Usagi to cykl komiksów o króliku samuraju (podobnie jak u kaczek – niby zwierzaki, ale jednak ludzie – antropomorfizacja), samotnym „mieczu do wynajęcia”, wędrującym po Japonii w bardzo ciekawym okresie historycznym. Dbałość o szczegóły, zarówno historyczne czy socjologiczne nie powoduje u czytelnika znużenia podczas lektury. Przeciwnie, zachęca go do własnych poszukiwań.
Usagi jest komiksem zachodnim. Przy całej strukturze tła osadzonego w japońskich realiach, sposób narracji, jak i nawiązania czy mrugnięcia do czytelnika mieszczą się w kanonach naszej tradycji (mamy i Godzillę, i żółwie ninja, nie mówiąc o sposobie konstruowania akcji, który przypomina filmy „karate” z lat 80. ubiegłego wieku). Popkultura w pełnej krasie, a jednocześnie interesujący komiks. Jeden z tych, który wywołuje uśmiech na twarzy, wciąga jak bagno i powoduje reakcje w stylu: kurde, jakie to dobre!
Właśnie, dlaczego dobre? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Na pewno dużą rolę w odbiorze Usagiego odgrywa sam bohater, honorowy i lekko sterany 😉 przez życie samuraj (honorowy, niekoniecznie naiwny!). Dla ciekawych, kobiety również pojawiają się w opowieści i pełnią istotną funkcję: wsparcia lub zamotania bohatera. Przyjaciele i postacie wokół Usagiego również są bardzo ciekawie nakreślone, nie mówiąc o potworach z legend. Gen, łowca nagród, niby cyniczny, a jednak gość ze złotym sercem. Tomoe, która pilnuje pana Noriyuki czy Chizu ze swoimi ninja. Intrygi polityczne są ważną częścią opowieści, podobnie jak walki, obrony i ataki. Sakai stworzył dynamiczny cykl, narysowany prostą kreską i nieprzesadnie nacechowany przemocą, chociaż ona istnieje – raczej w wersji light przez sposób rysowania. Pojawiające się w historiach pejzaże czy sceny bitew pokazane z szerszego planu są równie plastyczne, a dla wielu byłyby świetnym plakatem.
Z racji tego, że Egmont wydał już trzy księgi (każda ponad sześćsetstronicowa!) warto się z Usagim zapoznać biorąc pod uwagę, że księga 1 zaczyna się od siódmej części (nie znam szczegółów, ale w grę chyba wchodzą kwestie wydawnicze). Nie przeszkadza to w odbiorze, chociaż pojawiające się nawiązania sugerują, że jednak sensownie sięgnąć po wcześniejsze krótsze wydania Egmontu, m.in. Ronin i Samuraj, żeby wiedzieć who is who i dlaczego tak a nie inaczej. Może Egmont na koniec wyda te pierwsze części w zbiorówce… Ocena? Maksymalna.