów literackiego horroru. Mam zresztą awersję na hasło „polski King”, zawsze wzbudzało to u mnie uśmiech zażenowania. Zresztą nie tylko u mnie, ale i w polskim fandomie horroru, który istnieje ze swoimi zaletami i wadami. Wielu ludzi robi tam MEGA robotę, ale i są tacy, którzy wszystko psują i kierują się zawiścią. A to najgorsza z cech ludzi, która zawsze prowadzi do złych rzeczy. Więc Phantom Books nie będzie szukał polskich odpowiedników zachodnich autorów. Chociaż…. pojawiają się głosy, że Tomasz Siwiec to taki Guy N. Smith polskiego horroru, ku radości Tomka.
Zazwyczaj grozę automatycznie wrzuca się do worka z fantastyką, ale przecież groza nieco odstaje od fandomu tworząc swój własny. Co jest tego przyczyną?
Phantom Books:
Bo groza to element fantastyki i już. Oczywiście panuje przekonanie, że to takie niechciane jej dziecko. Przecież element fantastyczny występuje w niemal każdej powieści grozy. W samej fantastyce także znajdziesz grozę. Dzisiaj na rynku funkcjonują gatunki, które mocno się przenikają. Często pojawiają się dyskusje ile w thrillerze horroru, a ile kryminału i odwrotnie. Zerknij na dark fantasy, na literaturę klasyczną grozy czy niesamowitą. Matką horroru jest szeroko rozumiana fantastyka – tak uważam.
Oczywiście, że groza ma własny fandom. Wspominałem o tym powyżej. Trudno mi jednak o nim pisać coś więcej. Swego czasu aktywnie w nim uczestniczyłem, jednak zderzyłem się tam z ludźmi, którym nie chodziło o tzw dobro horroru, a sianie kolejnych zamętów. Wręcz uważam, że osoby te działały na szkodę środowiska horroru, jak i na samą literaturę. Zauważ, że dzisiaj, odeszli od fandomu niemal wszyscy autorzy, którzy osiągnęli jakiś sukces. Nie uczestniczą w jego pracach, nie są aktywni na grupach, w mediach społecznościowych. Swego czasu w polskim fandomie działo się dużo złego. Ktoś pewnie powie – jak w każdym – ok. Ja mam czterdzieści pięć lat i naprawdę szkoda mi czasu na wykłócanie się w internecie. Spotkało mnie wtedy dużo dobrych rzeczy, ale i dużo złych. A nie jestem kukiełką, która za jakieś śmieszne dobra, czy zwykłe „sorry” zapomina o tym, co się działo. Dlatego nigdy tam już nie wrócę. Przychodzi taki czas w życiu człowieka, kiedy musi przewartościować swoje cele, spojrzeć do tyłu, przemyśleć wiele rzeczy i na mojej drodze nie ma znaku „Fandom horroru”.
Pamiętam, że dość niespodziewanie zauważyłem wasz powrót zza grobu. Zainteresowała mnie okładka książki Łukasza Radeckiego „Nienasycony”. Stylistyka klasy B nawiązująca do lat 90. może niektórych odstręczać. Zniechęcić do czytania „phantomów” nie jest trudno – wystarczy wspomnieć demony, krew i dawkę erotyki. Jak zachęcić tych, co nie kojarzą a chcą czegoś innego (oprócz wspomnianych wcześniej elementów)? 🙂
Phantom Books:
Okładka to było od zawsze pierwsze uderzenie w czytelnika horroru. Im bardziej krwawa, makabryczna, kolorowa, tym bardziej przyciągała uwagę, wybijała się z tandetnych i nijakich okładek w innych gatunkach literatury. Akurat ta do „Nienasyconego” miała nawiązywać do „Szatańskiego pierwiosnka” Guya N. Smitha. Obie są wspaniałe. U nas idealnie klimat zatrybił Dawid Boldys, który odpowiada za wszystkie okładki z serii.
Wydaje się mi, że czytelnik musi mieć jasną informację co trzyma w ręku, zanim zacznie czytać książkę. Właśnie po to, aby nie było rozczarowania. Aby horror wyszedł z niszy w której jest, musi dotrzeć do szerszego grona odbiorcy, niż te kilkaset osób na tych samych grupach na FB. Horror musi stać się literaturą przez wielkie „L”. Tak z niektórymi pozycjami się dzieje. Wspomnę choćby „Ćmę” Kuby Bielawskiego.
Drugą drogą jest mozolne budowanie rozpoznawalności autora i jego książek. Tak mamy w przypadku Artura Urbanowicza. To nie jest horror przez wielkie „H”, ale obecnie to chyba najbardziej popularny polski autor, który w pełni zasłużył na miejsce, w którym dzisiaj jest.
Dzięki wielkie za rozmowę i życzę Wam kolejnych udanych pozycji a czytelnikom masy frajdy z lektury, szczególnie jesienią!
Dziękuję za rozmowę – Sebastian.
Ps. Zachęcam do odwiedzin -> http://sklep.okolicastrachu.pl/