Po opinii Pawła: http://kmfsagitta.pl/2016/08/03/serialnik-odc-2-stranger-things/ opinia innego Pawła 🙂
Ponieważ moje plany sylwestrowe wzięły w łeb oraz dlatego, że nie chciałem by moje dwa poprzednie wpisy zostały uznane za powodowane jedynie chęcią zdobycia darmowej książki, postanowiłem napisać coś jeszcze. Kiedy piszę te słowa poza słuchaniem pojedyńczych wybuchów petard kończę właśnie pierwszy sezon serialu Stranger Things.
Korzystając z tej okazji chciałbym się z wami podzielić moimi wrażeniami, chociaż z góry zastrzegam, że nie jest to recenzja. Generalnie nie lubię recenzji, jak i samych zawodowych recenzentów, z wyłączeniem recenzji naukowych, albo opinii przygotowanych przez uznanych reżyserów, pisarzy itp. Takie kategoryczne określanie „co autor miał na myśli” oraz mówienie ludziom, co mają o czymś myśleć trąci mi Ferdydurke Witolda Gombrowicza oraz słynnym „Słowacki wielkim poetą był”, ale wracam do tematu.
Źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Stranger_Things
Zacznę od tego, że serial mnie jakoś szczególnie nie zachwycił, nie zrozumcie mnie źle, oglądało mi się go bardzo przyjemnie, ale zabrakło mi w nim tego „czegoś”, które nie pozwala się człowiekowi oderwać od monitora i jeszcze długo po obejrzeniu przeżywać losy bohaterów. W serialu jest taka scena, w której Nastka, moja ulubiona bohaterka oraz wedle mnie najciekawsza postać w całym Stranger Things ratuje Mike’a, dokładnie co i jak każdy zainteresowany może zobaczyć w serialu tak więc nie będę spoilerował. Nie wiem dlaczego, ale moim pierwszym skojarzeniem po jej obejrzeniu był film Psy, gdy Franz po uprzednim zabiciu głównego złego. każe rosyjskim mafiosom oddalić się z miejsca zdarzenia bardzo szybko w bliżej nieokreślonym kierunku. Fragmentów, które podobnie działały na moją wyobraźnię jest naturalnie w serialu więcej, chociaż moim zdaniem i tak za mało.
Tym, co mi się najbardziej podobało w Stranger Things jest „oldschoolowość” tej produkcji, z ekranu aż „bije” atmosferą amerykańskich lat osiemdziesiątych. Dla wszystkich tych, którzy z własnego doświadczenia, albo seriali z tego okresu lepiej ode mnie kojarzą te czasy, z pewnością będzie to niebagatelna zaleta. Czegoż tu nie ma: paczka dzieciaków z sąsiedztwa na tropie, lokalna gwiazda sportu i przystojniak w jednym, szeryf po przejściach i niecna rządowa agencja. W zasadzie znajdziemy tu wszystko, co kojarzy mi się z klasyką kina, a zwłaszcza seriali z tego okresu, a ponieważ łączy to razem całkiem zgrabna fabuła naprawdę przyjemnie się ogląda.
Podsumowując, dla wszystkich tych, którzy mają w sercach sentyment do amerykańskiego kina familijno-przygodowego oraz seriali lat osiemdziesiątych gorąco polecam. Cała reszta nawet bez tego sentymentalnego ładunku powinna się dobrze bawić.
Ps. Wpis pojawił się dopiero teraz bo choć cały został napisany w Sylwestra musiałem go jeszcze zredagować i trochę wygładzić, a ostatnio trudno mi się zebrać do pisania.
Autor: Paweł Lewandowski.