W poprzedni weekend odbyła się dwudziesta siódma już edycja MFKiG, i druga na którą udali się Sagittarianie.
Z pociągiem nie było takich rewelacji jak rok temu, po drodze nikt torów nie ukradł, dojechaliśmy na czas, cali i zdrowi, w sam raz żeby jeszcze kupić bilet bez potrzeby stania w kolejce. I wtedy po raz pierwszy uderzyła nas… ciekawa organizacja. Po bilet była jedna kolejka, tyle że przy wejściu, po okazaniu biletu, dostawało się opaskę upoważniającą do chodzenia po festiwalu, i do tego była już kolejna kolejka, w której stał milion osób. Po odstaniu w tej drugiej udało nam się wreszcie zostać pełnoprawnymi uczestnikami festiwalu… i musieliśmy od razu wyjść z Atlas Areny, bo pierwsza prelekcja na którą szliśmy była w drugim budynku. Wtedy po raz drugi uderzyła nas ciekawa organizacja, bo nie można było wyjść wejściem, a wyjście znajdowało się kompletnie gdzie indziej. Mogło chociaż być jakoś obok :/.
No nic, nasza grupa się rozdzieliła, i jedni poszli na spotkanie z autorami z magazynu Relax, a drudzy na spotkanie z Sebastianem Skrobolem. Oddaję głos Galonowi, który wybrał wtedy bardziej klasycznych twórców:
Premiera antologii zapowiadana była jako jedno z głównych wydarzeń tegorocznego MFKiG, tymczasem sala w której odbywała się prelekcja nie była wypełniona po brzegi i problemu ze znalezieniem miejsc nie było. Trochę pewnie w tym zasługi wczesnej godziny, swoje też pewnie zrobiła wspomniana gigantyczna kolejka (choć prelekcje odbywały się akurat w zupełnie innym budynku). Na spotkaniu obecni byli Grzegorz Rosiński i Ryszard Bańkowicz, miał być jeszcze Bogusław Polch ale nie udało mu się dotrzeć z powodów zdrowotnych. Spotkanie prowadził Tomasz Kołodziejczak, ale szybko okazało się, że rozmowa zaczęła żyć własnym życiem. Autorzy opowiedzieli co nieco o pracy nad komiksami wydawanymi w „Relaxie”, wspominali swoje pierwsze odczucia co do tego projektu (np. Rosińskiemu bardzo się nie podobała nazwa, bo on chciał działać, a relaks mógł się kojarzyć z nic nierobieniem), jednak chyba większą część rozmowy zajęły różnorakie anegdoty i dygresje o tamtejszych czasach. Mimo, iż nie do końca na temat, to jednak były one bardzo ciekawe i zabawne, choć były też poważniejsze tony (np. odnośnie dziennikarstwa, czy uczestnictwa twórców komiksu w tworzeniu propagandy, tu obaj prelegenci radzili też by dzisiaj trzymać się z dala od podobnych tematów). Autorzy wspominali też komiksy ukazujące się jeszcze przed Relaxem, m. in. „Wicek i Wacek” z Dziennika Łódzkiego oraz komiks którego nazwy niestety nie zapamiętałem (ale wspomnienie jego nazwy wyraźnie poruszyło Grzegorza Rosińskiego).
Ja natomiast byłem na Skrobolu, i było spoko. Spotkanie dotyczyło głównie Mute. nowego zbioru krótkich form z rysunkami Skrobola, zawierającego komiksy publikowane w ciągu ostatnich siedmiu lat, i dwie nowości. Na spotkaniu był również Bartosz Sztybor, scenarzysta niektórych komiksów z Mute. Rozmowa dotyczyła głównie pracy nad komiksami, strony technicznej; Skrobol mówił, że scenariusze od Dennisa Wojdy dostaje w formie opowiadania, a Bartosz Sztybor rozrysowuje storyboardy, że zdarza mu się zmieniać coś w tych storyboardach, ale czasem nie może bo zepsuje to kompozycję strony, że te starsze komiksy narysowałby całkowicie od nowa. Dowiedzieliśmy się też, że wykorzystanie jego grafik przez Croppa na koszulkach nie dało mu boostu popularności i było raczej kolejnym zleceniem, a w ogóle Cropp bez jego zgody zmienił kolorystykę w grafikach (niefajne zagranie).
