Na ostatnim spotkaniu rozmawialiśmy o klasyku wśród seriali. Popkulturalnej perełce (brzmi dziwnie!) – kultowym tworze (za często używamy tego określenia) – Twin Peaks. Jak zwykle bywa Klubowicze podzielili się w odbiorze starych i nowych odcinków. Jedni byli za starymi, inni za nowymi. Dla młodszych nowe są atrakcyjniejsze. Dla starszych klasyczne mają lepszy klimat. A co składa się na ten klimat?
Wiele czynników, spośród których możemy wymienić: bohaterów (chyba najlepszy Dale Cooper), reżysera i pomysł, muzykę i masę nawiązań popkulturowych (i nie tylko). Twin Peaks jest swoistą telenowelą i każdy może z serialu wyciągnąć to, co mu się żywnie podoba. Mamy dramat (a nawet dramatyzm i często tani!), upierdliwy motyw muzyczny, który po latach nadal gdzieś odzywa się w jaźni oraz muzykę w tle.
Montaże kamery (przeskoki) i niepokojący klimat sprawiają, że autentycznie zaczynamy się bać – chociaż z pewnością mniej niż kiedyś 😉 Serial był prekursorem w wielu kwestiach – spokojnie da się założyć, że był ojcem czy dziadkiem Z archiwum X (zresztą oba seriale łączy Duchovny).
Prosta (obrazowo rzecz ujmując) opowiastka z życia amerykańskiej prowincji szybko staje się czymś więcej. Atmosfera się zagęszcza a ludziki mają swoje trupy w szafach – z Laurą Palmer na czele. Po całej epopei dziwnych zachowań i tekstów oraz zapychaczy, trudno powiedzieć czy onirycznych czy paranoidalnych, odpowiedź na pytanie, kto zabił nie jest specjalnie atrakcyjna dla widza. Zresztą – kto jeszcze by pamiętał, że była jakaś dziewczyna… Zagubieni w detalu zaczynamy się zastanawiać, jaką (do jasnej ciasnej) grę prowadzi z nami reżyser. Gęsta i duszna atmosfera wariatkowa, ale i intuicja agenta powodują, że serial nie tylko staje się oglądalny ale chcemy więcej!
Opinia Pawła:
„Twin Peaks w swoim czasie było wyjątkowe. Wyróżniało się mieszaniem i przenikaniem gatunków, oniryczną atmosferą, środkami wyrazu zaczerpniętymi ze świata filmu (zdjęcia, muzyka, montaż) oraz specyficzną grą aktorską i poczuciem humoru. Dziś na pewno trudno tę produkcję porównywać ze współczesnymi seriami, było by to nawet nieuczciwe zważywszy na inne budżety, niemniej jestem zdania że Twin Peaks zmienił produkcje telewizyjne, pokazał że mogą mieć one większe ambicje i podejmować decyzje artystyczne zarezerwowane zwykle tylko dla kina. Ja Twin Peaks uwielbiam za tajemniczą atmosferę oraz pokręcone postacie, które dziwne są już na wstępie, a stają się jeszcze dziwaczniejsze z odcinka na odcinek. Twórcy licytują się tu wręcz na osobliwości, bo w jakiej innej produkcji zmieściły by się koło siebie Nadine, której obsesją są bezszelestne karnisze, tajemnicza Pieńkowa Dama, Agent Cooper ze swoją obsesją na punkcie kawy, zagubiony i dziecinny Andy, psychotyczny Windom Earle, piękna nastoletnia femme fatale Audrey, nie wspominając o epizodycznych dziwadłach takich jak Gigant, Tańczący Karzeł (Ramię), Bob, czy inne istoty z Czarnej Chaty. Twin Peaks ma też swoje słabości, jest tu sporo zapychaczy, scenarzyści często odwracają naszą uwagę od głównego wątku (niestety nie zawsze udanie), a wszystko co dotyczy postaci Jamesa i Dony jest po prostu nieoglądalne, widać też że część pomysłów (jak to u Lyncha) jest improwizowanych i na bakier z logiką czy jakimkolwiek sensem. No chyba, że tak lubianym przez artystę sensem prosto ze snu. Takie tez jest Twin Peaks, jak niezwykły sen, w którym reguły i nastroje zmieniają się co chwilę, od koszmaru po operę mydlaną.”
Zdanie Moniki:
„Na ostatnim spotkaniu omawialiśmy amerykański serial telewizyjny Twin Peaks. Osobiście go nie oglądałam ale pozostali członkowie przekonali mnie do jego obejrzenia, głównie ze względu na fabułę oraz obsadę aktorską i niewyjaśnioną zagadkę kryminalną.”