„Na plasterki!!!” jest jednym z ciekawszych blogów jakie podczytuję od dawna. Dużo materiału, iście fanowskie zaangażowanie i wyszperane ciekawostki, wszystko to powoduje, że warto tam zajrzeć:
http://na-plasterki.blogspot.com/
a ja postanowiłem zadać kilka pytań twórcom bloga – oto efekt 🙂
Prowadzicie bardzo zacnego bloga „Na plasterki!!!”, na którym oprócz ciekawostek można znaleźć rzeczy „okołozwiązane” z Januszem Christą. Czy macie w planach coś większego na kształt portalu, z forum dyskusyjnym?
Tematyka bloga jest na to zbyt niszowa. Po pięciu latach dorobiliśmy się jakiegoś tysiąca stałych czytelników i nie da się tej liczby powiększyć, choćbyśmy wyszli ze skóry. Od czasu do czasu udaje nam się wrzucić temat, który zainteresuje ludzi spoza komiksowego getta i wtedy potrafimy mieć nawet kilkanaście tysięcy wejść jednego dnia, ale po tygodniu sytuacja wraca do normy. Tak było np. w przypadku artykułów o występie Jacka Gmocha w „Wojach Mirmiła” albo o związkach „Kajtka i Koka w kosmosie” z „Gwiezdnymi Wojnami”. Staramy się wychodzić do realu, robimy prelekcje na konwentach, wystawy, publikacje, ale słabo nam się to przekłada na fanowską aktywność na blogu. Ludzie wolą teraz konsumować niż uczestniczyć i jest to chyba ogólny trend, który obserwujemy również na dużych portalach komiksowych.
Nie może obyć się bez pytania o głównego zainteresowanego, który dał nam wszystkim tyle radości, o Janusza Christę – dlaczego wielkim rysownikiem i artystą był? Wymieńcie ulubione komiksy, które uważacie za najlepsze w jego dorobku.
Christa nie był ani Wielkim Rysownikiem, ani Wielkim Pisarzem, co zresztą sam wielokrotnie podkreślał, może trochę kokieteryjnie. Za to niewątpliwie był Wielkim Komiksiarzem. Rozumiał materię komiksu jak mało kto i potrafił to wykorzystać. Z dzisiejszej perspektywy jego komiksy mogą wydawać się nieco archaiczne, pozbawione dynamiki, do której przyzwyczaiły nas nowoczesne kreskówki, czy współczesnych chwytów narracyjnych rodem z komiksu amerykańskiego, a jednak wciąż czyta je się znakomicie. Są jak seriale o Klossie i Czterech pancernych, które ogląda się z przyjemnością za każdym razem, gdy tylko puszczą je w telewizji. Tajemnica sukcesu Christy była chyba podobna, jak w przypadku tych seriali, a polegała na umiejętności tworzenia bohaterów, do których odbiorca natychmiast się przywiązywał. Dodajmy do tego świetny warsztat oraz pomysłowość i mamy gotowy przepis na dzieło kultowe.
Jeśli chodzi o nasze ulubione komiksy Christy, to odpowiedź jest trudna. Bardzo lubimy „Na tropie pitekantropa” za epicki rozmach, „Opowieści Koka” za purnonsens, „Bajki dla dorosłych” za grafikę. Ale bez dwóch zdań najwięcej emocji budzi w nas seria o Kajku i Kokoszu, gdzieś tak do „Dnia Śmiechały”. Do tego stopnia, że czasami śnią nam się nieznane, zaginione odcinki, ale to podobno normalne u kolekcjonerów.
Ostatnio czytałem monografię Grzegorza Rosińskiego (w zasadzie wywiad-rzekę), gdzie rysownik przywoływał tygodnik Vaillant („zrobił na mnie ogromne wrażenie i rozbudził we mnie chęć rysowania komiksów” – P. Gaumer, P. Rosiński. Grzegorz Rosiński. Monografia, Warszawa 2015, s. 27). Rosiński nieco wcześniej na stronie 24 wypowiada się o Chriście, że był jednym z pionierów polskiego komiksu: „Najważniejszą serią wczesnego etapu jego twórczości był Kajtek i Koko, odznaczający się dosyć dynamicznym i niezwykle zabawnym rysunkiem”. Z tego, co wyczytałem swego czasu u Was na blogu, Vaillant był równie ważny dla Christy. Powiedzcie w paru słowach, dlaczego?