Po spotkaniu ze Skrobolem mieliśmy dużo wolnego czasu, więc wpadliśmy w szał zakupów. W każdym razie ja. I jestem cholernie zadowolony, chociaż Mucha Comics zapomniało przywieźć najnowszy tom Chew (jestem pewien, że co najmniej trzech Sagittarian nad tym ubolewa). Po okrążeniu prawie całej korony Atlas Areny udało mi się zgarnąć autograf od Jacka Świdzińskiego, i popędziliśmy na spotkanie z Milo Manarą, a nasza druga grupa, ci co byli na Relaxie, udali się na premierę gry karcianej Zaklinacze. Oddaję im głos:
Zaklinacze to gra karciana wydana przez Gindie, w której wyruszamy na wyprawę, podczas której zbieramy magiczne przedmioty i walczymy z potworami. Ot, otoczka typowego RPGa, w nieco humorystycznym/sucharowym klimacie. Udało nam się dopchać do stolika i zagrać jedną partyjkę, gra sprawiła na tyle pozytywne wrażenie, że zdecydowaliśmy się na zakup. Jest to dość prosta i nieskomplikowana pozycja, w którą można zagrać w ok. 15-30 minut. Polecam!
Na Manarze było, muszę to ze smutkiem przyznać, trochę nudno. Prowadzący skupił się na najnowszym komiksie tego autora, Caravaggio. Wolałbym posłuchać ogólnie o twórczości Manary, no ale to tylko osobista preferencja. Dowiedzieliśmy się, że Caravaggio będzie liczył dwa tomy, Manara opowiadał w jaki sposób przygotowywał się do wiarygodnego oddania epoki historycznej, że większość postaci w komiksie naprawdę istniała, oraz że Caravaggio był pierwszym komiksem Manary kolorowanym na komputerze. Co ciekawe, zajmująca się tym kolorystka używała tej samej palety barw, której Caravaggio używał w swoich obrazach.
Trochę znowu muszę się przyczepić do kwestii organizacyjnej. Milo Manara jest Włochem, więc mówił po włosku, to oczywiste. Niestety, po zadanym pytaniu udzielał całej odpowiedzi, i dopiero potem zaczynał mówić tłumacz. Przyznam, że za każdym razem kiedy przez kilka minut słyszałem tylko niezrozumiały dla mnie włoski trochę przysypiałem, i przez to nie zauważałem momentu kiedy zaczynał się polski. O wiele lepiej było to rozwiązane na spotkaniu ze Scottem McCloudem, ale o tym za chwilę.
Po Manarze popędziliśmy na spotkanie z Kasią Niemczyk, które było piętnaście minut później, a po drodze udało mi się zgarnąć autograf od Skrobola. Jak rysował to pogadaliśmy, mniej o jego nowym albumie i bardziej na luzie, i było bardzo fajnie, Skrobol dobry koleś.
Kasia Niemczyk opowiadała głównie o swojej pracy w Marvelu, ale znalazła się też chwila na jej ulubione gry (mamy tu fankę Mass Effecta). Jej przygoda z Marvelem zaczęła się na tym samym festiwalu, MFKiG, rok temu. Nie mogła, niestety, zjawić się osobiście, więc „najprzystojniejszy polski rysownik” Sebastian Skrobol (wiem, dużo tu o nim, nic nie poradzę, jest zajebisty) zaniósł jej portfolio do Pana Cebulskiego, łowcy talentów z Marvela. Spodobało się, a że szukano rysownika do pisanej przez Chelsea Cain serii Mockingbird, to zatrudniono polską artystkę. Dzięki temu w Mockingbird są easter eggi z postaciami takimi jak Stanisław Lem, czy (no obiecuję, ostatni raz) Sebastian Skrobol.
