Jedziemy dalej na sentymencie! Tym razem album Przepraszam remanent, który kiedyś gdzieś miałem i się zapodział. W przeciwieństwie do bezdomnych wampirów kolorystyka jest w porządku a samo wznowienie przynosi nam historyjki (poniekąd dalszy ciąg przygód) Profesorka Nerwosolka i Entomologii Motylkowskiej ale i wampirów znanych z poprzedniej recenzji.
Ze składakami zawsze jest problem bo jeden czyta od nowa, inny kojarzy ze skrawków zamieszczanych w gazetach a trzeci z wcześniejszych wydań. Wiadomo, że składaki trudniej się czyta i trudniej je oceniać porównując z całymi albumami w stylu Antresolka…
Wampiry są wariacją dostępną w innych przygodach, zmieniają się postacie i teksty, co świadczy o tym, że pomysł był „sprzedawany” kilkakrotnie. Dość zaskakujące jest to, że wersja z Profesorkiem zestawiona np. z superboomową również bawi – może dlatego, że nie zostały jeszcze jak u wampirów podmienione teksty na bardziej „nowoczesne” – w związku z tym odcinki nie zestarzały się. Uważny czytelnik może nawet stwierdzić, że wcześniejsze wersje (remanentowe) miały minimalnie okrąglejszą kreskę a i dymki były bardziej pękate 😉 W wampirach mieliśmy odcinek z Thorgalem – tutaj z Profesorkiem i Entomologią.
Czy historyjki nadal bawią? Odpowiedź znajduje się wyżej – tak, bawią mimo zmian w sposobie rysowania postaci. Profesorek przypomina jeszcze bardziej niesfornego geniusza swoją lwią grzywą a i kształty są większe. Szczerze mówiąc – trudno mi stwierdzić, która wersja jest lepsza… Przyzwyczajony do Antresolki wolę jednak tamtą kreskę – remanentowa jest nieco infantylna.
Ozdobą wznowionego komiksu jest Wehikuł czasu, w którym Baranowski bawi się konwencją paradoksów i wychodzi mu to i doskonale i śmiesznie. Niewidzialny człowiek również fabularnie odkurza sprawdzone patenty (sprawdzone i dobre!). Eliksir młodości zaś pokazuje szaleństwo, za które Baranowski został klasykiem polskiego komiksu.