Francuski „Vaillant” nie był ważny, tylko NAJWAŻNIEJSZY, bo w czasach dzieciństwa i młodości Christy był jedynym dostępnym w PRL-u źródłem komiksów. Z tego samego powodu był również najważniejszy dla całego pokolenia polskich komiksiarzy, zwanych dziś Wielkimi Mistrzami: dla Papcia Chmiela, Rosińskiego, Polcha i innych. Na początku kariery wszyscy oni wzorowali się na nim i są na to liczne przykłady. Podobna sytuacja miała miejsce w całym obozie socjalistycznym, w każdym razie wszędzie tam, gdzie dochodził „Vaillant” – zwłaszcza w Rumunii, Czechosłowacji i w Rosji. Tam, gdzie magazyn nie dochodził, czyli np. w NRD, sztuka komiksu nigdy nie wyszła poza obrazki z podpisami.
Musimy tu wyjaśnić, że „Vaillant” był tygodnikiem komiksowym, wydawanym przez dziennik „L’Humanite”, należący do Francuskiej Partii Komunistycznej. Miał ogromny nakład, bo kraje socjalistyczne kupowały go na potęgę, żeby w ten sposób finansować działalność francuskich komunistów. Był to jedyny powód, dla którego magazyn ten był dostępny w kioskach niemal całego bloku wschodniego. Poza tym jednym wyjątkiem, komiks w czasach stalinowskich był tępiony jako szkodliwy przejaw zachodniej zgnilizny. Ale właśnie za ten wyjątek jesteśmy bardzo wdzięczni partyjniakom z Europy Wschodniej, bo wraz z „Vaillantem” za żelazną kurtynę docierały znakomite komiksy wybitnych twórców, takich jak Jean Tabary, Paul Gillon, José Cabrero Arnal, Eugène Gire, Jean Cézard czy Raymond Poïvet. Kiedyś zrobimy o tym wystawę za francuskie pieniądze i będziemy z nią jeździć po całej Europie.
Mamy wznowienia, często w pięknych albumowych wydaniach. Niemniej o ile w przypadku „Ekspedycji: Bogów z kosmosu” (seria Polcha wg Danikena) czy „Funky Kovala” przymykam oko na wagę czy papier, o tyle w przypadku Tytusów i komiksów Christy jakoś nie mogę przekonać się do kolorystyki i świetlnych refleksów (przyzwyczaiłem się do starych wydań). Co sądzicie o wznowieniach i generalnie jak wygląda odbiór Christy obecnie?
Kolorystyka albumów Egmontu rzeczywiście jest trochę podkręcona w stosunku do KAW-u, ale to tylko źle świadczy o starych wydaniach. W „Świecie Młodych”, gdzie poligrafia stała na wysokim poziomie, odcinki „Kajka i Kokosza” też były bardzo jaskrawe. Nie podobają nam się natomiast niektóre okładki dorobione przez Egmont, np. „Woje Mirmiła” część 3 (perspektywa leży i kwiczy), czy zbiorcze albumy „Kajtka i Koka” (komputerowe gradienty). Przydałoby się, żeby ktoś je po prostu narysował, a nie posklejał z kawałków komiksu. Ale z tym może być problem, bo jest tylko jeden rysownik, który potrafi w 100% podrobić styl Christy. Nazywa się Zbigniew Derkacz i jest tak zawalony robotą, że niechętnie przyjmuje nowe zlecenia.
Pytanie o rynkową pozycję Christy jest bardzo dobre, ale należałoby je raczej zadać wydawcy. Prawa do całej twórczości Mistrza ma dziś Egmont Polska, to on publikuje albumy i gry planszowe „Kajko i Kokosz”, a także udziela pozwoleń na produkcję figurek czy gier komputerowych. Niestety, chętnych do korzystania z tej licencji nie ma zbyt wielu. Podobizn Kajka i Kokosza nie znajdziemy ani na opakowaniach słodyczy, ani nawet na okładkach szkolnych zeszytów. W sumie nie ma się czemu dziwić, bo od 25 lat seria jest martwa. Sytuacja mogłaby ulec radykalnej zmianie tylko w przypadku ukazania się nowych komiksów z Kajkiem i Kokoszem albo emisji serialu animowanego. Same wznowienia starych albumów niczego tu nie zmienią.
