Water…Earth…Fire…Air. Long ago, the four nations lived together in harmony. Then everything changed when the Fire Nation attacked. Only the Avatar, master of all four elements, could stop them. But when the world needed him most, he vanished. A hundred years passed and my brother and I discovered the new Avatar, an airbender named Aang. And although his airbending skills are great, he still has a lot to learn before he’s ready to save anyone. But I believe Aang can save the world.
Tymi słowami rozpoczyna się najlepszy serial animowany, jaki kiedykolwiek powstał, i prywatnie jedno z moich ulubionych dzieł popkultury. Avatar: The Last Air Bender to serial animowany stworzony przez Michaela Dante DiMartino i Bryana Konietzko, emitowany na kanale Nickelodeon w latach 2005-2008. Powstały trzy sezony po 20, trzeci 21, odcinków.
Świat Avatara został skonstruowany w bardzo prosty sposób. Istnieją cztery nacje, każda przypisana do innego żywiołu. Plemię Wody, Królestwo Ziemi, Naród Ognia i Nomadowie Powietrza. W każdej nacji istnieją ludzie zdolni kontrolować przypisany im żywioł. W oryginale są to „benders” a to co robią to „bending”, więc np. kontrolowanie ognia to „fire bending”. Większość ludzi wykorzystuje to jako sztukę walki, ale oryginalnie była to forma interakcji z naturą której ludzie nauczyli się od pierwotnych benders, zwierząt posiadających te zdolności. Jeśli człowiek z danego narodu jest…benderem? Nie podejmę się tłumaczenia tego bo nic sensownego nie przychodzi mi do głowy, uznajmy że benderem. No, to jeśli człowiek z danego narodu jest benderem to panuje tylko nad żywiołem przypisanym do jego pochodzenia.
Wyjątkiem jest Avatar, potężny bender wszystkich czterech żywiołów, a przy okazji pomost między światem ludzi a światem duchów, który ma utrzymywać balans i harmonię na świecie. Istnieje taki jeden, a jak umrze to reinkarnuje w kolejnym narodzie według „cyklu Avatara”, który już znacie. Woda, ziemia, ogień, powietrze.
Jak dowiadujemy się z intra, Naród Ognia zaatakował resztę świata a Avatar, który w takiej sytuacji by się przydał, zniknął. Zniknął na sto długich lat. Serial rozpoczyna się gdy rodzeństwo z Plemienia Wody, water bender Katara i wojownik Sokka (oboje dzieciaki po 14 lat) znajdują kogoś zamarzniętego w górze lodowej. Ów ktoś okazuje się być Nomadem Powietrza, co jest ciekawe biorąc pod uwagę fakt że Nomadowie Powietrza zostali zmieceni z powierzchni ziemi przez Naród Ognia. Jeszcze ciekawsze jest że kolejny Avatar miał narodzić się właśnie jako Nomad Powietrza. Aang, bo tak zwie się ów koleżka, sto lat temu, gdy dowiedział się że jest Avatarem, z pewnych przyczyn których nie zdradzę bo spoiler, zabrał swojego latającego bizona Appę i uciekł na nim z Południowej Świątyni Powietrza ale natknął się na burzę i oboje spadli do oceanu. Pod wodą Aang użył swoich avatarowych mocy żeby się nie utopili, ale trochę ich zamroziło. Sto lat później, zaledwie dwunastoletni chłopiec, obudził się w rzeczywistości w której jest jedyną osobą która może uratować świat.
Mój opis nie brzmi aż tak dobrze jak to wygląda w rzeczywistości, heh.
Początek fabuły znacie, o dalszej części powiem tylko że jest ZA-JE-BIS-TA. Kolejne wątki cudownie się przeplatają i łączą tworząc spójną całość, relacje między postaciami niejednokrotnie mnie wzruszały (tak, były łezki) a historia świata przedstawionego sprawia że chce się wiedzieć więcej i więcej. A rodzina królewska Narodu Ognia jest absolutnie cudowna <3
Generalnie kilka razy podczas oglądania oczka robiły się mokre od emocji a szczęka opadała do podłogi od epickości walk :3
Istnieje wersja z polskim dubbingiem ale wytrzymałem z nią całe 3 sekundy. Serio, polecam oglądać w oryginale.
Za wszelkie błędy i niespójności w tekście przepraszam, jest czwarta nad ranem i mogłem coś pomieszać ale musiałem się z wami podzielić geniuszem Avatara :*
Dzisiaj, czyli w sobotę dwudziestego piątego lipca, właściwie wczoraj, skończyłem oglądać trzeci sezon. Znacie to uczucie kiedy mieliście do czynienia z czymś absolutnie cudownym i nie chce wam się robić nic innego bo i tak nie będzie lepsze?
A, na bazie pierwszego sezonu powstał film live-action w reżyserii M. Night Shyamalana, którego powinno się zwać Shyamalamanalnamanem (wrr), ale nie oglądajcie go. Wciąż staram się wyrzucić z głowy te bolesne wspomnienia…
Powstała również animowana kontynuacja, Avatar: The Legend of Korra, dziejąca się siedemdziesiąt lat po wydarzeniach z The Last Air Bender ale jeszcze jej nie widziałem to nie mogę się wypowiedzieć.
Jeśli jeszcze kogoś nie zachęciłem do obejrzenia tego cudownego i wspaniałego (158/10!!!) serialu to proszę, niedźwiedziobak.
Nie wiem czemu ta głupia strona nie pozwala mi zrobić akapitów w tekście. Jak zwykle cały świat przeciwko mnie :/
Brzmi zachęcająco 🙂
Wyedytowałeś mi nazwisko Shamalamnamanalana :c
Edyta była.
https://en.wikipedia.org/wiki/M._Night_Shyamalan 😉
Shiiit, po pierwszych zdaniach zapachniało Kapitanem Planetą 😀 No ale z dalszej lektury wynika, że to na szczęście coś zupełnie innego.
Nie sądziłem, że ktoś jeszcze pamięta Kapitana Planetę… [szacun] 🙂