Znowu przerwa, znowu zakupy! \o/
Nadszedł czas na spotkanie ze Scottem McCloudem, człowiekiem, który sprawił że kocham komiksy. Pozwolę sobie porównać je do spotkania z Milo Manarą, bo organizacyjnie wyszło to o wiele lepiej. Przede wszystkim, prowadzący zadawał różne pytania, nie skupiając się na żadnym konkretnym komiksie McClouda. W ten sposób dowiedzieliśmy się że McCloud zaczął czytać komiksy dopiero w wieku czternastu lat, bo wcześniej był snobem i uważał że komiksy mają brzydkie rysunki, i nie mają żadnej wartości literackiej. To nastawienie zmienił jego przyjaciel, Kurt Busiek (teraz znany scenarzysta współpracujący z największymi amerykańskimi wydawnictwami), i wszyscy jesteśmy mu za to wdzięczni. McCloud opowiadał też o swoich pracach, od Zota po Stwórcę, o planach na przyszłość, których wymienił dość sporo, i wspomniał że bardzo wolno pracuje, więc nawet jeśli kiedyś powstanie Zrozumieć Komiks 2.0, to trochę jeszcze na to poczekamy. Świetnie się tego słuchało, bo raz że McCloud ma bardzo przyjemny głos, a dwa że słychać że wystąpienia publiczne nie są dla niego nowością. Muszę też pochwalić kwestię tłumaczenia, i znów przywołać spotkanie z Manarą. McCloud mówił trzy-cztery zdania, dawał chwilę tłumaczce żeby powiedziała je po polsku, i kontynuował. W ten sposób nie było długich fragmentów w języku który nikogo nie obchodzi.
Ostatnie zakupy! I dwa ostatnie spotkania. Część z nas wybrała się na spotkanie z Jakubem „Demem” Dębskim, oddaję głos Arkowi:
Dla mnie zwieńczeniem 27 edycji MFKiG w Łodzi było spotkanie z Demem. Już zmierzając w stronę sali konferencyjnej wiedziałem, że spotkanie to będzie się różnić od pozostałych. Jakub Dębski jest osobistością nietuzinkową, wyróżniającą się na tle innych komiksiarzy. Pierwszy raz kontakt z jego twórczością miałem kilka lat temu, gdy jako młody użytkownik internetu zetknąłem się jego serią filmów filozoficzno-naukowych poruszających tematy takie jak: sens życia czy miejsce zwykłego człowieka we wszechświecie, pod tytułem „Ogarnij się”. Moje przeczucia co do jego prelekcji okazały się być słuszne. Spotkanie nie miało wyznaczonej osoby prowadzącej więc musiał nią być sam Dem. W przeciwieństwie do innych spotkań, to nie miało żadnego scenariusza. Dem po prostu siedział na krześle, narzekał, że internet w laptopie nie działa, i odpowiadał na pytania publiczności. Gwoździem programu miało być przedpremierowe zaprezentowanie nowego odcinka serii „Star Trek przerobiony” będącej parodią kreskówki z 1973 roku. Niestety, Dem zapomniał pendrive z filmem. Na szczęście jako dorosła i umiejąca radzić sobie w życiu osoba przypomniał sobie, że ma w telefonie link do filmu na YouTube i przez 10 min próbował go przepisać do przeglądarki. Kiedy już mu się udało okazało się, że internet działa tak wolno, że nie uciągnie filmu. Smutek. Na końcu wytłumaczył, że zaczął odmawiać robienia sobie z nim zdjęć bo jest to dla niego zbyt męczące. Spotkanie zakończyło się gromkimi brawami tłumu, który klaskałby nawet, gdyby Dem nie powiedział ani słowa na swojej prelekcji.
Cały MFK natomiast oceniam bardzo pozytywnie. Impreza została dobrze zorganizowana. Odbyło się wiele ciekawych spotkań z twórcami takimi jak: Scott McCloud, Marvano czy Milo Manara. Jestem bardzo zadowolony z obecności w tym wydarzeniu i jestem pewien, że za rok wybiorę się również.
Reszta zaś udała się zobaczyć Tomasza „Spella” Grządzielę, osobiście mojego ulubionego rysownika. I okazało się że nie tylko jego komiksy są świetne, ale też Spell jest cudowną osobą. Niestety, na pierwszy album „Opowieści z Czterościanu” będziemy musieli jeszcze poczekać jakieś półtora-dwa lata, ale w międzyczasie dostaniemy nowy komiks internetowy. „Pies Maciek” będzie opowiadał o dwóch dziewczynkach które znalazły psa, będącego płatnym zabójcą (lub seryjnym, nie pamiętam T.T), i ma pokazywać „tę obrzydliwą stronę miłości”. Czekam, jaram się, chcem :F.
To koniec, nastał wieczór, poszliśmy na pociąg, i wróciliśmy do Sieradza. To był najlepszy dzień ever. Do czasu kolejnego MFK 😉
Scott McCloud rządzi! Facet gada jasno i klarownie, a do tego ma wizję. Chciałbym poczytać więcej o jego wizjach przyszłości komunikacji. Cała impreza całkiem udana, pomimo organizacyjnego zamieszania. Za rok obecność ponownie obowiązkowa!