Poruszamy się w kręgu klasyków polskiego komiksu… Planowany jest film na bazie komiksów Tadeusza Baranowskiego (widać go na Facebooku) o Diplodoku. Jak wygląda „kwestia filmowa” u Christy? Czy oprócz dokumentów, sztuk i amatorskich prób można liczyć na coś więcej?
Będzie to bardzo trudne. Podstawową przeszkodą jest styl Christy, niezwykle trudny do podrobienia i jeszcze trudniejszy w animacji. Postacie rysowane przez Baranowskiego czy Papcia Chmiela składają się z prostych kształtów i łatwo można wykonać rzut z każdej strony albo komputerowy model 3D. Na przykład do komiksów Papcia świetnie pasuje styl kreskówek Hanna Barbera, a do Baranowskiego styl Warner Bros. Ale Christę trzeba animować po disnejowsku, bo jego postacie są właśnie disnejowskie – „miękkie” i dość skomplikowane. Na początku lat 90. znakomitą próbkę „Kajka i Kokosza” wykonało studio w Bielsku-Białej, jednak do nakręcenia filmu nie doszło. Niedawno rękawicę podjął grafik z branży gier wideo, Krystian Krzychowicz. Nawiązał on wprost do projektu z Bielska-Białej, osiągając na komputerze efekt bardzo zbliżony do tamtych poklatkowych animacji. Mocno Krystianowi kibicujemy w tym przedsięwzięciu, zaopatrujemy go też w oryginalne szkice filmowe Christy. Efekty można na bieżąco śledzić na naszym blogu. Kto wie, może coś z tego wyjdzie?
Jakie są wasze najciekawsze okazy związane z „piewcą słowiańszczyzny komiksowej”?
Dla nas zawsze najciekawsze jest to, czego wcześniej nie znaliśmy. Wkrótce po pogrzebie Janusza Christy, przy wsparciu stowarzyszenia Contur, pojechaliśmy do Sopotu w celu skatalogowania rysunków pozostawionych przez Mistrza. Dzięki życzliwości wnuczki autora, Pauliny udało nam się w ciągu jednego dnia spisać i skserować kilka kilogramów nieuporządkowanych szpargałów. Były wśród nich dwa zeszyty w kratkę z młodzieńczymi komiksami Christy, niepublikowane ilustracje, a nawet niewykorzystany scenariusz „Kajka i Kokosza”. Ale prawdziwym Świętym Graalem okazała się tekturowa teczka z napisem „śmietnik”, wypchana szkicami, studiami postaci, odrzuconymi projektami i notatkami. Dla nas, jako kolekcjonerów i „komiksowych archeologów”, szkic jest zazwyczaj cenniejszy od wersji ostatecznej. Ze szkicu można sporo wyczytać: prześledzić proces twórczy, odgadnąć inspiracje, powiązać fakty, a czasem rozwikłać jakąś pasjonującą zagadkę. To właśnie tamte znaleziska stały się dla nas bodźcem do założenia bloga.
Drugim etapem katalogowania szkiców zajęli się już nasi pomorscy bracia w komiksie i zeskanowali wszystko dla potomności. Przy okazji wypatrzyli kolejne kwiatki, jak choćby unikalne szkice wykonane na odwrocie komiksowych pasków (w PRL-u brystol był towarem deficytowym, dlatego Christa wykorzystywał każdy wolny skrawek papieru). Jeszcze teraz na światło dzienne potrafią wypłynąć różne sensacyjne eksponaty, ale siłą rzeczy coraz rzadziej. Ostatnio w Łodzi odnalazła się okładka niezrealizowanego albumu „Złoto Mirmiła”, a nieco wcześniej dostaliśmy cały scenariusz serialu „Kajtek i Koko w kosmosie”. Sytuacja wciąż jest rozwojowa, co niezmiernie nas cieszy.
Dzięki za poświęcony czas! Pozdrawiam!
Dzięki. Zapraszamy na nasze prelekcje w realu, w czasie których staramy się pokazywać skarby, których nie możemy opublikować w sieci. Na Festiwal Komiksu w Łodzi macie dość blisko 🙂
No i patrz, trzeba przeglądać program Festiwalu Komiksu uważniej, bo przegapiliśmy wystawę 😀
Kto przegapił, ten przegapił. Zerkałem 😀